10. Man Down

507 47 1
                                        

~ Harry's P.O.V ~

- Co? - powtórzyłem oniemiały.
- Nie jestem pewna, czy chcę to dalej ciągnąć... Nie mogę tak żyć.
- Skarbie...
- Nie nazywaj mnie skarbem - wtrąciła mi się w słowo Dexie, wychodząc z kabiny i niemal od razu zakryła się ręcznikiem, odbierając mi przyjemność z oglądania jej pięknego ciała. - I nie patrz się tak na mnie.
- Jak? - Podszedłem do niej nagi i nawiązałem z nią kontakt wzrokowy. Jej oczy błyszczały wstydem i jednocześnie chęcią poznania tego, o czym myślę, lecz wierzcie mi :
Nie chciałaby wiedzieć.
- Tak... Jak na gorącą sztukę - powiedziała, rumieniąc się uroczo. - Lub jak na przekąskę.
- Ciebie to akurat bym schrupał - odparłem, kładąc swoje ręce na jej talii. Ku mojemu zdziwieniu nie zaprostestowała.
- Harry, chcę wrócić do swojego domu...
- Nie - rzekłem dobitnie. - Nie pozwalam.
- Nie pytam Cię o zgodę, tylko oznajmiam Ci to. Wracam do domu.
- Muszę Cię mieć na oku. W każdej chwili mogą się tam zjawić ludzie Blais'a. Nie, po prostu nie mogę. Zostajesz tu i koniec, kropka.
- Odkąd pojawiłeś się w moim życiu, ciągle grozi mi śmierć, to Cię nie dziwi? - spytała, podnosząc swoją drobną dłoń i położyła ją na mojej klatce piersiowej. Mimochodem moje serce przyśpieszyło swe obroty. Stary, opanuj się! To tylko dziewczyna!
- Co sugerujesz? - zadałem jej pytanie, odgarniając mokre włosy z jej twarzy.
- Że gdy wtedy spotkałam Cię po raz pierwszy na ulicy, od tamtego czasu ciągle przytrafiają mi się same złe rzeczy.
- Twierdzisz, że zesłałem na Ciebie pech? - Parsknąłem.
- Coś w tym stylu.
- Jak widzisz : chłopacy i dziewczyny jeszcze żyją. Ty też przeżyjesz.
- Tylko jest jedno ale : ja nie preferuję takiego życia.
- Musisz zacząć się przyzwyczajać, bo nigdzie samej Cię nie puszczę beze mnie, chłopaków lub dziewczyn - rzekłem, przyciągając ją do siebie, na co ta zesztywniała. - No, rozluźnij się odrobinę, skarbie. Nie zrobię Ci krzywdy.
- Mówiłeś to już wiele razy, Harry. Nienawidzę kłamców - Spojrzała na mnie wzrokiem zbitego psa. Cholera, dlaczego za każdym razem musiała mi wypominać moje alter ego? To coś głęboko we mnie, coś co nade mną panuje... Ugh! Jak ja jej ma to wbić do głowy? Bo ranienie jej już nie wchodziło w grę. Nie mogłem patrzeć na jej posiniaczoną twarz. Koniec z tym.
- Tym razem Ci to obiecuję - położyłem dłonie na jej zaróżowionych policzkach. - Obiecuję ci, że już nigdy nie podniosę na Ciebie ręki, choćby by mnie diabli wzięli. Jeśli już to zrobię, pozwolę Ci odejść. Nawet Cię nie powstrzymam...
- Nie wiem czy zdołam odejść... - Jej słowa na maksa mnie zaskoczyły. Nie wiem dlaczego, ale ucieszyłem się z jej wypowiedzianego zdania. Jakbym w głębi duszy chciał je usłyszeć... Czy to było dziwne?
- Tym lepiej - uśmiechnąłem się lekko.
- Dobra, zostanę, ale mam do Ciebie jedną prośbę, okay?
- Nie ma sprawy - uśmiechnąłem się szerzej.
- Ubierz się w coś, proszę Cię.

***

~ Dexie's P.O.V ~

Minął kolejny tydzień, lecz ten już nie był pełen napięcia, bólu i płaczu. Był naprawdę jednym z lepszych. Harry zmienił się do niepoznania. Był troskliwy, opiekuńczy w stosunku do mnie i bardzo miły, chwilami aż przesłodzony, ale nie zwracałam na to uwagi, gdyż Joshua był taki sam.
Ale uwielbiałam w Harrym to, że był zupełnie inny od reszty. Sukinsyn był wyjątkowy. I niesamowicie czarujący. Działał na mnie, a tego nie chciałam.
- Ta sukienka jest boska, musisz ją wziąć! - pisnęła Perrie, wciskając w moje ręce kwiecisty materiał w stylu booho.
- Myślisz, że Harremu się... spodoba? - Na pewno! Będzie miał na co patrzeć chłopak! Bierz ją i uwierz mi i załóż ją na kolację!
- No tak... Kolacja, kompletnie zapomniałam - przyznałam szczerze, klepiąc się w czoło.
- Jeszcze nie masz nic do stracenia, kochana. Masz tutaj wizażystkę, fryzjerkę i stylistkę w jednym. Cały zestaw na zawołanie.
- Super - stęknęłam, idąc do kasy.

Zapłaciłam za sukienkę kartą kredytową Harrego, którą wcisnął mi na siłę, bo bardzo nie chciałam, by wydawał na mnie pieniądze. Dla mnie i tak pomysł z tą kolacją wydawał mi się średni, bo każdy z nas pamiętał, co się wydarzyło, gdy Harry po raz pierwszy zabrał mnie do restauracji. Szczerze marzyłam, aby tego wieczoru nie oberwać w twarz.
- Wiesz co Ci powiem? - zagadnęła mnie po wyjściu ze sklepu Perrie, poprawiając swoje popielate włosy i zaczesała je za ucho. Spojrzałam na nią pytająco, w odpowiedzi. - Harry się zmienił.
- Zmienił? Bo nie bił mnie od tygodnia?
- Nie o to mi chodziło... Widzę, jak na Ciebie patrzy... Widzę, jak Cię chroni i to jest naprawdę słodkie.
- Wyjaśniliśmy sobie kilka spraw i mam nadzieję, że będzie się ich trzymał - odparłam i po krótkiej wędrówce, wyszłyśmy z centrum handlowego mieszczącym się w sercu Londynu. Jakim cudem chłopacy puścili nas same? Proste, Harry miał po nas za parę chwil przyjechać. Tak jak mi obiecał, nie oddalał się ode mnie nawet na krok, nie licząc oczywiście takich dni jak ten, ale zawsze był w pobliżu.
- Chyba mu to wychodzi - Perrie wzruszyła ramionami. - Gdzie jeszcze zachodzimy? To Triumpha?
- Po cholerę? - zapytałam ze śmiechem.

Murder BuisnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz