Rozdział VIII

211 19 2
                                    

          Już następnego ranka zaczęły się pojawiać pierwsze wpisy Erosa na portalach społecznościowych. Chłopak wracał do świata żywych, wrzucając co chwila nowe zdjęcia, dokumentujące prawie każdą jego czynność. Nie można było go wręcz oderwać od komórki, chciał nadrobić wszystko co stracił w ciągu dwóch tygodni odseparowania od społeczeństwa. Nawet zapowiedział swoją wizytę w klubie "Raven". Cały dzień poświęcił na to, by się wyszykować i wyglądać idealnie. Chciał, by każdemu zaparło dech, gdy tylko się pojawi. Nawet nie odbierał od nikogo telefonów. Wybrał się na kilkugodzinne zakupy do sąsiedniego, większego miasta wraz z Lilianną, jedną ze służących zatrudnionych przez jego ojca. Cenił ją, ponieważ miała niesamowite wyczucie gustu i to właśnie ona zawsze dobierała mu ciuchy. Kobieta też uwielbiała jeździć na zakupy z młodym paniczem Hwang, bo wtedy jego rozrzutność nie znała granic i koniec końców, kłócili się, czyje ciuchy zajęły więcej miejsca w bagażniku. Poza sklepami z odzieżą i obuwiem, odwiedzili salon piękności, gdzie poddali się serii zabiegów. Zaczynając od fryzjera, manicure, pedicure a kończąc na odżywczych, błotnistych maseczkach na twarz i depilacji. Co, oczywiście, było udokumentowane masą zdjęć wstawianych na Instagrama. Jedno zniknęło po paru minutach, kiedy Ramiel dostał wiadomość od Johna, że nie Levi nie będzie zadowolony, gdy dowie się, że tysiące ludzi oglądało tyłek należący do niego. Do rezydencji wrócił późnym popołudniem. Nie było jednak czasu na odpoczynek. Miał z Lilianną do zrobienia masę rzeczy przed wieczorem, a nie mógł się spóźnić.
          W końcu był gotowy i mógł pojawić się na imprezie. Poprosił, by Lilianna wysadziła go ulicę przed klubem. Chciał jeszcze raz upewnić się czy wygląda idealnie, wygładzić kilka niepotrzebnych zagięć na ubraniu i poprawić fryzurę. Postanowił wrócić do swojego ulubionego platynowego blondu. Włosy miał ścięte w miarę krótko, do brody, pozwalając by okalały jego twarz delikatną falą. Miał na sobie o dwa numery za duży tank top, przyozdobiony krzykliwym, neonowym nadrukiem. Przód koszulki był wsunięty w czarne rurki, które opinały jego, bądź co bądź, płaski tyłek. Kiedy zmierzał do klubu, przyczepił się do niego jakiś mężczyzna o parę lat starszy od niego, mniej więcej jego wzrostu, z równo przyciętą brodą. Bezceremonialnie objął Erosa w pasie, przysuwając do siebie.
     - Cześć ślicznotko - mówił niskim tonem, teoretycznie uwodzicielskim, jednak przez ilość wlanego w siebie alkoholu teoria mijała się z praktyką szerokim łukiem. - Co powiesz na szybki numerek?
     - Cześć - powiedział, ciągnąc go za sobą do klubu. Zatrzymał się z nim na schodach, delikatnie przesuwając go pod ścianę, co nie było wielkim problemem, biorąc pod uwagę chybotliwą, pijacką równowagę. - Nie tym razem, kolego - wymruczał mu do ucha, po czym poklepał go po policzku pocieszająco. Odsunął się od niego i zszedł po stopniach, zostawiając mężczyznę opartego o ścianę i powoli przyswajającego informacje. Chciał jak najszybciej przecisnąć się do baru, by zamówić drinka. Po chwili dotarł tam, jednak już z czyimiś łapami przyklejonymi do jego bioder.
     - Cześć Johnny - uśmiechnął się radośnie, widząc właściciela klubu. Trzepnął ręką trzymające go dłonie, by odstraszyć ich właściciela, nawet nie zwracając uwagi, czy był przystojny. Nie chciał patrzeć w tamtą stronę w myśl starej zasady "Czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal".
     - Cześć młody, to co zwykle? - zagadnął mężczyzna pogodnie, zaraz zabierając się za przyrządzanie ulubionego drinka chłopaka. Zerknął niespokojnie na faceta, który nie odszedł, tylko jeszcze raz podjął próbę poderwania gwiazdki tego klubu. - Muszę ci podziękować. Luc nie chodzi już taki struty.
     - To co zwykle - przytaknął. Zmarszczył noc, nie rozumiejąc o czym mówi John. W końcu to on cierpiał przez ostatnie dwa tygodnie! - Co ja takiego złego zrobiłem? 


***

          Jak zwykle, koło pierwszej w nocy pracy było mniej. Ludzie mieli już dość alkoholu jak i ich portfele zbytnio opustoszały, więc pozostawali przy samym tańcu na parkiecie bądź rozmowie. To znaczyło, że kelnerzy mogli trochę odetchnąć. Oczywiście, trochę klientów już ubyło, będąc po prostu zmęczonymi przepracowanym tygodniem i głośną imprezą, bądź znaleźli swoje miłostki na jedną noc. Klienci klubu teraz skupiali swoją uwagę na skutecznym perfumowaniu łazienek zapachem zwróconej zawartości żołądka, niekoniecznie trafiającej do muszli klozetowej. John często się śmiał, że kelnerzy i barmani kończyli powoli pracę, a swoją zmianę zaczynali sprzątacze.

Daj mi zrobić #SelfieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz