Fifty

27.1K 1.1K 77
                                    

Idę w stronę łazienki, gdzie zamierzam się uspokoić. Zamykam się w toalecie i nabieram głębokich wdechów. Przemywam twarz, a następnie przyglądam się sobie w lustrze.
Jesteś popieprzona Lauren Cambell.
Walczę ze łzami w oczach. Dlaczego stałam się taką beksą? Nigdy wcześniej nikt nie potrafił mnie złamać dopóki nie pojawił się on. Te dwa tygodnie sprawiły, że zaczęłam coś do niego czuć. Wypierałam się, a i tak mnie to dopadło.
Zdaję sobie sprawę, że chciał zrobić mi na złość tak jak ja jemu. Ale nie miałam pojęcia, że tak bardzo boli złamane serce. Jak cholernie trudno jest być silną. Przy nim.
Poprawiam makijaż i wracam do swojego gabinetu. Na samą myśl, że tamta dwójka właśnie uprawia seks, robi mi się niedobrze.
-Przepraszam? Jest może Adonis?
Co kurwa?! Jaki Adonis?
Przerywa mi jakaś brunetka, której raczej nie kojarzę. Swoją drogą ma ogromną warstwę tapety na twarzy i usta tak sztucznie wypchane jak rasowa prostytutka.
-Nie znam typa- wracam wzrokiem na ekran laptopa.
Czy ona się z choinki urwała, czy co?
-Eeee chodziło mi o Za..Ze...
W jakich on idiotkach gustuje. Przewracam oczami. Nie wiem czy mam płakać czy się śmiać z jej powodu.
-Chodzi ci o Zayna Malika.
-Właśnie! To jego miałam na myśli. Zed Malik.
-Zayn- warczę.
Nawet nie pamięta jego imienia?!
-Przepraszam. Miałam jakieś chwilowe zaćmienie.
-Masz jest cały czas, szmato- mruczę pod nosem.
-Słucham?
-Mówię tylko, że w tej chwili jest zajęty. Ma gościa.
-Och! To pewnie Mercedes! Zaczęli beze mnie?- pyta zrozpaczona.
-Jak to bez ciebie?
Nie. On taki nie jest. Nie może...
-Umówiliśmy się w trójkę na seks. Obiecali poczekać.
Zatkało mnie.
Pierdolony kurwa Malik!
Ja rozumiem, że można być debilem. Ale nie, że aż takim!
-Idź sprawdź.
-Masz rację. Jeszcze nic nie jest stracone. To do zobaczenia. Miło mi cię poznać.
A mi nie.
Znika.
...
Po godzinie obie wychodzą całe rozchichotane.
Rzygać mi się chce.
Malik również idzie. Prawdopodobnie na spotkanie biznesowe, których ma w tym tygodniu kilka.
Zostaję sama na parę godzin, lecz robię sobie przerwę na lunch i zatrzymuję się w kafejce niedaleko firmy. Serwują wegetariańskie jedzenie, które jest naprawdę wyśmienite.
Po moim powrocie, orientuję się, że Zayn też jest już u siebie.
Skupiam się na papierach i nawet nie zauważam, gdy stoi przy moim biurku.
Chrząka głośno, aby przypomnieć o swojej obecności.
-Potrzebuje pan czegoś?- pytam sarkastycznie.
-Rozmawiałem ostatnio z moimi rodzicami. Powiedziałem im prawdę, że nigdy nie byliśmy razem.
Otwieram usta w zdziwieniu.
-Och.
-Nie musisz się już martwić. Zapomnij o tamtych dwóch tygodniach. One nie miały znaczenia.
Odwraca się i wychodzi.
Tak po prostu mam je wymazać z pamięci? To co między nami było? Nic dla niego nie znaczę?!
-Przypomniało mi się jeszcze jedno. Możesz zatrzymać podwyżkę. Zasłużyłaś na nią mimo wszystko. Skorzystałem z niej ja, jak i mój brat- uśmiecha się, lecz chłód w jego oczach mówi sam za siebie.
Podnoszę się z krzesła.
-Ty pieprzony skurwysynu! Nie pozwolę siebie tak traktować!
-Jak kogo? Dziwkę? Twoje zachowanie co innego wskazuje. Zapłaciłem ci należną cenę za zaspokojanie nas obojgu. Przecież jestem sprawiedliwy, kochanie.
Wkraczam do jego gabinetu, wymijając go po drodze. Rzucam papiery na jego biurko i wychodzę.
_______________________________________
Już mam dosyć tej ich dramy :D
Coś się znowu dzieje z wattpadem bo nie mogłam opublikować nowego rozdziału ;-;
Do zobaczenia w niedzielę, kochani ♡♡♡

Difficult choices // z.m. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz