Rozdział X

196 15 10
                                    

 Nienawidzę Wattpada i formatowania tu tekstu. No po prostu spalić na stosie. Dziekuję. 1/2 MRCompany*

         John złapał za kołnierz swojego przyjaciela, gdy tylko wszedł do klubu. Jeszcze było zamknięte, ale przecież pracownicy nie zaczynali pracy równo z początkiem imprezy. Musieli być godzinę a nawet dwie wcześniej, żeby wszystko przygotować. Dlatego też, John mógł spokojnie porozmawiać z Levim. Nie witając się z nim, pociągnął go w kierunku najbliższej sofy i niezbyt delikatnym pchnięciem usadził go na skórzanym siedzeniu.

     - Co to za zdjęcie na Instagramie, kurwa?! - Tak, spokojnie porozmawiać.
     - Mówisz o tym z rana? Śniadanie było równie dobre w smaku, jak wizualnie się prezentowało. - Udawał głupiego Levi, doskonale orientując się co siedzi w głowie przyjaciela. Rozparł się wygodnie na kanapie, zakładając jedną kostkę na kolano. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, którą zaczął się bawić. W zamyśleniu przyglądał się złości wymalowanej na twarzy przyjaciela. - Też mam ci takie zrobić?
     - Chodzi o to zdjęcie z Ramielem, idioto! - Miał ochotę uderzyć przyjaciela z pięści w twarz, ale mając na uwadze ich wieloletnią przyjaźń i doświadczenie, on skończyłby z gorszym siniakiem. - Przecież to twój uczeń, jeszcze! I dzieciak! Nie mógłbyś się wstrzymać do rzucenia tej cholernej roboty w szkole?!
     - Nie, kurwa, nie mogłem - warknął i wyjął z pomiętej paczki rulonik z zawiniętym w niego tytoniem. Odpalił papierosa, nie przejmując się pełnymi gniewu fuknięciami i prychnięciami szatyna. - Od trzech dni ten mały szczyl robił wszystko, by mnie uwieść. Na zajęciach, w klubie, w moim mieszkaniu. Nie jestem, aż tak odporny na wszelkie wdzięki Ramiela, jak myślisz.
     - W końcu mu się udało, co? - syknął i usiadł obok Leviego, odchylając głowę do tyłu i wbił wzrok w sufit. Czuł się bezsilny, nawet nie wiedział, co powinien z nimi zrobić. - Zajęcia masz z nim rzekomo dwa razy w tygodniu. w klubie nie bywa codziennie. Nawet go nie wygoniłeś z mieszkania, sam prowokowałeś tę sytuację! Powinieneś go odwieźć do domu.
     - Raz odwiozłem. Magicznym sposobem po dwóch godzinach znów znalazł się u mnie - prychnął, zaciągając się mocno. Wypuścił dym z płuc, uważnie przyglądając się wzorom, który malował przed jego oczami. - Odkrył, że chowam klucze pod doniczką tego spleśniałego kaktusa. Byłem pewny, że jest tak obrzydliwy, że tknąć go nie będzie chciał, a tu proszę... Niespodzianka!
     - Myślę, że to właśnie dlatego, że był obrzydliwy. Pewnie chciał go wywalić na śmietnik. Też bym tak zrobił, gdyby mi odbiło i chciałbym z tobą zamieszkać i oglądać twoją mordę codziennie. Jedno paskudztwo to dużo, a dwa? Koniecznie bym wywalił tego kaktusa. - John machnął ręką i zmarszczył brwi.
     - Odpierdol się ode mnie, Johnny - parsknął cichym śmiechem, klepiąc przyjaciela po kolanie. - Lepiej czepiaj się tego dziewiczego wąsika, który wyhodował sobie Rafe. Moja morda przy nim to twarz Apolla. Z tym że, na niego patrzysz każdego poranka. Widziałem go raz, jak wyczołgał się z groty, którą nazywacie sypialnią. Do tej pory mam traumę.
     - Mój Aniołek już sobie zgolił ten wąsik, wiec się zamknij! Tylko z rana wygląda źle, potem jest o niebo ładniejszy od ciebie. Chociaż... To nie sztuka być ładniejszym od ciebie. - obruszył się, uderzając go mocno pięścią w ramię. - Ale jest gorsza rzecz w tym wszystkim.
     - Niby jaka? - prychnął wściekle, choć zaciekawiło go co miał do powiedzenia John. - I nie przesadzaj z tym, że jestem aż taki paskudny. Nie mogę być, skoro przywłaszczyłem sobie Erosa.
     - Rafael jak zobaczył wasze zdjęcie z wczoraj, chce założyć własnego Instagrama. I wrzucać nasze wspólne foty - jęknął żałośnie. Levi tylko zaśmiał się głośno, kładąc dłoń na ramieniu szatyna w wyrazie najgłębszego współczucia.
     - Ramiel się ucieszy. Jestem pewien, że zaprzyjaźni się z Rafaelem i będą wspólnie wymieniać się zdjęciami, serduszkować je, czy co tam się na Instagramach robi. - Z jego twarzy nie schodził pogodny uśmiech. Nie on jeden będzie w tak irytującej sytuacji, gdzie każda wykonywana przez niego czynność, będzie dokumentowana i zamieszczana na wszelakich portalach. - Przynajmniej Rafe nie jest narwanym dzieciakiem, więc łatwiej będzie ci wytłumaczyć, dlaczego publiczne pokazywanie tyłka jest czymś złym dla związku.
     - Twój bardzo samczy instynkt, i poczucie własności - roześmiał się John serdecznie, mocno uderzając przyjaciela w udo. Spojrzał na niego i nie mógł powstrzymać drugiego napadu śmiechu, widząc jego poważną minę. - Chciałem zobaczyć twoją minę, kiedy wysyłałem ci to zdjęcie. Ej, wy nawet w związku nie byliście. Takim oficjalnym. Potwierdzonym na Instagramie. Jeszcze tylko Facebook.
     - Nie mam zamiaru bawić się w takie gówna. Prawdziwe związki są w "realu", a nie na jakimś Facebooku czy Twitterze - żachnął się. Sama myśl o posiadaniu jakichkolwiek aplikacji społecznościowych napawała go wstrętem i odrazą. - Chociaż gdybym założył Instagrama mógłbym kontrolować to co wrzuca. I to znacznie szybciej niż twoje pobranie zdjęcia i przesłanie mi go. Coś tam Ramiel mamrotał, że mógłbym założyć i wrzucać chociażby zdjęcia potraw, skoro miałbym u ciebie gotować.
     - I mógłby cię oznaczać zapewne. Zdobyłbyś sporo fanów za ładnie wyglądające potrawy. I jeszcze Ramiel by cię wypromował na Instagramie, jestem pewien - John podniósł się i kopnął lekko przyjaciela. - A tymczasem marsz do roboty, darmozjadzie.
     - Jaki darmozjadzie. Pracuję za trzech, lepiej upominaj pozostałych kelnerów.- Pewnie tak mnie zachęcasz, bo to napędziłoby twój biznes - prychnął, podnosząc się z miejsca. - Moja popularność, równa się popularność miejsca gdzie gotuję. Niech się jeszcze prasa dowie, że jednak żyję to już w ogóle będziesz miał ściany od wewnątrz porozpychane.
     - Powiedziałbym, że ciebie kocham, ale jakoś wypowiedzenie tych słów w twoim kierunku napawa mnie obrzydzeniem. - Wzruszył ramionami i odwrócił się by odejść, aby zacząć przygotowywać się na otwarcie klubu.
     - Ja ciebie też! - zawołał za nim, przesyłając w powietrzu głośnego całusa. Roześmiał się, gdy John spojrzał na niego z miną, która faktycznie sugerowała, że zaraz zwróci to co zjadł na obiad.
Przez chwilę pracowali w ciszy, przerywanej jedynie dźwiękiem mopa sunącego po podłodze i cichym trzaskiem szklanek, które wycierał John, by nie miały żadnych smug.
     - A... A chociaż fajnie było? - Ciekawość szatyna jednak wzięła górę. Zresztą, odbębnił swój rodzicielski obowiązek opieprzenia Leviego, teraz mógł nieco spuścić z tonu.
     - Zajebiście. - Levi wyszczerzył się radośnie. Odwrócił się plecami do przyjaciela i podwinął koszulę, odsłaniając sporą powierzchnię pleców. Jego skórę zdobiły liczne zaczerwienione ślady, miejscami ciągnące się przez ich połowę, a niektóre gwałtownie przerwane, jakby kochanek tracił siły. Kilka z nich zaczynało powoli blednąć, choć były i takie, na których tworzyły się strupy, będące pozostałością po zbyt głębokim wbijaniu w skórę paznokci Ramiela. - To wygląda jak jakieś wojenne sznyty.
     - Co wy robiliście w tym łóżku, że aż tak cię potraktował? - John uniósł zaskoczony brwi i podszedł do przyjaciela, by przyjrzeć się bliżej śladom. Zagwizdał cicho i dotknął jednej z czerwonych linii. Odsunął zaraz dłoń, słysząc syknięcie bólu Leviego. - Mam gratulować?
     - Pewnie - roześmiał się, obciągając koszulę w dół. Wcisnął ją za spodnie, by nie podwijała się przy pochylaniu. Nie chciał niepotrzebnie zwracać na siebie uwagę klientów, kiedy tak dobrze ich znał. Spodziewałby się po nich miernych docinek i równie żałosnych podrywów czy ogólnie zaproszeń do pokojów sypialnianych, znajdujących się na piętrze. Zadrapania na plecach, były równoznaczne z nieziemskim jebaniem, jak to nie raz słyszał za studenckich lat. - Masz czego. Rozdziewiczyłem Ramiela - przyznał z dumą, wypinając nieco pierś do przodu.
     - Ćpałeś coś, stary jebako? Co jak co, ale w to, że go rozdziewiczyłeś, to, kurwa, nie uwierzę - posłał mu spojrzenie pełne litości. Skrzywił się nieznacznie, nie lubił uświadamiać przyjaciela o nazbyt oczywistych rzeczach. - Ty wiesz, że nie jesteś pierwszym Erosa, prawda?
     - Erosa pierwszym to nie jestem, ale Ramiela jak najbardziej - prychnął, zabierając się za zdejmowanie krzeseł ze stolików, które odstawiał zbyt gwałtownie, co powodowało tylko hałas i zarysowanie podłogi. - Gdybyś go wtedy widział. Zachowywał się jak jakaś dziewica, którą peszy najmniejszy dotyk. Ciągle się rumienił i wstydził, zupełnie jak nie on. A spałem przecież z nim wcześniej.
     - Nie umiem sobie tego wyobrazić. Coś mi kręcisz, niemożliwe - zaśmiał się lekko, zerkając na podekscytowanego przyjaciela.Syknął cicho, widząc rysę na niedawno wymienianym parkiecie. - Delikatniej z tymi krzesłami.
     - Też w to nie wierzyłem, dopóki go takiego nie zobaczyłem. Ale powiem ci jedno. Nie chcę, by ktokolwiek inny poznał tę stronę Ramiela. Wiesz, zawstydzonego, kiedy przyjemność go po prostu krępuje. Wolałbym takie widoki zachować wyłącznie dla siebie i z nikim się tym nie dzielić. W sumie - zamyślił się na chwilę, prostując sylwetkę. Spojrzał na przyjaciela poważnie, marszcząc brwi. - Naprawdę zacząłem traktować go jako mojego, należącego tylko do mnie, kochanka.

Daj mi zrobić #SelfieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz