Rozdział XXXVI

234 23 5
                                    


-Jesteś pewna, że twoi rodzice nie wrócą na noc? – zapytałem, parkując przy pierwszym, lepszym hotelu.  Na parkingu było ustawionych parę aut, które wyminąłem paroma ruchami kierownicy.  

Mia nadal mi nie odpowiedziała, przez co spokojnie mogłem wyprostować auto. Dzielnica była pusta i ciemna, przez co mogłem zostać nadal niezauważony. Dokładnie zaparkowałem i spojrzałem na dziewczynę, która posłała mi chyba najcudowniejszy uśmiech na świecie. Wyglądała jednocześnie bardzo kusząco, ale i niewinnie.  Dziewczyna była opatulona czerwonym kocem w kratkę, który zazwyczaj leżał w Jeppie w razie jakiejkolwiek potrzeby, a po jej włosach spływały krople wody, które o dziwo idealnie widziałem.

Wszystko dzisiaj wydawało się być bardziej wyostrzone, bardziej wyraźniej niż w moim całym życiu. Widziałem rzeczy, których z pewnością wcześniej nie mogłem dostrzec. Wszystko rozświetliło się, tak jakbym w końcu odzyskał wzrok. Zaślepienie uciekło w dal i z pewnością już nigdy nie wróci. 

Dzięki niej odzyskałem wzrok, który zaprowadził mnie aż tu, do hotelu. Tu właśnie mieliśmy się kochać do utraty tchu... 

Mia w końcu przytaknęła. Całkowicie nie mogłem odwrócić wzroku od jej cudownej twarzy, która napawała mnie szczęściem. Co takiego  miała w sobie? Przez jej uroczą twarz oraz piękne, gładkie włosy całkowicie zwariowałem.  Zaczarowała mnie swoim magicznym wzrokiem, przez co całkowicie zapomniałem o moich wcześniejszych myślach - już się nie hamowałem. Chciałem choć na moment zapomnieć o mojej przeklętej misji, aby móc kochać ją po swojemu. Pokazałem jej prawdziwego mnie, ale jednocześnie popełniłem największy błąd w swojej karierze. 

Nie mówię tu o zakochaniu, ale o innych detalach, które można wyliczyć na palcach u dłoni. 

Wyszła jako pierwsza z samochodu zamykając mocno drzwi za sobą. Od razu zrobiłem te same czynności, po czym pilotem zamknąłem samochód. Chcąc dotrzymać jej kroku podbiegłem do niej i jedną dłonią złapałem ją w pasie. Po jakimś czasie odpowiedziała mi tym samym, okrywając mnie połową koca. 

Wchodząc do hotelu chichotaliśmy po cichu. Robiliśmy tak, ponieważ nie chcieliśmy, aby ktokolwiek to słyszał.  Tak jakby ten śmiech był przeznaczony tylko dla nas, nie dla nikogo innego. Także nie chcieliśmy wykreować wrażenia ucieczki z wariatkowa... Może tak było? Może obaj uciekliśmy z szalonego miejsca pełnego nowych rzeczy, choć tak bardzo tego nie chcieliśmy?

Weszliśmy do pomieszczenia, które było w tym samym odcieniu - beż. Cała recepcja obfita w beż wręcz mdliła. Podszedłem do blatu opuszczając na czas chwilowy moją ślicznotkę i zadzwoniłem w dzwonek, stojący na blacie. Szybko odwróciłem się do mojej miłości i posłałem jej uroczy uśmiech. Za nią zauważyłem mężczyznę, który przyglądał się nam z zaciekawieniem. Czytał gazetę i siedział na kanapie, tak jakby czekałby na kogoś. Po chwili zza ciężkich, drewnianych drzwi na przeciwko mnie wyszła starsza ode mnie o parę lat kobieta.

-Dobry wieczór. – odparłem, a ta obejrzała mnie wzrokiem. Ja jedynie zgarnąłem moje mokre włosy do tyłu. Niektóre kosmyki powoli schły, przez co delikatnie opadały mi na czoło. – Poproszę najbliższy, wolny pokój z łóżkiem dla dwojga.

Słyszałem chichot Mii z tyłu, przez co sam delikatnie uśmiechnąłem się do recepcjonistki. Popatrzyła na nas z ukosa, po czym odwróciła się w stronę kluczy powieszonych w wielkiej, drewnianej szafie. Dokładnie rozejrzała się po nich, po czym wzięła do ręki jeden z nich, z drewnianym breloczkiem. Gdy tylko dała mi go do ręki zauważyłem wyryte na drewnie cyfry 003.

Mów mi Kai ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz