Jedenasty cios

185 22 4
                                    

#emifightsFF  

Pakowałam właśnie kilka rzeczy i prezenty do walizki, którą zabierałam ze sobą do Bradford. Krzątałam się po pokoju gościnnym u Horana, a Isabelle przyglądała się każdemu mojemu ruchowi, siedząc na moim łóżku, na którym położyłam walizkę. Byłam w zasadzie już na półmetku pakowania i wzdychałam raz po raz, mając problemy z pakowaniem – nigdy nie byłam dobra w organizacji miejsca w walizce, nawet gdy miałam go cholernie dużo do dyspozycji, jak w tym przypadku.

- Jesteś pewna, że nie chcesz pojechać z nami do Mullingar? - zapytała, poprawiając po mnie włożoną przed chwilą do bagażu bieliznę.

- Nie będę się zwalać wam na głowę – wywróciłam oczami, wkładając kolejne ubrania do środka. - Zresztą... Mogłabym spędzić te święta ze swoją rodziną jak co roku, ja po prostu chcę spędzić te święta z Zaynem.

To była prawda, to był mój wybór. Nawet Simpson nie nalegał w tej sprawie. Twierdził, że nie ma zamiaru wchodzić w nasze życia aż tak bardzo, ale chyba każdy wiedział, że taka decyzja była po jego myśli. Poza tym moje relacje z Malikiem w ciągu ostatniego tygodnia naprawdę się ociepliły, chociaż nadal było nam daleko do określenia tego nawet dobrym koleżeństwem. Oboje jednak rozumieliśmy, że tkwimy w tym gównie razem, co było – minęło, a starych ran nie powinno się rozdrapywać.

- Pogodziliście się? Tak na serio? - zdziwiła się Moore, a ja popatrzyłam na nią, zagryzając dolną wargę i unosząc brwi.

- Chyba tak – powiedziałam niepewnie. - Nie jest tak jak kiedyś, nigdy już nie będzie, ale zawsze to jakiś progres w porównaniu do skakania sobie do gardeł. Miła odmiana, mniej męcząca i toksyczna.

- Rozmawialiście o...

Isabelle nawet nie musiała kończyć zdania. Obie wiedziałyśmy o czym mówiła. Przepłakałam przecież całe popołudnie zanim nareszcie przetrawiłam słowa Zayna o jego uczuciach. Ale od pamiętnego wtorku nie poruszyliśmy tego tematu ani razu i nie zapowiadało się na rychłą zmianę tego faktu. Nie byłam pewna, czy to było dobre rozwiązanie.

- Nie, nie rozmawialiśmy o tym. I nie mam zamiaru wyciągać tego tematu na własne żądanie. Gdy będzie chciał, sam o tym wspomni. Tylko szczerze mam nadzieję, że nie stanie się to w te święta, bo to jest ostatnia rzecz, której teraz potrzebuję. Chcę zapomnieć o moich problemach na parę dni, to chyba nie jest wiele?

- Twój wyjazd tam jest jak chodzenie po linie bez zabezpieczenia w takim razie, wiesz? - odparła Is, a ja wywróciłam oczami, dokładając ostatnie rzeczy do bagażu.

- Od kiedy jesteś taka poetycka? - parsknęłam, zamykając walizkę.

- Od zawsze – roześmiała się szczerze rozbawiona moją uwagą. - Wracając... Chcesz się odciąć od problemów w święta, spędzając je u ich źródła?

- A może to nie on jest problemem? Może to ja nim jestem? - Isabelle spojrzała na mnie niezrozumiale. - To ja podejmuję te wszystkie decyzje. Mówiłam, że nie chcę go widzieć, ale i tak poszłam na galę, na której wiedziałam, że się pojawi. Mówiłam, że go nie cierpię, gdy ciągle jak idiotka go kocham i sama się zastanawiam dlaczego. Zgodziłam się na umowę z Simpsonem i zaczynam się martwić, że ja tego chciałam, a nie byłam zmuszona. A teraz chcę spędzić u niego święta, mimo że nie muszę tego robić. Nie widzisz tego, Is? To naprawdę zakrawa o bipolarność, a ja nawet nie chcę iść do specjalisty, bo na pokręcony sposób mi z tym dobrze, choć jednocześnie okropnie mi z tym źle.

- To z kolei jest masochizm – mruknęła, patrząc na mnie w zamyśleniu.

- Wiem... - westchnęłam. - Nie wiem, czemu to się dzieje, ale Zayn jest dla mnie źródłem mojej autodestrukcji, a jednocześnie zupełnym tego przeciwieństwem. Jest moim słońcem, a ja ćmą, która chce się ogrzać w jego promieniach, ale zamiast tego ginie powoli na własne życzenie. To tak jakby był trucizną i antidotum w jednym – spojrzałam bezradnie na blondynkę.

Emi Fights ✖ malik, lloydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz