Fourty seven

26.7K 1.2K 63
                                    

Lauren
Zayn wychodzi, a jego brat zamyka za nim drzwi. Odwraca się w moją stronę i posyła mi uśmiech. Nadal stoję w miejscu zaskoczona. Nie spodziewałam się tego z jego strony. Czuję się zdruzgotana po tym jak zobaczyłam jego wzrok. Taki pełen żalu. Jednak dlaczego? To on mi go sprawił pierwszy.
Will zbliża się do mnie i obejmuje mnie w talii, a ja w dalszym ciągu patrzę się w jeden punkt.
-Seksownie wyglądasz, kwiatuszku.
Jego ręce zaczynają błądzić po moim tyle. Przełykam ślinę. Ten dotyk. Ta bliskość. Mnie pali. Nie mogę tego wytrzymać.
Najdelikatniej jak potrafię, wyswobadzam się z jego uścisku i posyłam mu sztuczny uśmiech.
-Muszę przyszykować się do pracy.
-Zostań. Zayn cię przecież nie wywali, a my możemy całkiem miło spędzić ten wolny czas- całuje mnie po szyi.
-Nie. Obiecałam, że wrócę.
Wzdycha, ale pozwala mi odejść.
Wracam do pokoju i ubieram się w strój do pracy.
Kiedy pojawiam się w korytarzu, wpadam na Willa.
-Może cię podwieźć?
-Nie musisz.
Zaczyna mnie irytować. Mam już zły humor spowodowany spotkaniem Zayna, a ten dolewa oliwy do ognia.
-Chociaż na to mi pozwól.
-A czym wrócę?
-Odbiorę cię.
-W porządku- wzdycham.
Wychodzimy z mieszkania i wsiadamy do samochodu. W trakcie podróży próbuje ze mną nawiązać kontakt, ale średnio mu to wychodzi. Właściwie to prowadzi monolog.
-Wstałaś dzisiaj lewą nogą. Aż tak cię wymęczyłem?
Prycham, lecz szybko się ogarniam, kiedy na mnie spogląda.
-Można tak powiedzieć. W końcu wracam do pracy po dwóch tygodniach wolnego.
Dojechaliśmy na miejsce i chcę już wysiadać, ale mnie zatrzymuje.
-A buziak?- pyta niewinnie.
Całuję go szybko w policzek.
-Ey! To nie fair! Liczyłem na coś więcej!- krzyczy za mną.
No to masz problem.
W biurze wita mnie Tiffany.
-Och cześć Lauren! Co u ciebie słychać? Długo cię nie było. Wyjazd się nie udał? Chodzą plotki w firmie na twój i Malika temat. Dziś wpadł jak burza do tego biura.
Cholera! Będzie wojna.
-Tiffany, zajmij się sobą, a nie wtykaj nos w nie swoje sprawy. Jasne?- przerywam.
Wydaje się zaskoczona. Kiwa tylko głową, a ja odchodzę.
Czy ten dzień nie mógł być jeszcze gorszy?
Niepewnie wjeżdżam windą na górę. Idę do swojego gabinetu, aby sprawdzić czy zostawił mi jakieś zlecenia. Pusto.
Nagle z jego biura wychodzi pani Marie. Nasza sprzątaczka.
-Dzień dobry. Jest szef?- pytam.
-Tak. Tylko jest strasznie zdenerwowany. Nawet się nic nie odzywał, tylko kazał posprzątać rozbity kieliszek.
Rozszerzam oczy ze zdziwienia.
-Pił?- mój głos drży.
-I palił. Więc uważaj dziecko.
Kiwam głową w zrozumieniu i dziękuję jej za informacje.
Biorę głęboki oddech i pukam do drzwi. Nie uzyskuję odpowiedzi, więc wchodzę bez zaproszenia.
-Nie pozwoliłem ci wejść- warczy.
-Przyszłam tylko po listę zadań na dziś.
Nie odzywa się. Stoi do mnie tyłem. Dokładnie tak samo jak w dniu, kiedy dał mi tę cholerną propozycję.
W powietrzu unosi się zapach nikotyny.
-Jak ci się pieprzyło z moim braciszkiem? Dużo lepszy jest? Doszłaś?- szydzi.
Wstrzymuję powietrze.
-No co? Czyżby Lauren Cambell zatkało? Wieczną chamską sukę? Odpowiedz mi- odwraca się do mnie przodem, a na jego twarzy widnieje zimny uśmiech.
Mrugam szybko oczami, aby zapanować nad łzami.
Zbliża się do mnie.
-Już nie jesteś taka chętna do rozmowy, co? A ja tak bardzo chcę wiedzieć jak robił to z tobą mój brat. Nie czujesz się jak tania dziwka? Bo powinnaś. Jesteś zwykłą szmatą! Dajesz każdemu dupy!
Strzeliłam mu prosto w twarz i chciałam jeszcze raz, ale mnie powstrzymał.
-Nie zapominaj się- odpowiada chłodno.
_______________________________________
Miłej niedzieli i do jutra, kochani ♡♡♡

Difficult choices // z.m. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz