William, gdy tylko woda stała się zimna, a jego mięśnie zesztywniały, wstał z wanny. Przebrał się w nowe ubrania i wyszedł z łazienki. Przemoknięta i ubłocona koszula wraz ze spodniami i bielizną były porozrzucane w jego sypialni. Nie schylił się po nie, by je podnieść, tylko zawołał jedną ze służek, by ona to zrobiła. Zawołana dziewczyna przyszła po chwili i gdy skończyła wykonywać swoje zadanie, została zatrzymana przez swojego pana oto tymi słowami:
- Nie życzę sobie, żeby ktoś przez ten czas wchodził do mojej sypialni. Jeśli będę czegoś potrzebował, zawołam kogoś. A teraz wyjdź - rozkazał, a Dolly skłoniła się nisko i potem wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi.
Na fotelu biurowym usiadł młody wampir, odchylając głowę do tyłu na oparciu i kładąc obie nogi na biurku. Obraz, jaki teraz widział to padające od dołu do góry krople deszczu, a raczej ulewy, która nie umożliwiała spojrzenia na świat zewnętrzny. A nawet jeśli nie byłoby tego okropnego deszczu, William nie chciałby nawet na niego patrzeć. Podniósł rękę na wysokość swojej twarzy, przyglądając się jej przez chwilę w milczeniu. "Tą dłoń odtrącił", pomyślał nagle. Zacisnął powieki i opuścił dłoń na uda, nie mogąc uspokoić swoich szwankujących myśli. Rodzina - daleka, jak i ta bliska, chwile - dobre, jak i te złe, problemy związane z Klanem, Philip...
Mały chłopczyk o czarnej i bujnej czuprynie biegał po łące, uśmiechając i śmiejąc się wesoło. Była to jedyna taka okazja, w której mógł wyjść ze swoim bratem poza mury posiadłości. Nie pozwalano mu bowiem wychodzić po śmierci jego rodziców, czyli od zawsze. Cieszył się nowym, świeżym powietrzem, nie ciągle tym samym w jego ogrodzie. A widoki, które po raz pierwszy widział, były przepiękne. Wielkie kwiatowe pole rozciągało się od kamiennej drogi, na której czekała ich bryczka zrobiona z ciemnego drewna i zaprzęgnięta przez czarnego, masywnego rumaka, aż po sam las, znajdujący się około kilometr dalej. Słońce świeciło dzisiaj wysoko nad bezchmurnym niebie, a wiatr wiał lekko, wprawiając rośliny w delikatne kołysanie.
William przykucnął przy kolorowym kwiecie, na którym przysiadł motyl - paź królowej. Szybkim i niezgrabnym ruchem próbował złapać skrzydlatego owada, lecz ten za każdym razem mu umykał. Z tego powodu zaprzestał swoich poczynań i pociągnął smutno nosem.
- Nie chce się złapać! - chłopczyk zwrócił się do Philipa, który powoli zmierzał w jego stronę, a William ukradkiem zerknął na niego. Uważał, że jego brat jest bardzo przystojny i zastanawiał się, czy kiedyś on sam też taki będzie. Starszy z nich miał bowiem bardzo pociągającą twarz, chude, ale za to umięśnione ciało, jak na wampira szlachetnej krwi przystało i miły uśmiech, który nie znikał z jego twarzy. Był milszy, bardziej uczynny i pomocny od wszystkich wampirów, które kiedyś widywał w ich posiadłości. Tamte tylko przysłaniały swoje wewnętrzne uczucia pod kamienną maską.
- Co się stało? - zapytał Philip, gdy był prawie tuż obok swojego brata.
- Ja chciałem złapać motyla, ale on mi ucieka!
- Dlaczego chcesz go złapać?
- Chciałem ci go dać. Ty zawsze coś mi dajesz, a ja nigdy nie miałem okazji, aby ci się odwdzięczyć... - wyznał nieśmiało William, a jego brat zaśmiał się cicho. Przykucnął przy nim, gładząc jego małe plecy.
- Dziękuję, że o mnie myślisz. Ale nawet jeśli chciałeś mi go podarować, nie można atakować bezbronnych stworzeń. One także mają uczucia, jak ty. - Spojrzeli nawzajem w swoje oczy, które były tego samego koloru: szmaragdowo-zielonego. W ogóle - wyglądali tak samo. Tak jakby William był mniejszą wersją Philipa.
- Ale... chociaż, żeby raz usiadł na mojej dłoni... - powiedział cicho najmłodszy z wampirów.
- Chyba wiem na czym polega twój problem... - rzekł tajemniczo wampir z nutą rozbawienia i powagi, a oczy dziecka zalśniły, pragnąc dowiedzieć się, co robił nie tak.
CZYTASZ
Nic nie dzieje się dwa razy
VampireWilliam Turner i jego brat Philip są wampirami, którzy mieszkają w pięknej posiadłości, którą otrzymali w spadku po swoich rodzicach. Najstarszy brat (Philip) bardzo lubił wychodzić do ludzi, ponieważ nie chciał przesiadywać codziennie w domu, w kt...