13.

102 23 7
                                    

Ellie
- Skończyłaś ?
Rozejrzałam się wokół, nigdzie nie było widać Marka. Odetchnęłam z ulgą. Ponownie spojrzałam na Kaya. Wyglądał okropnie, miał podrapana twarz i lekko rozcięta wargę.
Niemożliwe żebym ja to zrobiła. Mimo wszystko musiałam zapytać.
- Czy ja to zrobiłam? Powiedziałam drżącym głosem.
- A jak ci się wydaje? Uważasz ze sam to zrobiłem? - odpowiedział spokojnie. Trochę mnie to zaskoczyło, akurat tym razem miał prawo być zły.
- Może mi powiesz o co chodziło z tym typem?
„ Też chciałabym wiedzieć „ pomyślałam
- Nie wiem przyczepił się do mnie, już wczoraj. Dlaczego mnie nie powstrzymałeś?
Popatrzył na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi. Wskazałam na jego twarz. Uśmiechnął się.
-Próbowałem - odpowiedział ale zabrzmiało to mało wiarygodnie. Uniosłam lewą brew, dając mu do zrozumienia, ze nie wierzę. - Uratowałem cię przed tym typem, a ty nawet nie powiedziałaś dziękuję, za to mnie pobiłaś a teraz jeszcze zarzucasz mi kłamstwo. Naprawdę McPherson wstydź się. - wyliczał śmiejąc się.
Chciałam coś mu odpowiedzieć co zmyło by mu z twarzy ten uśmieszek ale nie mogłam nic inteligentnego wymyśleć. Szybko to zauważył i roześmiał sie jeszcze bardziej. „Idiota".
Powinnam iść się stamtąd zanim zrobię z siebie totalną kretynkę. Zebrałam się w sobie i wydukałam podziękowanie za pomoc. Po czym, odwróciłam się z zamiarem odejścia. Przeceniłam jednak swoje możliwości. Chyba ze zdenerwowania i... Nie oszukujmy się zażenowania... sama sobie podstawiłam nogę. Byłam pewna, ze skończę z twarzą przyklejona do chodnika. Jednak w ostatniej chwili, ręce Kaya powstrzymały mnie przed upadkiem. Od razu się wzdrygnęłam. Wszystko w środku krzyczało "puść mnie", ale upaść też nie chciałam. Kay odwrócił mnie w swoją stronę uważnie mi się przyglądając, już się nie śmiał. Wyglądał jakby myślał: Co z nią jest nie tak? A mi po głowie chodziła mi tylko jedna myśl „ Zabierz te ręce".
W tej samej chwili, to zrobił. Zastanawiałam się czy aby na pewno nie powiedziałam tego na głos.
- Nic ci nie jest? spytał po chwili milczenia. Pokręciłam głową, potwierdzając, że wszystko ok.
"Słowo daje to najdziwniejsza rozmowa w moim życiu". - Na pewno? Chyba mi nie wierzył.
- Tak - odpowiedziałam. Przeczesał palcami włosy i spojrzał gdzieś za mnie.
- Podwieźć cię gdzieś czy...
- Poradzę sobie - przerwałam mu szybko.
Albo mi się wydawało albo wyglądał na zawiedzionego, na pewno mi się wydawało. Trzeba kończyć tą bezsensowna rozmowę.
- Słuchaj... Jeszcze raz dzięki i przepraszam za ...
- Nie ma za co - odpowiedział chłodno. Jego nagła zmiana nastroju, znów mnie zaskoczyła. Byłam coraz bardziej przekonana co do teorii z chorobą dwubiegunowa... Zrobiło mi się trochę przykro. „ Tylko czemu kretynko ! Przecież nie liczyłaś na prawdziwą przyjaźń." - zganiłam się w duchu.
- To ja już pójdę. - powiedziałam nie wiadomo po co
- Dobry pomysł - odpowiedział nie patrząc na mnie. Zrobiło mi się niesamowicie głupio. Odwróciłam się, tym razem powoli, i ruszyłam przed siebie. Byłam już niedaleko ogrodzenia, gdy za plecami usłyszałam jakieś glosy, nie zamierzałam się odwracać. Dopiero w momencie gdy wśród nich rozpoznałam glos Marka, szybko się odwróciłam.
Nie myliłam się, to był on razem ze swoim kumplem, podbiegli do Kaya i zaczęli okładać go pięściami.
Tak, mogłam uciec ale jakby nie było Kay wcześniej mi pomógł. Tylko co miałam zrobić. Dokoła było pusto nikt nawet nie usłyszy, ze krzyczę. Rozejrzałam się dookoła, pobiegłam do stojącego najbliżej samochodu i ...kopnęłam w oponę chcąc włączyć w nim alarm. Niestety albo nie miałam wystarczająco dużo siły albo samochód nie posiadał tego zabezpieczenia. Postawiłam na to pierwsze , w końcu to mało prawdopodobne aby w dzisiejszych czasach, ktoś posiadał samochód bez tego. Chwyciłam spory kamień, ze stanowiącego ozdobę skalniaka i cisnęłam nim w szybę samochodu. Od razu po parkingu rozległ sie dźwięk sygnału alarmowego. Spojrzałam w stronę gdzie toczyła się bójka, gotowa do ucieczki, przed Markiem. Miałam spore szanse, dzieliła nas duża odległość. Na szczęście Mark i jego kumpel usłyszawszy alarm od razu zostawili Kaya. Zerknelam na rozbita szybę w samochodzie. Oby nie należał do któregoś z nauczycieli. Podbiegłam do Kaya, który zmierzał powoli w moim kierunku.
- Potrzebujesz pomocy? Spytałam niepewnie.
Nic nie odpowiedział tylko powoli zaczął wyciągać coś z kieszeni spodni.
Teraz dopiero wyglądał strasznie, z podbitym okiem i pokaleczonymi rękami.
- Mogłabyś? Powiedział machając mi kluczykami przed nosem
- Co mam z nimi zrobić? Zapytałam biorąc od niego kluczki „ Chce żebym odwiozła go do domu?" Kay popatrzył na mnie ze zbolałą miną.
- Biegnij do samochodu i włóż kluczki do drzwi, inaczej nie włączysz alarmu.
„ Już nie żyje" pomyślałam nie ruszając się z miejsca.

====================================
Dziękuję wszystkim osobom, które to czytają. Zwłaszcza tym zostawiajacych po sobie ślad, to motywuje do dalszego pisania.
Ciężko mi sie pisało ten rozdział...
Jeśli macie jakieś sugestię, pomysły... Zapraszam

Przepraszam za błędy.
Ula

MysteryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz