Five

36.6K 1.4K 30
                                    

Lauren
Zamykam komputer i układam papiery, a następnie kieruję się do gabinetu mojego szefa.
Bez pukania wchodzę do jego biura. Stoi do mnie tyłem i podziwia panoramę naszego wielkiego miasta. Trzeba przyznać, że naprawdę budzi wrażenie. A sam Malik, sprawia, że przechodzą mnie ciarki. Garnitury są stworzone dla niego. Wygląda w nich wyśmienicie.  Tak seksownie i władczo.
Wyczuwając moją obecność, odwraca się i siada na skórzanym fotelu za biurkiem.
Spogląda na mnie i lustruje mnie wzrokiem po całym ciele.
Jest to niezręczne, ale nie chcę po sobie tego pokazać, więc dalej stoję z powagą na twarzy.
-Niech pani usiądzie, panno Cambell.
Gestem wskazuje na fotel przed nim. Posłusznie wykonuję jego polecenie i unoszę brew wyczekując tego, co ma mi do powiedzenia.
-Mogę wiedzieć dlaczego mnie pan tu przysłał?
-Naturalnie- odpowiada i dalej się we mnie wpatruje.
Zaczyna mnie to powoli irytować.
Przeszedłby do sedna sprawy, a nie ściąga mnie tu nie wiadomo po co.
-No więc?- krzyżuję ręce na piersi i zakładam nogę na nogę.
Jego wzrok ląduje na mój biust, ale z powrotem kieruje go na moją twarz, gdy odchrząkuję. Poprawia się na swoim siedzeniu, po czym się odzywa.
-W ten weekend wyjeżdżam na dwa tygodnie. Moja mama organizuje zjazd rodzinny, na którym mam się pojawić z dziewczyną.
No i co mnie to obchodzi? Jakoś nie będę zbytnio tęsknić. Wręcz przeciwnie. Może zorganizuję imprezę. Dwa tygodnie bez tego dupka, to jest coś.
-To wszystko?- pytam znudzona.
-Tak.
Podnoszę się z miejsca i chcę już wracać do pracy, jednak zatrzymuje mnie jego głos.
-A ty dokąd? Jeszcze nie skończyłem.
Wzdycham ciężko i przewracam oczami. Na mój odruch, zaciska mocno szczękę.
-Co jeszcze?
-Potrzebuję dziewczyny.
-No to chyba już nie mój problem.
Uśmiecha się do mnie złośliwie.
-Właśnie, że twój.
Patrzę na niego zdezorientowana.
-Ty nią będziesz.
-Co?!
Momentalnie podnoszę się z fotela i patrzę na niego jak na idiotę, którym już jest.
-Będziesz moją dziewczyną na niby na zjeździe rodzinnym.
-Ty chyba sobie żartujesz! My się nawet nie lubimy. A ty mi każesz być swoją dziewczyną.
-Udawaną dziewczyną. Nie wyobrażaj sobie za dużo.
-To już jest za dużo. Nie zgadzam się.
-Już podjąłem decyzję i nie masz innego wyjścia.
-A co z tymi dziwkami, które pieprzysz?! Każdego dnia jest inna, więc masz wybór!
Zaciska dłonie w pięści na moje słowa.
I bardzo dobrze. Niech wie co o nim sądzę.
-Żadna nie ma czasu- mówi przez zęby.
-Żadna?- prycham.
-Żadna.
Chce mi się z niego śmiać.
Siadam z powrotem i na niego spoglądam.
-Zgodzę się pod jednym warunkiem.
-Jakim?- pyta zaintrygowany.
-Żądam podwyżki- uśmiecham się złośliwie.
-No chyba sobie ze mnie jaja robisz!
-Jaj to za niedługo nie będziesz już miał.
-Wyrażaj się. Jestem twoim szefem.
-Bezmyślnym szefem! W ogóle co to za debilny pomysł?! Mam udawać twoją kochankę?! Może jeszcze do łóżka z tobą pójdę, co?!
Jestem wściekła. Po prostu nie wytrzymam przy tym człowieku.
-Skoro nalegasz...
-Nawet nie próbuj, Malik- posyłam mu piorunujące spojrzenie.
Uśmiecha się do mnie cwanie.
-Chcę tysiąc dolarów podwyżki.
Wybucha śmiechem.
-Mowy nie ma.
-Albo się zgodzisz, albo będziesz musiał dalej szukać. Więc jak?
Spoglądam na moje czerwone paznokcie i udaję, że je oglądam.
-Zgoda- wycedza przez zęby.
_______________________________________
Miłej niedzieli :*
Do jutra ♡

Difficult choices // z.m. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz