~ Harry's P.O.V ~ - Więc, wszystko jest załatwione, Panowie? Jesteśmy umówieni na poniedziałek rano? – upewniłem się, klaszcząc podekscytowany w dłonie. Nie mogłem się doczekać, aby zrealizować swój plan zajebania Blaise'a. W końcu miałem go dopaść i załatwić, by już nigdy nie zagrażał mi ani Dexie. Tu szczególnie zależy mi na jej bezpieczeństwie, zdrowiu i na tym, aby żyła w spokoju ze mną. W ciągu tych miesięcy między nami bardzo dużo się wydarzyło. Biłem ją. Katowałem. Ubliżałem, poniżałem. Gwałciłem... Tym ostatnim czynem najmocniej odcisnąłem się na jej psychice. Długo bała się do mnie zbliżać lub w ogóle zerknąć na mnie kątem oka... Nawet nie miałem dla siebie konkretnego wytłumaczenia, dlaczego to zrobiłem. Nie byłem sobą... Nie myślałem racjonalnie... Nie byłem tym samym Harrym, co teraz. Zmieniłem się, a raczej... Ona mnie zmieniła. To było w niej niezwykłe. - Tak, jesteśmy umówieni – odparł Brandon, chłopak, który zawsze pomagał nam w starciach z Blaisem. Było ich bardzo dużo... I za każdym razem wychodziliśmy na tym stratni. Teraz musiało być inaczej, bo tu chodziło o życie Dexie i dziewczyn moich chłopaków. To liczyło się bardziej, niż wszystko inne. W momencie, którym mieliśmy już opuścić posiadłość Brandon'a i jego gangu, zadzwonił mój telefon. Nic dziwnego, lecz zdarzało się to niezmiernie rzadko. Po wyjęciu komórki na ekranie wyświetliło mi się zdjęcie Dexie jako połączenie przychodzące. To było bardzo dziwne, bo ona nigdy do mnie nie dzwoniła, tylko wysyłała smsy. - Halo? – odebrałem po dwóch sygnałach, a po drugiej stronie usłyszałem nie głos Dexie, lecz kogoś innego... był gruby i groźny. - Miło mi Cię słyszeć, Styles – odparł on. O kurwa. - Blaise – wycedziłem przez zaciśnięte zęby i mechanicznie wróciłem do salonu Brandona, włączając rozmowę na głośnik. - Może tak bardziej uprzejmie, co? No chyba, że chcesz aby wasze Panie zostały podle potraktowane – powiedział Blaise, śmiejąc się do słuchawki. - Ty parszywy chuju... - warknąłem. - Czasami powinniście bardziej przejrzeć nim zatrudnicie ochroniarzy, Harry. Jak mogłeś płacić moim ludziom, aby robili za przyzwoitki waszych dziewczyn? Oj, nie ładnie, nie ładnie... - Gdzie je masz, ty sukinsynie? - Wszystko w swoim czasie, spokojnie – rzekł. – Pierw chcemy się z chłopakami porządnie nimi zabawić... Na sam początek wezmę tą pyskatą blondynę i porządnie przerżnę jej te jędrne dupsko. - Ty zajebana szujo! – syknął Zayn, kipiąc złością, a jego oczy zmieniły barwę na czarne, pełne mordu. - Potem zajmę się tymi dwiema brunetkami... Jak one mają? Eleanor i Sophia? - No nie wierzę... - warknęli Liam i Louis, zaciskając swoje dłonie w pięści. - A na sam koniec zostawię sobie uroczą Dexie. Pewnie już ją wyszkoliłeś, jak robić dobrze, więc chyba z obciąganiem problemu nie będzie miała, co? Bo jej te pełne usta aż zachęcają, aby je w pełni wykorzystać. - Tylko je tkniesz, kutasie jeden... A obiecuję Ci, że znajdę Cię szybciej, niż to sobie wyobrażasz. - Czekam na to od wielu miesięcy, Styles. Teraz pozwólcie, że skończę tę konwersację, idę do Panny blondyny na mały numerek. - Nawet jej nie dotykaj, chuju! – krzyknął Zayn, będąc na skraju wytrzymałości. - Więc, jak to dziewczyny mówią? Pa pa, chłopcy – i Blaise zakończył połączenie. W pokoju nastała krępująca cisza, której nikt nie zamierzał przerwać. Każdy z nas był w szoku. Dziewczyny miały rację... Harley i Dwayne zrobili nas w chuja i to po całości. Wykorzystali wszystkie informacje, które im przekazywaliśmy i mówili je Blaise'owi... To nie mogło być prawdą. Oni porwali nam nasze dziewczyny. A wiadomo co zrobią z nimi na samym końcu... Zabójstwo. ~ Dexie's P.O.V ~ - Pobudka, Bermont – ktoś powiedział do mojego ucha, a chwilę później poczułam ogromny ból w okolicach brzucha. W jednej chwili się ocuciłam i głośno jęknęłam, próbując się zwinąć się w kłębek... Ale coś mi na to nie pozwalało. W końcu otworzyłam oczy. Byłam w jakimś dużym pomieszczeniu, bogato zdobionym, lecz ciemnym, który był oświetlony tylko jedną lampą powieszoną na suficie. Zaś ja wisiałam na linie z mocno związanymi rękoma i nogami w kostkach. Poruszyłam się gwałtownie i poczułam ponownie duży ból. - Kurwa – syknęłam, w końcu oglądając bardziej dokładnie pomieszczenie. Obok mnie wisiały dziewczyny, które były przytomne i z kamiennym twarzami obserwowały ludzi, którzy siedzieli na kanapach przed nami. Była ich czwórka, w tym ten, którego najbardziej się bałam... Blaise. Nigdy go nie widziałam, lecz mogłam zgadywać który z nich nim był, bo on wyglądał z nich najbardziej poważnie i groźnie. Jednocześnie jego uroda... powalała, szczerze. Był nieziemsko przystojny. Jego twarz była nieskazitelnie biała, brodę pokrywał zarost, jego niebieskie oczy błyszczały czymś, czego nie mogłam zidentyfikować, a duże, malinowe usta wykrzywione były w pół uśmiechu. Gdybym nie znała go od tej strony, jakiego go niestety znam, byłabym w nim po uszy zabujana. Ale był chujem i miałam ochotę zabić skurwysyna. - Miło mi was w końcu widzieć, szczególnie Ciebie Dexie – odparł Blaise z lekkim, lecz diabelskim uśmiechem. – Jesteś o wiele ładniejsza, niż na zdjęciach, wiesz?- Pieprz się – warknęłam, szarpiąc się z liną. - Chętnie – uśmiechnął się szerzej, a ja zadrżałam i moja pewność siebie ulotniła się ze mnie tak szybko, jak się pojawiła. – Niewiarygodne, że po tych wszystkich miesiącach w końcu Cię odnalazłem. Harley i Dwayne jednak nie są pierdolonymi ćwokami, potrafią się do czegoś nadać. - Czego ty od nas chcesz, huh? – zapytała go Perrie, fukając. - Zemsty. - Za co? - Jest wiele rzeczy, za które nienawidzę Styles'a i jego całej zgrai. Przez niego o mało co nie skonałem postrzelony na drodze, zabrał mi całe pieniądze... wszystko. Teraz chcę mu zabrać to co najbardziej kocha... Czyli Ciebie, Dexie – Blaise przeniósł wzrok z Perrie na mnie, po czym wstał i powolnym krokiem znalazł się przede mną. Spuściłam wzrok na podłogę. – Patrz na mnie, gdy z Tobą rozmawiam – syknął, chwytając mój podbródek i wbrew sobie, nawiązałam z nim kontakt wzrokowy. – Jesteś tak podobna do swojej matki... - Skąd ją znasz? – spytałam cicho. Blaise się uśmiechnął. - Posuwałem ją jak miała szesnaście lat, skarbie – to mną wstrząsnęło całkowicie. On i moja matka... Razem? – Była we mnie zakochana... A nawet była ze mną w ciąży, lecz usunęła po tym, jak ją zdradziłem... Prawda była taka, że szmaciła się z każdym, dopóki Twój ojciec jej nie naprostował... - Nie mów tak o niej... To była porządna kobieta – burknęłam, gromiąc go swoim wzrokiem. - Tak bardzo porządna, że za pewne do końca swojego życia nie wiedziała, z kim Cię ma. - Przestań tak mówić – powiedziałam przez zaciśnięte gardło, mając ochotę się rozpłakać. Nie, Dexie, nie możesz okazać przy nim słabości... Nie możesz... - Taka jest prawda, moja kochana Dexie Bermont... Jeśli nie chcesz jej przyjąć na klatę, to już nie moja sprawa... Bo wy jesteście tu w innej, bardziej ciekawej... - Blaise odszedł ode mnie i popatrzył na moje przyjaciółki. – Dexie zostawię sobie na sam koniec, a na pierwszy rzut pójdzie... - Blaise obejrzał dokładnie każdą z nich i podszedł do... - Perrie. - Zostaw ją, szujo! – krzyknęłam, szarpiąc się z linami jak szalona. – Chcesz tylko mnie, a nie je! Zostaw je w spokoju, a weź mnie! - Daj mi się rozkręcić, Dexie. Nie bądź samolubna, dojdę i do Ciebie – skarcił mnie Blaise, posyłając zawadiacki uśmiech i spojrzał na swoich przyjaciół. – Zdjąć tą blond i przywiązać do ziemi. Za pewne nie będzie zbyt chętna, więc podejmiemy inne środki. - Nie... - szepnęłam pod nosem, tym razem pozwalając wypłynąć moim łzom na wierzch. Ludzie z gangu Blaise'a odczepili szarpiącą się Perrie z sufitu, lecz nie rozwiązali jej rąk i po sekundzie położyli na ziemi, gdzie nagle zauważyłam okrągłe haki, wbite w drewnianą podłogę. Wtedy zdałam sobie sprawę, że Blaise chciał nas zgwałcił... Każdą po kolei. To był jego pokój seksu... Tak samo zrobił on z siostrą Harrego, która... nie żyje. Boże, my naprawdę wpakowałyśmy się w niezłe gówno. Wszystko potem działo się bardzo szybko. Ci chuje przywiązali Perrie do podłogi rozkładając jej kończyny szeroko na boki. Blaise po tym wziął nóż, leżący na stoliku niedaleko nas i rozciął jej ubranie na kawałki. Perrie płakała... Krzyczała, by ktoś jej pomógł, szczególnie w momencie, gdy Blaise brał ją mocno od tyłu... Nie mogłam na to patrzeć, nie mogłam. To było tak obrzydliwe i upokarzające... Nie mogłam jej pomóc... A patrzenie na jej ból był dla mnie nie do zniesienia. Wiedziałam, że gdy Zayn się o tym dowie, zajebie Blaise'a... Zresztą, każda z nas miała to przeżyć, co było dla mnie niepokojące. - Byłaś bardzo spięta, kochanie... Mam nadzieję, że później Cię rozluźnię – odparł Blaise, chowając swoją męskość do bokserek i założył na siebie spodnie. Był on na tyle uprzejmy, że dał jej jakieś fioletowe lateksowe spodnie i obcisły czarny podkoszulek, lecz bielizny i godności już nie. – Chłopcy, zanieście ją do mojego pokoju i dajcie jej coś jeść, żeby miała siły na wieczór. Mężczyźni zgodnie z jego poleceniem, odwiązali zmęczoną Perrie, która już nie próbowała się bronić i zabrali z naszego pola widzenia. - A was też tak nie zostawię, wiecie? – powiedział powoli podchodząc do stolika i wziął nóż. Ponownie zadrżałam na ten widok i cała się spięłam. Blaise to zauważył i podszedł do mnie. – Boisz się? Hmm? Wcześniej gdy do mnie pyskowałaś, nie martwiłaś się o konsekwencje, co? – przełknęłam głośno ślinę. – No właśnie. Więc pozwól, że pozostawię na Tobie jakiś ślad... - Blaise przybliżył ostrze do mojej koszulki i rozerwał ją wzdłuż, a resztę oderwał. - Nie, nie... Proszę, nie... - mówiłam szeptem i łkałam łzami. - Nie wierzgaj się tak, to będzie mniej bolało. Chyba nie chcesz aby to ostrze przypadkowo znalazło się w Twoim pięknym brzuchu, hmm? – zapytał z szerokim uśmiechem i odrobinę wbił nóż w moje podbrzusze. Jęknęłam głośno, zaciskając mocno zęby wierząc, że to coś w tym pomoże. Nie stało się tak. Pieczenie rany bolało jak cholera, a gdy poczułam jak krew zaczyna mi spływać po brzuchu, zachciało mi się wymiotować. Lecz to opanowałam i próbowałam być wytrwała. Myślałam o przyjemnych rzeczach, szczególnie o uśmiechniętym i wesołym Harrym, za którym w cholerę tęskniłam i potrzebowałam go. Jak najprędzej. - Mówiłem? Od razu mniej bolało, co? – powiedział Blaise, wycierając nóż z krwi w białą chusteczkę, uśmiechając się przy tym. Dlaczego on to ciągle robił? Myślał, że mnie tym oczaruje? – Podobasz mi się, Dexie... Jesteś taka bezbronna, ale jednocześnie mega seksowna... Nie mogę się doczekać aż Cię porządnie przelecę – Blaise gdy chciał mnie pogłaskać po policzku, odsunęłam głowę w inną stronę, patrząc na niego z ukosa. Zauważyłam, że jego twarz stężała i cała się napięła. – Coś Ci się nie podoba? - Tak – warknęłam i plunęłam w jego twarz śliną i dodałam. – Ty. Blaise spojrzał na mnie z obrzydzeniem, otarł swoją twarz ze mojej śliny i uderzył mnie centralnie w brzuch z całej siły. Dosłownie, poczułam jak wnętrzności mi się zwijają. Głośno krzyknęłam, chcąc się zwinąć w kłębek, ale przeszkodziły mi w tym sznury. - Gratuluję odwagi, Bermont – odparł poważnym tonem, już bez tego swojego szelmowskiego uśmiechu. W tej chwili pokazywał prawdziwego siebie, a nie osłoniętego przez maskę romantycznego lamusa. – Zobaczymy, czy będziesz tak samo pewna siebie w moim pokoju tortur. Przełknęłam głośno ślinę na dźwięk tych słów. Cholera, było gorzej niż myślałam. A stwierdziłam to po tym, gdy zajęli się mną jego podwładni. **************************************
Przepraszam, że tak dawno nie dodawałam. W ramach przeprosin dziś 2 rozdziały. :)
CZYTASZ
Murder Buisness
Ngẫu nhiênTo opowiadanie twórczości Katie Malik. Ja je tylko dodaje na Wattpada :)