Prolog

2K 114 9
                                    

[Edit]


Godzina 23:34, Seul, Korea Południowa.

Wtedy wieczory w Seulu były bardzo niebezpiecznie. Mrok przyćmiewał każdą uliczkę, a księżyc dawał tylko znak, że nie będzie chronił cię wiecznie. Wyobraź sobie siebie, idziesz beztrosko ulicą Seulu, skręcając w nieznaną ci uliczkę, nie myśląc o tym, że właśnie ktoś za parę minut poderżnie ci gardło. Stoi on w rogu i czeka na tą okazję, aby poczuć na skórze ciepło twojej krwi, oraz usłyszeć twoje krzyki, które były melodią dla jego uszu.

Dlaczego to zrobił? Nie obchodził go cel, ani kogo zabija. Uwielbiał to, to była dla niego przyjemność. Takie właśnie są ulicę Seulu nocą. Ciemne, strasznie i niebezpieczne.

Przed starym barem zaparkowało czarne ferrari, dzięki któremu ta biedna, ciemna ulica wyglądała na jeszcze bardziej biedniejszą. Lampy odbijały się od jego lakieru ukazując znaczek Ferrari. Samochód, jak i jego właściciel zwrócił uwagę ludzi stojącym w kolejce.

Z samochodu wyszedł chłopak, dość młody z wyglądu. Ubrany był w zwykłą, czarną bluzę i luźne spodnie. Twarz, tak, twarz od razu zwracała swoją uwagę. Nie dość, że był on Koreańczykiem, to jego jedocześnie dziecięca, jak i męska uroda przyciągnęła każdy wzrok kobiety przed barem. Ta obojętność w oczach potęgowała jego postawie twardego faceta. Trzasnął głośno drzwiami, tak jakby nie szanował tego, co posiada, po czym przeczesał włosy dłonią, dzięki czemu na palcu wskazującym jego dłoni można było dostrzec sygnet. Sygnet ten był z prawdziwego srebra, noszony z pokolenia na pokolenia trafił do jego zwinnych rąk. Była to chwała rodziny, której wręcz nienawidził. Zostawił na niej swoje piętno, które nigdy nie zostanie zdjęte.

Zamknął on samochód i patrząc na każdego po kolei ruszył w stronę baru. Dłonie schował do swojej bluzy przysłuchując się do głośnej, elektronicznej muzyki z baru, której nienawidził. Przyjrzał się on dokładnie ceglanej budowli, której neonowy napis raził w oczy. Zieleń lamp tylko potęgowało to, że ten bar nie jest miejscem dla typowego studenta. To niebezpieczne miejsce, pełne narkotyków, kokainy i co najważniejsze, przestępców.

Chłopak zgrabnie minął kolejkę. Nie musiał on pokazywać dowodu, ani stać w kolejce. Ochroniarze bardzo dobrze go znali. Często tu przesiadywał, jednak nie dla rozkoszy. Bar był własnością jego wspólnika, Sehuna. Ten uwielbił imprezować i cenił sobie eskortę dziwek. Ten bar także był miejscem spotkań jego ekipy, o której nikt tu nie mógł wspominać, ani nawet źle mówić.

Wszyscy się ich po prostu bali.

Wszedł powoli do pomieszczenia dokładnie się rozglądając. Różowe i niebieskie światła zaczęły macać jego skórę. W jego twarz uderzyło strumienie ciepła, które powstało od tańczących ludzi. Tańczyli oni na parkiecie, do którego wchodziło się schodami w dół i nie myśleli oni o niczym innym, niż o zalaniu się w trupa. Wszędzie roiło się od wpół gołych kobiet, które kradły jak popadnie pieniądze zalanym w trupa ludziom, a także tańczyły uwodzicielko na rurze wpychając pieniądze w bogato ozdobiony biustonosz.

Po jego prawej był bar, gdzie za jego ladą stała znajoma mu osoba. Jego czerwone włosy było widać z kilometra, tak samo ja jego jasne oczy. Od razu do niego podszedł, przepychając się przez tłumy ludzi. Oparł się o kant baru i zaczekał, aż ten do niego podejdzie. Dzisiaj był spory tłum i tylko jeden barman. Rudy chłopak od razu go zauważył i olewając swoich klientów podszedł do niego wycierając dłonie o czarny fartuch.

-Czekają?- zapytał chłopak barmana ledwo słyszalnie.

-Czekają. Mam do ciebie prośbę, poproś szefa, aby przywołał kogoś do pomocy.- Chłopak przytaknął i odszedł od baru kawałek, aby po raz kolejny rozejrzeć się po barze. Znalazł od razu pokój na drugim końcu sali dzięki oświetlonemu napisowi „exo".

Mów mi Kai ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz