Minęły około dwa tygodnie odkąd Oliver pojawił się w życiu Williama. Spędzali ze sobą każdą chwilę, jaka była im dana. Chłopak dostał nowe ciuchy, które za pierwszym razem nie chciał przyjąć, ale po krótkiej mowie Williama, która w stu procentach była trafna, nie miał nic do gadania. W tym czasie przeczytał dwie książki, które dostał od niego, co również podniosło go intelektualnie. Potrafił już pisać i czytać bez zająknięć, ale nadal miał trudności z długimi słowami oraz z takimi, których nigdy nie słyszał na uszy, ani nie widział na oczy. Kilka razy kiedy nie padał deszcz, albo jak nie było za zimno wychodzili na wielki ogród, który znajdował się obok posiadłości. W ogrodzie było szarawo i smutno. Ale stopniowo się to zmieniło, kiedy Oliver wyraził swoją nieśmiałą opinię, żeby tu trochę pozmieniać. Teraz dookoła były posadzone nowe krzewy, z których wyrosną kiedyś piękne kwiaty, a ścieżki oraz ławki obrośnięte kiedyś mchem właśnie lśniły.
W tym momencie William i Oliver siedzieli obok siebie w bibliotece, czytając książki. Evan rozpalił ogień w kominku, dodając przyjemną atmosferę do czytania. Był już późny wieczór, ale obaj nie odczuwali zmęczenia. Kiedy Oliver skończył czytać ostatnią stronę, położył ją na podłodze, na której też siedział wraz z czarnowłosym. Dyskretnie na niego spojrzał. William także podniósł wzrok z nad książki i popatrzył prosto w jego miętowe oczy, które teraz wyglądały na turkusowe.
- Will. - zaczął niepewnie Oliver. Czarnowłosy odstawił książkę na bok, nie odrywając od niego wzroku. - Jestem bardzo ci wdzięczny, że przyjąłeś mnie pod swój dach. Gdyby nie ty... nie wiem gdzie bym się podział. - powiedział szczerze, patrząc w jego oczy, w których odbijało się światło z kominka. Will rozchylił lekko wargi, a potem je szybko zamknął.
- Nie ma o czym gadać. - powiedział kręcąc głową.
- Postanowiłem, że... opowiem ci.
- Ale o czym?
- Wszystkim... co się stało moim rodzicom i co się stało przed trafieniem do ciebie. - zacisnął mocno dłonie, powstrzymując się od napadu wściekłości, jaka panowała w jego rozżarzonym sercu pełen smutku i gniewu.
- Słucham. - powiedział William, nie starając się mu przerwać, czy zakłócić jemu postanowieniu. Usiadł bliżej Olivera, a ten przybliżył kolana do siebie, opierając ręce i głowę na nich. Oczy miał zwrócone do pomarańczowo-żółtego ognia, który wyrzucał w górę błyszczące iskierki. Przed wymówionym słowem chłopak wziął głęboki wdech.
- Mieszkałem w jednej wiosce, w której miałem przyjaciół i kochającą rodzinę. Moja mama i tata byli handlarzami, którzy sprzedawali różne książki za małą cenę. Nie raz dawali je sierotom, czy biednym rodzinom. Byli naprawdę świetni, podziwiałem ich. - przy tym zrobił małą przerwę. - Miałem także młodszą siostrę. Nazywała się Natalie i była bardzo podobna do mnie. Miała takie same piegi, znamię w tym samym miejscu, a na jej twarzy zawsze pojawiał się radosny uśmiech. Byłem prze szczęśliwy, że posiadałem taką kochającą rodzinę. Innej sobie bym nie wymarzył. - na niego twarzy pojawił się chwilowy uśmiech, a potem zmienił się kamienny wyraz twarzy. - Ale... pewnego dnia przydarzyło się coś, co będę pamiętał do końca swojego życia. - po raz kolejny wziął wdech, ale krótki i nie mal drżący. - Rano, kiedy nad ziemią roztaczała się gęsta mgła usłyszałem przerażające krzyki i jęki. Te dźwięki nie chciały przestać się powtarzać. Wyszedłem na dwór i... i... chyba mi nie uwierzysz, ale... ja widziałem wampiry. - William rozszerzył gwałtownie oczy, a jego ręce powoli zaczynały się trząść. Ścisnął je, aby uspokoić małe drżenia dłoni. - Zabijali wszystkich dookoła... - powiedział z drgającym głosem. - ... Gdy pobiegłem do domu, aby się ukryć, a przede wszystkim uchronić Natalie... było już za późno... - zakrył twarz w kolanach, ale nadal nie przestawał mówić:- Leżała martwa na podłodze, a nad nią stał wampir, stwór o zimnej cerze oraz ze szkarłatnymi oczami... z palców wylizywał jej krew... Rodzice dawno już nie żyli, bo widziałem, jak podbiegają do mnie i nagle upadają. Mieli głęboką ranę na plecach, która rozciągała się od ud do głów. Za nimi stał kolejny wampir, który zaczął sączyć z nich krew, a ja... nie mogłem się nawet ruszyć... tylko patrzyłem się... wyczekiwałem, kiedy mnie nie zabiją. Jednak straciłem tylko przytomność, a potem znalazłem się w twojej posiadłości, w łóżku... - ostanie zdanie wypowiedział cicho szlochając.
CZYTASZ
Nic nie dzieje się dwa razy
VampirosWilliam Turner i jego brat Philip są wampirami, którzy mieszkają w pięknej posiadłości, którą otrzymali w spadku po swoich rodzicach. Najstarszy brat (Philip) bardzo lubił wychodzić do ludzi, ponieważ nie chciał przesiadywać codziennie w domu, w kt...