Rozdział 10

155 12 0
                                    

By Naialka (perspektywa Vanessy)

Czułam coraz większe osłabienie i ból, gdy około siedemnastoletni "mężczyźni" nieumiejętnie próbowali zawiązać mi bandaż. Nie mieli żadnego doświadczenia, raz zaciskali za mocno, raz za słabo, a krew dalej wypływała z otwartych żył.

Nie miałam siły, by cokolwiek powiedzieć, powoli zaczynałam tracić świadomość. Moje ciało stało się wyjątkowo ciężkie, siedziałam na białym fotelu, nogi trzymając w kałuży własnej krwi.
Harry chyba nie pomyślał o najważniejszej rzeczy, która powinna znajdować się w tym jakże ogromnym budynku. Nie ma tu lekarzy, więc jak oni sobie radzą z chorobami? Nawet nie chcę o tym myśleć. Z każdą sekundą traciłam coraz więcej krwi. Gdzie był Harry?

- Człowieku zrób coś, przecież jak ona nam się tu wykrwawi, to szef postara się dla nas o najbardziej wolną i bolesną śmierć! - krzyknął jeden z chłopaków, który co chwilę patrzył na moją twarz - patrz jaka już jest blada!

- Wiem, Boże, wiem! - darł się drugi. Wszystkie głosy mieszały mi się w głowie, tworząc niesamowity hałas. Do tego zaczęłam krztusić się własną śliną.

Kolejny hałas wytworzył Harry, który jednym susem doskoczył do mojego fotela, wyrwał zakrwawiony już bandaż jednemu z chłopaków i starannie zawiązał go wokół mojej rany. Dzięki Bogu, chociaż on się na tym zna.

Po chwili do pomieszczenia przybył także Louis. Pomimo, że rana na ramieniu przestała krwawić, byłam ogromne osłabiona, a mój stan był krytyczny.

- Nie ma co, zabieramy ją do szpitala - odrzekł stanowczo Louis. Moje powieki zaczęły niekontrolowanie się zamykać.

- Zwariowałeś? Dobra w sumie racja. Dobiję targu z lekarzem, powymyślam jakieś historyjki... Boże, a jeśli on nas wyda? - głos Harrego stawał się coraz głośniejszy - to przez was,
idioci, który do niej strzelił? - skierował się w stronę młodych chłopaków.

Nie słyszałam już nic. Życie przeleciało mi przed oczami i straciłam przytomność.

***

Obudziłam się otoczona jasnym światłem i białym kolorem szpitalnej sali, drażniącym moje oczy. Ledwo nabierałam powietrze i czułam, jak mój mózg i płuca domagają się o więcej tlenu. Serce też biło mi strasznie nierównomiernie - raz tak szybko, że omało nie mdlałam, a raz tak wolno, że miałam wrażenie powolnego umierania.

Uniosłam lekko głowę, bym mogła w pełni zobaczyć całe pomieszczenie. To nie trudne, szpitalna sala, białe ściany, łóżko, na którym leżałam i kroplówka. Rękę miałam szczelnie unieruchomioną i nawet nie miałam w niej czucia. Ostatnim razem, gdy zostałam w nią postrzelona nie było tak źle, ale może to dlatego, że Harry nie chciał mi zrobić dużej krzywdy. A ci tutaj, chcąc strzelić do Nialla nie przyswoili do swoich mózgów, że jestem całkiem blisko. Skutek jest taki. Właśnie, Niall! Gdzie on jest? A Sara? Marco? W ogóle skąd chłopaki się tu wzięli? Uderzyła mnie fala nowych myśli, przez które zaczęło kręcić mi się w głowie.

Usłyszałam niewyraźny zgrzyt otwieranych drzwi i rozmazaną sylwetkę postaci.

- Ciii, spokojnie - powiedział delikatny męski głos - oddychaj - powtarzał.

To chyba był lekarz. W każdym razie pierwszy raz słyszałam ten całkiem przyjemny dla ucha głos. Mimowolnie zaczęłam się uspokajać, a serce biło bardziej równomiernie.

- Jak się czujesz? - zapytał po jakimś czasie lekarz. Był młody i całkiem przystojny. Jakby dopiero skończył studia i zaczął leczyć. Brązowe włosy, delikatne rysy twarzy i przyjazny uśmiech. Duże brązowe oczy śledziły każdy mój ruch.

- Lepiej. Gdzie jest Niall? - zapytałam, zapominając, że lekarz przecież go nie zna.

- Aa Niall, leży sobie spokojnie w sali obok - uśmiechnął się brunet, a ja gwałtownie usiadłam na łóżku. Słysząc, że Niall tu jest chciałam zerwać z siebie igłę od kroplówki i jak najszybciej do niego pobiec.

Niestety, lekarz choć młody dosyć silny,
chwycił mnie stanowczo za ramiona i jednym ruchem położył z powrotem na łóżku. Moje ciało dalej było osłabione, przez co nie miałam siły, by się wyrwać.

Wydychałam głośno powietrze i mocno zaciskałam zęby, a lekarz dalej siedział na stołeczku obok i patrzył z troską na moją twarz.

- Nie możesz wstawać, mogłabyś stracić przytomność - powiedział po chwili, w jego oczach pojawiło się współczucie. Wiem, że chciał dla mnie dobrze, ale mój stan wcale się nie polepszał, gdy nie widziałam mojego Nialla.

- Muszę go zobaczyć - powiedziałam dosyć szorstkim głosem.

- Zapewniam cię, że jest z nim bardzo dobrze. A teraz, muszę iść i... - nie dokończył. Wstał i obkrążył moje szpitalne łoże. Z boku wyciagnął kilka białych pasków i owinął nimi moje ciało, uniemożliwiając mi ruch.

- Co ty robisz?! - krzyknęłam, gdy lekarz zaczął kierować się w stronę drzwi.

- Uwierz, że to dla twojego dobra - odpowiedział łagodnie z anielską cierpliwością. Rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie, a on się lekko uśmiechnął i zniknął za drzwiami.

Zaginione 3 || H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz