Rozdział 17.

488 60 10
                                    

Podróż minęła dość nienadzwyczajnie dla chłopca. Całą drogę zajął się na oglądaniu świata zewnętrznego, którego po raz pierwszy widział na oczy, bo nie miał nic lepszego do roboty. Natomiast nie mógł także zasnąć podczas podróży, ponieważ droga była relatywnie wyboista. Postoje odbywały się po dwugodzinnej jazdy. Oliver nieco się zaskoczył, że te konie są tak bardzo wytrzymałe, że były im tylko potrzebne dwie półgodzinne przerwy. I dzięki nim, w granicach sześciu godzin, dotarli wszyscy na miejsce.

Oliver wysiadł z powozu, oglądając na pierwszym planie wysokie, kolorowe drzewa i nie za duży dwupiętrowy budynek. Podszedł kilka kroków do przodu i wnet wystraszył się staruszka, który pojawił się tuż obok niego. Był ubrany w strój kamerdynera, na prawym oku miał założony monokl ze złotym łańcuszkiem, a z kieszeni od spodni wystawał fragment zegarka kieszonkowego.

– Dzień dobry. Czekaliśmy na pana – rzekł spokojnie mężczyzna z lekkim zachrypniętym głosem. – Jestem Colin Seward, zarządzą dworka oraz pański główny kamerdyner. – Przywitał się, subtelnie się kłaniając i prosząc gestem ręki, żeby za nim podążył. W tym czasie woźnica zabierał bagaże z dormezy.

Przeszli przez krótką, ale za to szeroką drogę, która prowadziła do małej posiadłości. Dookoła rosły wszelakie drzewa, krzewy. Elewacja była zrobiona z kamienia i udekorowana drewnem modrzewia, który także został użyty wewnątrz do schodów oraz drzwi. Stanęli naprzeciwko frontowym wejściu. Uprzednio wchodząc na taras, otoczonym średniej wielkości drewnianym płotem oraz przykrytym dachówkowym zadaszeniem.

Colin otworzył drzwi i przepuścił Olivera jako pierwszego do środka. Na początku chłopak ujrzał przedsionek, który został połączony z ciągnącym się długim korytarzem. Po obu jego stronach były zapalone świece. Niedaleko znajdowały się schody do góry; trzy drzwi oraz korytarz, który prowadził w prawą stronę. Ściany tego pomieszczenia były obłożone ciemnym dębem i tapetą w kwiatowe wzory na ciemnozielonym tle. Drewno, o najczęściej ciemnych tonacjach, grały tu najgłówniejszą rolę na ścianach, sufitach oraz podłogach.

Woźnica położył delikatnie walizki obok wejścia, po czym poprawił prowizoryczny czepek na swojej głowie.

– To wszystko – powiedział mężczyzna, nie wyglądając na zmęczonego podróżą.

Chłopak pomyślał, że on na co dzień przejeżdża masę mil i nie przystoi mu marudzić podczas swojej pracy. Zerknął na dwóch mężczyzn, którzy wymienili ze sobą kilka zdań, staruszek zapłacił sumę banknotów drugiemu, a on z szerokim uśmiechem podziękował i wyszedł. Colin odwrócił się do brązowowłosego, kiedy on ściągnął z siebie wierzchnie odzienie.

– Od dzisiaj, panie Oliverze, będziesz tu mieszkał. To twój dom – przemówił do niego kamerdyner, zdejmując białe rękawiczki ze swoich rąk.

Oliver wyprostował się, spinając wszystkie mięśnie na plecach, by potem rozluźnić je po wydechu. "Teraz będę wieść resztę mojego życia wśród ludzi. Ale czy spokojnie? to ja nie wiem. Wczoraj, jak i dwie noce temu nawiedzały mnie najmroczniejsze koszmary, które dotąd mi się nie śniły. A jakoby tego było gorzej, William postanowił mnie zawieść daleko, by nie musieć na mnie patrzeć. Nawet za mną się nie pożegnał... Czyż byłem dla niego takim ciężarem?!"

– Domyślam się, że pan jest zmęczony długą podróżą. – Wyrwał go z długiego rozmyślania pan Seward. Chłopak popatrzył na niego zdezorientowany, bo przez chwilę nie wiedział co do niego powiedział.

– Tak, tak – rzekł Oliver, przypominając sobie jego pytanie. "Nie spałem przez prawie cały dzień..." pomyślał. – Gdzie będę mógł odpocząć?

– Nasza pokojówka zaprowadzi cię do pańskiej sypialni. – Wskazał kamerdyner na wysoką służebnicę, która pojawiła się po pewnym momencie.

Nic nie dzieje się dwa razyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz