Rozdział XXIV

354 31 4
                                    




-Morderco!- krzyknęła w jego stronę zapłakana, trzymając zdjęcie swojego męża w dłoni. 

Który raz już to zrobiła. W szpitalu, na pogrzebie, nawet przed snem. Rozumiem, że utrata męża jest ciężka. Sama byłabym w takim samym stanie, gdybym już nigdy nie zobaczyła swojego męża. Mimo, że nie był bliski mojemu sercu, chciałam, aby pozostał. To wszystko jest wytłumaczalne, jednak ile razy można wyzywać człowieka od mordercy, jeśli owym mordercą nie jest?

Ścisnęłam pięść, aby tylko wyładować swoje emocję na uścisku. Co mi jednak to dało? Patrzenie na obraz mojego brata, który powoli się stacza był straszny. Jego oczy nie były już roześmiane, tak ja zawsze. Były zmęczone życiem, oraz ciągłymi oskarżeniami. Jego ciało było wątłe i ledwo co stało na nogach. Nie mógł normalnie spać w nocy, ciągle miał przed twarzą areszt, oraz śmierć swojego ojca, którą widział na własne oczy.

A ja, jako kochana siostra nic nie mogłam z tym zrobić. Złapałam się jedynie za mój okrągły brzuch i pogłaskałam go delikatnie. Czułam, że i moje szczęście umieszczone w brzuchu także się denerwowało. 

Matka patrzyła mu prosto w oczy z pogardą. Tak, gardziła nim, swoim własnym synem. Była wręcz przekonana, że to przez niego ojciec wpadł pod samochód.

 Tego feralnego dnia Jongin poszedł w tajemnicy do szkoły tanecznej niedaleko domu. Został tam znaleziony przez swojego ojca i gdy ten chciał wyjść ze szkoły został potrącony przez samochód. W wyniku wielkiego szoku dostał zawału. Przez "prawdziwych" świadków został wtrącony do aresztu. Przez wykupionych świadków po prostu został nikim.

Tylko ja znałam prawdę... 

-Mamo, proszę cię, przestań...- prawie wyszeptałam, chcąc próbować załagodzić sytuację. 

-Przestań go bronić! - warknęła w moją stronę matka i spojrzała na swojego jedynego syna.  - Chciałeś przejąć firmę po ojcu, tak?  Takim kosztem?! Przecież wiedziałeś, że w spadku po ojcu przypisana jest ci firma, jako jednemu synowi w rodzinie! 

-Właśnie każdy z nas ma inną wersję wydarzeń, mamo. - odpowiedział, prostując się. 

-Nie nazywaj mnie matką, plugawcze. 

-Dosyć! - przekrzyknęłam ich wszystkich używając całej siły mojego gardła. Chciało mi się płakać, ale także nie miałam siły stać. Powoli, z obawę na dziecko, uklęknęłam, chowając dłonie w twarz. 

Czułam się strasznie bezsilna. Nie mogłam nic zrobić - patrzyłam, jak moja rodzina się stacza; patrzyłam, jak śmierć mojego ojca rujnuje moją rodzinę; patrzyłam, jak wszyscy odwracają się od siebie placami. To był straszny widok, który spowodował mój upadek na zimne panele. Spowodowały one gęsią skórkę na moim ciele. 

Miałam już dość i to nie ja jedyna. Mój brat cierpiał za nas wszystkich... 

Po pewnej chwili poczułam na moich ramionach ciepłe, znajome mi dłonie. Od razu  odwróciłam się w stronę jednego z uścisku, aby ujrzeć znajomy mi złoty pierścionek na jednym z palców. Od razu rozpoznałam mojego męża, który najwidoczniej zjawił się z przed chwilą. Próbował pomóc mi wstać, jednak ja nieugięcie  pragnęłam siedzieć na zimnej podłodze. 

Mów mi Kai ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz