Rozdział IX

284 18 2
                                    

Witajcie,
Nim zaczniecie lekturę, mamy kilka kwestii, o których musimy wspomnieć.
Po pierwsze, chcielibyśmy ogromnie przeprosić za tę okrutną, niewybaczalną zwłokę z publikacją rozdziału. Rodził się on w bólach, jednak jesteśmy względnie zadowoleni z efektu końcowego. Mamy nadzieję, że wam się spodoba jego treść, jak i to, że w ramach rekompensaty za okres oczekiwania - jest on dwukrotnie dłuższy.
Po drugie, od paru dni możecie zobaczyć wizualizację Johna, która powstała w równie wielkich męczarniach. Artystką jest AhrKan, autorka prześlicznych portretów Ramiela i Leviego. W komentarzu znajdziecie odnośnik do jej deviantArta. Dlaczego rysunek powstawał w bólach? Głównie dlatego, że możliwość opisu Johna przypadła MrohnyCzarnyKot , jak i również sprawowanie kontroli nad jego wyglądem i poszczególnymi etapami tworzenia.
A oto parę ukochanych zdań, opisujących Johna:

* "Przede wszystkim John, to John i jego zobrazować się nie da"

* "Taki spokojny, ale najlepiej niech będzie niebieski, który w odpowiednim świetle sprawia wrażenie niespokojnej zieleni!"

* "W oczach czaić się mu musi taki tajemniczy błysk w oku"

* "Koniecznie rozbawiony uśmiech na twarzy", a zaraz pojawiło się "Usta otwarte, jakby chciał coś powiedzieć."

* "Ostro zarysowana szczęka, wystające kości policzkowe. Z twarzą okrągłą"

Kochamy was, jesteście cudowne. Dziękujemy wam za wszystko.
Po trzecie, nim ostatecznie przystąpicie do lektury dziewiątego rozdziału, wprowadzimy was w fabułę piosenką, którą zamieściliśmy jak załącznik wideo. Według nas, idealnie opisuje ona Leviego.




     - Levi, gdzie ty mnie wieziesz? - wypalił Ramiel, widząc, że Levi skręcił na główną drogę.

     - Jak to gdzie? Do domu - prychnął, zjeżdżając nieco na bok, by zrobić więcej miejsca dla wyprzedzającego go samochodu.
     - Ale do mojego. Przecież mieliśmy jechać do twojego. Zaraz możesz na rondzie zawrócić - wskazał palcem przed siebie.
     - Nie. Odwożę cię do twojego domu. Dlaczego miałoby być inaczej? - warknął, zirytowany zachowaniem nastolatka. Umyślnie nie zawrócił na rondzie, tylko pojechał tak, jak powinien. - Nie będę spełniać wszystkich twoich zachcianek.
     - Nie mam kluczy. Nie wejdę do domu - westchnął, obejmując się ramionami. Oparł głowę o szybę, obserwując samochody, które mijali.
     - Są twoi rodzice w domu. I służba.
     - Mamy już nie ma, miała samolot o pierwszej w nocy. Tata nie chciałby, żebym mu przeszkadzał. Służba śpi.
     - To obudzisz, Przeskoczysz przez bramę, pewnie wejście od kuchni jest otwarte - nie dawał za wygraną.
     - Porwę spodnie albo połamię rękę. No to odwieź. Będę spał pod płotem. Jak tego tak bardzo chcesz. Nie będę się włamywał do własnego domu.
     - Zadzwoń teraz, kucharki się nie pogniewają, gdy przerwiesz im na pół godzinki sen. Zaraz dojedziemy. - Zerknął na chłopaka, który siedział oburzony, wbijając uparte spojrzenie przez szybę. - Nie dramatyzuj, po prostu nie będziesz spał u mnie.
     - Komórka mi się rozładowała. I uprzedzając kolejne pytanie, nie pamiętam numerów telefonów.
     - Nie możesz spać u mnie - warknął, wyraźnie akcentując każde słowo. - Sprawdź w wirtualnym dzienniku, jest kontakt do rodziców.
     - Podałem swój numer telefonu.
     - Chyba ze mnie kpisz... To zawiozę cię do Johna. - Zawrócił gwałtownie samochód, ignorując przy tym kilka przepisów drogowych. Zwłaszcza, że manewr przeprowadził na podwójnej ciągłej.
     - Nie chcę do Johna! Levi, jedźmy do ciebie. John chce na pewno intymnej nocy z Rafaelem, a ty chcesz mnie komuś podrzucać! Może lepiej oddaj mnie do schroniska, co? - prychnął cicho.
     - Z pewnością byłoby to lepszą opcją niż spanie u mnie. Coś się tak uparł? Masz przyjaciół, możesz spać u nich. Ucieszą się nawet jak zadzwonisz o drugiej w nocy.
     - Nie chcę u nich spać. Nie chcę słuchać, jak mi się podlizują. Daj mi spać u ciebie. Mogę położyć się na kanapie. Nie daj się prosić.
     - Dlaczego tak bardzo chcesz spać u mnie? - Westchnął zrezygnowany, włączając kierunkowskaz, by skręcić na główną drogę, prowadzącą na jego osiedle.
     - Jesteś cudowny! - Ramiel uśmiechnął się, podrywając się. Pochylił się do Leviego i pocałował go w policzek. - Po prostu. Jakbym powiedział, że chcę jeździć na plastikowej świni, nie spytałbyś mnie, dlaczego tego tak bardzo chcę. Ale spanie u ciebie to taki wielki problem.
     - Uznałbym, że ta świnia to kolejny z twoich kaprysów. Jednak spanie u mnie jest dość niebezpieczne - mruknął, niezadowolony, że tak szybko uległ chłopakowi. Chociaż z drugiej strony, znając Ramiela, ten faktycznie spałby pod mostem, tylko po to, by pokazać mu, jak źle postąpił odmawiając.
     - Jak ktoś przyjdzie, to schowam się pod kołdrą. No chyba, że sypiasz z którymś z nauczycieli. To chowanie się w ten sposób to beznadziejny sposób.
     - Nie takie niebezpieczeństwo miałem na myśli - roześmiał się głośno, parkując pod swoim blokiem. Rozparł się wygodnie na siedzeniu i spojrzał na chłopaka, który wyglądał na niezwykle zadowolonego. - Jesteś teraz z siebie dumny?
     - Oczywiście, że jestem - powiedział, odpinając pasy. Zwinnie przemieścił się ze swojego siedzenia na kolana Leviego, uważając, by nie przysiąść na kierownicy, czym prawdopodobnie uruchomiłby klakson. Pochylił się nad mężczyzną i pocałował go mocno w usta. - Bardzo dumny.
     - Bądź grzeczny. Wciąż się zastanawiam nad opcją twojego spania pod mostem - uśmiechnął się lekko. Jednak mimo swoich słów, położył dłonie na biodrach chłopaka i przyciągnął go bliżej siebie, zaprzeczając wszystkim zakazom i nakazom, które ustalił. - O tym niebezpieczeństwie wcześniej wspomniałem, gwiazdeczko. Jesteś niemożliwy...
     - Odchyl do tyłu siedzenie, błagam. Nisko masz tu sufit - jęknął cicho. - A jeśli mamy już tutaj, to wolałbym na tylnym, bo z przodu na pewno będę uderzał głową w sufit.
     - Nic nie będzie ani tu, ani na tylnych siedzeniach. A tym bardziej na górze, w sypialni. Teraz ładnie wysiądziesz, pójdziemy do mojego mieszkania i zaśniemy, Bez seksu, bez niczego. Za kilka godzin muszę wstać do pracy.
     - Jesteś uparty - westchnął ciężko. Otworzył drzwi i powoli wysiadł, uważając, by nie uderzyć się w głowę ani nie zahaczyć nigdzie nogą. Poczekał, aż Levi wysiądzie i zamknie samochód. - Mogę spać z tobą? W jednym łóżku. Nie chcę spać na kanapie.
     - Na to mogę przystać. - Przeczesał palcami jasne kosmyki włosów chłopka. Zaprowadził go do swojego mieszkania, starając się zachowywać cicho, by żaden z wrednych sąsiadów nie miał powodu do wzywania policji. Wiedział, że któryś nigdy nie śpi i tylko czeka na okazję, by dopiec reszcie. Otworzył drzwi, przepuszczając nastolatka przed sobą. - Rozgość się, wiesz gdzie mam ubrania, gdzie łazienkę. Pożycz coś, ogarnij się i idź spać.
     - Dziękuję - powiedział cicho, wiedząc, jak szybko ostatnim razem zjawiła się tu policja z powodu jego nieco zbyt głośnego zachowania. Zdjął buty i ułożył je przy innych, po czym wszedł do salonu. Wydał z siebie żałosny jęk, widząc jak szybko Levi zniszczył zrobiony przez niego porządek. - Nie było mnie tu może z miesiąc. Przecież tego w życiu nie ogarnę.
     - Nie masz tego ogarniać tylko iść spać - prychnął wściekle. - Nie zachowuj się jak irytujący szczeniak. Jest druga w nocy, nie ma mowy, że któryś z nas będzie teraz sprzątać.
     - Spokojnie, już. Wdech, wydech. Idź się myć, ja posprzątam chociaż sypialnię - burknął. Nie czekając na jego odpowiedź, udał się do pokoju. Na znak tego, że nie będzie słuchał jego rozkazów, by nie układał ciuchów, wyjął z kieszeni komórkę, która jak się okazało, nie była jednak rozładowana, i słuchawki. Co jakiś czas szeptał coś niezadowolony, jednak składał wszystkie rozrzucone ciuchy i ścierał nawilżoną chusteczką kurz. - Pewnie pościeli mi nie pozwolisz zmienić, co? - powiedział, pociągając za jeden kabelek, a słuchawka wysunęła się z jego uszu. Levi właśnie wrócił z łazienki, ręcznikiem wycierając mokre włosy, by nie skapywała z nich woda na podłogę.
     - Nie. - Usiadł na łóżku, nie spuszczając z chłopaka uważnego spojrzenia. Zmarszczył brwi, co zwykle robił gdy nad czymś się naprawdę zastanawiał. - Twój telefon nie jest rozładowany. Ukartowałeś to wszystko, a ja znów dałem się nabrać jak ostatni kretyn.
     - Po prostu lubię z tobą spędzać czas. Jakbym powiedział, że mój telefon działa, odwiózłbyś mnie do domu - westchnął, siadając obok niego. Odłączył słuchawki od komórki i położył sprzęt na szafce nocnej.
     - Oczywiście, że tak. Nie powinieneś siedzieć tyle ze swoim nauczycielem, to podejrzane - wyjaśnił, podpierając się na ręce, którą ulokował tuż za plecami nastolatka. Musnął jego ramię, wzdychając ciężko. - Ja naprawdę staram się to wszystko ogarnąć i nie popełniać więcej tych błędów co wcześniej. Za to ty mnie wodzisz za nos, a ja idę jak baran na rzeź, wiedząc co może mnie zaraz spotkać.
     - Będzie dobrze, Levi. Nie zrobię z ciebie szyneczki i tym bardziej, nie dam na pożarcie innym... Z baraniny robi się szynki? - zastanowił się. Po chwili uśmiechnął się szeroko i klepnął mężczyznę w udo. - Idę się myć, Levi. Czekaj na mnie grzecznie i nie zaśnij.
     - To się pośpiesz, chcę jednak zaznać trochę snu tej nocy - odparł, odwzajemniając uśmiech. Nic nie robiąc sobie ze słów chłopaka, zakrył się kołdrą prawie po sam czubek głowy i czekał na sen, wsłuchując się w miarowy szum wody, dobiegający z łazienki. - Levi, znowu wszystko pierdolisz. - Potarł dłońmi twarz, jakby miało mu to w czymkolwiek pomóc. A zwłaszcza w poradzeniu sobie z sytuacją, w której nie istniał żaden złoty środek.
     - Śpisz? - usłyszał cichy szept, kiedy już przysypiał. Po chwili poczuł uginający się materac pod ciężarem chłopaka, kiedy położył się koło niego. - Levi?
     - Próbuję - wymamrotał, odwracając się przodem do blondyna. Objął go ramieniem i przyciągnął do siebie, szczelnie otulając ich obu kołdrą. - Ktoś mi właśnie stara się w tym przeszkodzić.
     - Obudź mnie jutro, dobrze? - spytał, wtulając się w niego. Zaczął składać drobne pocałunki na jego szyi. - Tylko nie od razu, mam na późniejszą godzinę, więc byłbym szczęśliwy za dziesięć minut dodatkowego snu.
     - Ale ja mam na rano. Więc sam będziesz musiał się obudzić. - Zaczerpnął gwałtownie oddech, gdy chłopak przyssał się do wrażliwego punktu na jego ciele. Odsunął go od siebie i pocałował czule, kiedy ten chciał wyrazić głośno swoje niezadowolenie. - Śpij już, wredoto.
     - Kiedy chcesz, to potrafisz się postawić - mruknął cicho, krzywiąc się delikatnie. Przysunął się z powrotem do niego z cichym westchnieniem. - Dobranoc.

Daj mi zrobić #SelfieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz