Szłam korytarzem, zdając sobie sprawę, że część osób, które się na nim znajdowały albo się nade mną litowały, albo ze mnie drwiły. Gdy tylko pojawiłam się w szkole, od razu zostałam „naznaczona". Powodów było dużo: dziwnie się ubierałam albo byłam za mało towarzyska... No w sumie każdy znalazł coś, co mu we mnie nie odpowiadało i mógł dzięki temu-ulżyć sobie-ubliżając mi. Najgorsze jednak były dziewczyny z mojej klasy... One za cel wzięły sobie uprzykrzanie mi życia. Zwłaszcza Kate dla niej dzień bez poniżenia mnie byłby prawdopodobnie dniem straconym.
Jestem „łatwym celem". Nie dlatego, że nie potrafię się bronić-bo potrafię-zwyczajnie odpowiadało mi to, że nikt do mnie się nie zbliża. Nieważne czy ze względu na to, że nie chce być kojarzony ze mną (czytaj: klasowy dziwak) czy dlatego, że szkolna gwiazda mnie nie lubi. Dla mnie tak było bezpiecznie, więc nic z tym nie robiłam.
Dlatego teraz, idąc korytarzem, czekałam na świtę Kate i na jej kolejne mało inteligentne docinki. Czekałam i o dziwo! Nic się nie wydarzyło. To oznaczało tylko jedno -coś/ktoś- odciągnął uwagę Kate ode mnie, a to nie często się zdarzało.
- McPherson!!! - jednak myliłam się, to będzie kolejny dzień, w którym Kate spróbuje mnie poniżyć.
Zatrzymałam się, czekając na to, co dziś dla mnie przygotował ten „plastik".
- Widzę, że jak zwykle stylizacja prosto z przytułku dla bezdomnych. - powiedziała, wykrzywiając twarz w drwiącym uśmiechu.
Parę osób na korytarzu zaśmiało się z jej, jakże błyskotliwego żartu, inni zapewne zlustrowali moje ciuchy i patrzyli na mnie...Cóż z politowaniem. Nie wyglądałam tak tragicznie, zwyczajnie czarne rurki, czarny top, czerwono czarna koszula w kratę i czerwone conversy. Problem dla innych polegał na tym, że wyglądałam tak prawie każdego dnia. To nie tak, że nie miałam kasy na ciuchy. Mogłam sobie pozwolić na ciuchy podobne do tych, jak ubierają inni ze szkoły. Mogłam również zaprzyjaźnić się z niektórymi dziewczynami z klasy. Jednak przenosząc się do tego miasta, chciałam jedynie przebrnąć przez liceum, „łatka" dziwaka okazała się pomocna, choć niektóre docinki naprawdę bolały.
-McPherson ogłuchłaś? - usłyszałam głos Kate. — Pytałam, czy zorganizować zbiórkę w szkole na pewno ktoś ci odda zbędne ciuchy.
„Jezu, jak ona mnie wkurza" - pomyślałam, uparcie milcząc.
-Widzę, że z mówieniem u Ciebie też problem. - drwiła - Szkoda czasu. Idziemy dziewczyny. - kiwnęła na jej funclub, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiły się tuż za nią. - Idziemy obejrzeć sobie tego nowego, podobno jest całkiem niezły.
Powoli ruszyłam w stronę swojej szafki. Chwila czy ona powiedziała "nowy"? W naszej klasie? Oby był to jakiś młody Einstein, a nie koleś podobny do przydupasa Kate-Marka, dwóch takich to byłoby przegięcie. Bo o ile dobrze znosiłam zaczepki Kate, Mark mnie przerażał. Tak naprawdę, to wszyscy faceci mnie przerażali, ale Mark wyjątkowo bardzo.
Z zamyślenia wyrwała mnie karteczka, która wypadła z mojej szafki.
„Czekam w szatni." - uśmiechnęłam się do siebie i powoli ruszyłam w stronę sali gimnastycznej, gdzie znajdowały się również owe szatnie. Usiadłam na jednej z ławeczek, oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy.
-No proszę, czyżby zarwana nocka. - usłyszałam.
Powoli otworzyłam oczy. Nade mną pochylał się brunet o pięknych (tak pięknych) brązowych oczach i czarującym uśmiechu.
-Nie jestem tobą, Jamie. - odpowiedziałam, pokazując by usiadł obok. - Ztęskniłeś się za mną ?
- Chciałem spytać jak minął ci weekend.- Wzruszył ramionami i zaserwował mi „ten" uśmiech, na którego widok mdlała większa część dziewczyn w szkole.
- Mogłeś napisać sms.
- Mogłem, ale wolałem zapytać osobiście.
- Kręcisz Sanders. – stwierdziłam. - O co chodzi?
- Nie mogę pogadać z przyjaciółką o tym, jak minął jej weekend?
- Jamie, proszę...
- No więc ja słyszałem, jak Kate namawiała Marka do wycięcia ci jakiegoś numeru i chciałem zaproponować ci, żebyś wracała za mną do domu.
Milczałam przez chwilę, jak wspominałam, Mark mnie przerażał.
- Dam sobie radę.
- Ellie daj spokój, jeśli raz wrócisz ze mną do domu, Twój głupi plan się nie posypie, kto wie, co oni wymyślili. - Mówił trochę zdenerwowany.
- Nie będę ryzykować.
-Ale...
- Poradzę sobie, jasne. - powiedziałam, wstając.
Spojrzałam do sąsiedniego boksu. Ktoś tam stał i prawdopodobnie słyszał moją rozmowę z Jamie...