rozdział 22

370 45 9
                                    

Luke POV

Gwałtownie się obudziłem.

Zacząłem strasznie dyszeć, po moim czole zaczęły lecieć kropelki potu.

W pomieszczeniu było jasno, przez wpadające światło dnia.

Co się stało ?

Gdzie ja jestem ?

Rozejrzałem się po pomieszczeniu.

Byłem w pokoju Ashtona.

Ale co ? Jak ?

Spojrzałem na moje nadgarstki, były czyste, nic na nich nie było.

Spojrzałem na zegar w pokoju, było grubo po jedenastej.

Niezwłocznie wstałem z łóżka.

Zszedłem na dół.

Następnie wkroczyłem do kuchni skąd dochodził cichy hałas.

Otworzyłem usta ze zdziwienia i szczęścia.

To był tylko sen. Straszny sen.

Mój Ashton. Mój promyczek stał jakby nigdy nic.

Robił śniadanie, był odwrócony do mnie tyłem.

Był ubrany w czarną koszulkę i spodnie.

Po cichu do niego podszedłem.

Owinąłem ręce wokół jego bioder.

Głowę ułożyłem na jego ramieniu.

- Widzę że już wstałeś skarbie. - Powiedział radośnie.

Kochałem jego głos.

- Zaraz będzie śniadanie.

- Okej. Pójdę się przebrać i już jestem z powrotem.

Złożyłem jeszcze szybki pocałunek na jego policzku.

Uciekłem do góry.

Wziąłem ciuchy i poszedłem po prysznic.

Po szybkim prysznicu założyłem białą koszulkę i czarne spodnie.

Poszedłem do mojej sypialni.

Odblokowałem mój telefon.

Data : 07.01

Godzina : 12:12

Przypomniałem sobie istotną rzecz, przecież tego dnia Ashton miał pierwszy poważny atak.

Szybko wróciłem do kuchni, nie było w niej blondynka.

Poszedłem do ogródka.

Oby moje przypuszczenia się nie sprawdziły.

***

Zobaczyłem mojego maluszka.

Kiedy miał już wkładać papierosa do ust, przeszkodziłem mu.

Wyrwałem mu papierosa.

- Luke, wiem że tego nie tolerujesz, ale no proszę. - Zrobił minę szczeniaczka.

- Nie obchodzi mnie to. Masz to rzucić. Teraz oddaj mi wszystkie papierosy jakie masz. Nie chcę słyszeć sprzeciwu. - Powiedziałem stanowczo.

Głośnio westchnął.

Spuścił głowę.

Wyglądał teraz jak małe dziecko które coś przewiniło.

Wyjął z kieszeni paczkę i mi ją podał.

Następnie skierował się w stronę domu.

Podążałem za nim.

Weszliśmy do jego pokoju.

Ashton zaczął grzebać w szufladzie z ciuchami.

Po chwili oddał mi aż trzy paczki papierosów.

- Wszystko ?

Pokiwał lekko głową. Nadal miał ją spuszczoną.

Zrobiło mi się go żal, ale on musi to zrozumieć że robię to dla jego dobra.

Poszedłem wyrzuć papierosy.

Wróciłem do jego pokoju.

Siedział na łóżku z podkulonymi nogami, ramionami obejmował nogi.

Usiadłem obok niego.

- Skarbie. - Powiedziałem takim delikatnym tonem.

Zero reakcji.

- Ashton wiem że to zabrzmi dziwnie. Miałem w nocy sen. Umarłeś tam, przez ten swój głupi nawyk. Więc musisz zrozumieć że chcę jak najlepiej. Paląc to zabijasz nie tylko siebie ale i mnie.

Spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi oczkami.

- Przepraszam. - Powiedział cicho.

Przytulił się do mnie.

Pocałowałem go w czubek głowy.

- Nic się nie stało. Po prostu nie przeżyłbym jakbym cię naprawdę stracił.

- Co powiesz na to żeby dzisiaj zostać w domu i pooglądać jakieś durnoty ? - Zapytałem radośnie by rozładować tą atmosferę.

Mogłem wyczuć jak na jego buźce pojawia się uśmiech.

- Bardzo chętnie.

Trochę jeszcze posiedzieliśmy.

Później poszliśmy zjeść to śniadanie.

- Wiesz gdzie są Cal i Mike ?

- Z tego co wiem to jeszcze śpią. Nawet nie chcę tam wchodzić.

- Rozumiem cię, też wolę się trzymać z daleka.

Zaśmialiśmy się.

Resztę dnia spędziliśmy sami, oglądając durnoty w telewizji.

_________________________

Wiem że ten rozdział to jedna wielka niespodzianka.

Ostatnio zaczęłam naukę w liceum, więc wiecie że nauki jest więcej.

Postaram się często dodawać, ale niczego nie obiecuję.

Do zobaczenia w następnym rozdziale.

Następny rozdział za 14 gwiazdek i 3 komentarze.

Więc jeśli doceniacie moją pracę to zostawcie coś po sobie.















Never let me go // Lashton - MalumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz