Czwarty cios

209 19 3
                                    

#emifightsFF  

- To jest nas dwoje.

Nie spodziewałam się usłyszeć od niego takiej rzeczy. Liczyłam na to, że odejdzie, mamrocząc pod nosem przeprosiny, które nic by nie dały. Jednak taka odpowiedź nie znajdowała się w moim planie, nie brałam jej pod uwagę.

- Co? - wydusiłam z siebie, marszcząc czoło.

To była moja chwila słabości, gdy jeszcze jego słowo mogło mnie totalnie zniszczyć, zakończyć dewastację mojego serca, którą rozpoczął kilka lat temu. Z perspektywy czasu wiedziałam, że moment, w którym się w nim zakochałam był początkiem mojego końca, ale paradoksalnie jedynym czego w tej chwili pragnęłam to pławić się w jego toksyczności tak samo jak kiedyś. Pragnęłam znowu chłonąć jego dotyk i zapach jakby to było jedyną rzeczą, która trzymała mnie przy życiu, a jego głos był jak piosenka, której nie możesz przestać słuchać. Jego obecność była dla mnie jak narkotyk, a jego brak jak kryptonit – w obu przypadkach działał na mnie destrukcyjnie.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś śmieszny w tym momencie? Jak śmiesz twierdzić, że kiedykolwiek mnie kochałeś? - wybuchłam po chwili, z bólem się od niego odsuwając. - Bo jeśli już kogoś kochasz, to kochasz na zawsze, a ja nie przypominam sobie byś pojawił się w moim życiu przez ostatnie pięć lat. Nie dam się nabrać na takie sztuczki, Zayn.

- Proszę cię, wysłuchaj tej całej historii. To nie tak jak myślisz! - jęknął, robiąc krok w moją stronę, a ja automatycznie cofnęłam się o taką samą odległość.

- Spóźniłeś się, Zayn. Twój czas minął już dawno temu. I słuchanie przeze mnie historyjki o tym, że to pewnie menadżer ci kazał mnie rzucić w tak perfidny sposób nie ma najmniejszego sensu. Bo to i tak niczego między nami nie zmieni – mówiłam, patrząc mu w oczy. - A teraz pozwól, że znowu zacznę się bawić, bo szczerze? Rozmowa z tobą jest ostatnią rzeczą, której teraz chcę.

Kłamstwo, wierutne kłamstwo. Ale już od dawna byłam przyzwyczajona do mijania się z prawdą, jeśli chodzi o wszystkie rzeczy związane z Malikiem. Sam mnie tego nauczył, dając mi do zrozumienia, że my też byliśmy kłamstwem. A potem szło już lekko... Bo czemu wszyscy mają wiedzieć o moich uczuciach, o moich słabościach, o małych i większych grzeszkach?

- Zatańcz ze mną – poprosił, kładąc rękę na moim ramieniu, gdy się odwracałam. Znieruchomiałam. Nie tylko dlatego, że czułam jego palący dotyk na odkrytej skórze, ale dlatego, że nie wiedziałam, czy się zgodzić. - Jeden taniec – dodał, widząc moje wahanie.

- To nie jest dobry pomysł – odparłam, strącając jego rękę.

- Ostatni taniec i znikam.

Westchnęłam ciężko i obróciłam się w jego stronę, mrucząc pod nosem, że się zgadzam. Delikatnie złapał mnie wtedy za nadgarstek i pociągnął nieco bardziej w tańczący tłum. Gdy stanęliśmy ze sobą twarzą w twarz, spojrzałam na niego beznamiętnie. W tle zaczęło lecieć coś wolniejszego, więc niepewnie sięgnął po moje dłonie i umiejscowił je na swoich ramionach, a ja nie spuszczałam z niego wzroku, utrudniając mu zapewne zachowanie zimnej krwi. Potem położył dłonie na moich biodrach, przysuwając mnie nieco bardziej do siebie, lecz z zachowaniem pewnego dystansu. Nie spuszczaliśmy z siebie wzroku dopóki się nie odezwał, bo wtedy spuściłam głowę.

- Przepraszam. Wiem, że to według ciebie tylko puste słowa, by uspokoić sumienie. I poniekąd masz rację, bo przez te wszystkie lata nie było dnia, gdy nie wypominałem sobie tego, co ci zrobiłem.

- Po co mi to mówisz? Mieliśmy tańczyć, a nie rozmawiać – odpowiedziałam, zerkając na niego z dołu. - Nie chcę słuchać jak robisz z siebie ofiarę własnej pułapki, bo mam dosyć swoich problemów. Nie potrzebuję twoich historyjek o złamanym sercu, bo sam złamałeś moje, więc naprawdę...

Emi Fights ✖ malik, lloydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz