Kay
- Czy coś się stało? - powiedziałem, uważnie przyglądając się dziewczynie.
- T... To twój samochód? - odpowiedziała drżącym głosem.
Darowałem sobie odpowiedź, wziąłem kluczyki, minąłem ją i ruszyłem w stronę auta. Wszystko mnie bolało. Jednak gdy zobaczyłem przednią szybę swojego ukochanego samochodu, momentalnie zapomniałem o bólu. Szyba była roztrzaskana. Szybko włączyłem alarm.
- McPherson! - krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem. Odwróciłem się w jej stronę, nie uciekła, choć byłem pewien, że to zrobi jak miała w zwyczaju, w takich sytuacjach. Stała w miejscu gdzie ją zostawiłem, skubiąc nerwowo brzeg, niebieskiej koszuli, w która była ubrana. Ruszyłem w jej kierunku. Oczywiście od razu zaczęła się wycofywać.
- Nawet nie próbuj uciekać i tak cię dogonię. - powiedziałem ze złością.
- Posłuchaj, to był przypadek - zaczęła.
- Przypadek?! Chcesz powiedzieć, że przypadkiem, rzuciłaś kamieniem w mój samochód!
- Nie wiedziałam, że jest twój! Zrobiłam to bez zastanowienia!
- To trzeba było się zastanowić. - warknąłem.
- Nie mogłam, byłam zajęta ratowaniem ciebie, do cholery! Co miałam zrobić? Poszukać właściciela? - broniła się.
I co ja jej miałem powiedzieć... Oberwałbym dużo gorzej, gdyby tego nie zrobiła, nie ma co. Ale moje auto... Jak ja będę docierać do tej dziury. A naprawa, pewnie będzie trzeba sporo kasy, której ojciec, na pewno mi nie da.
- Pokryję koszty naprawy - powiedziała cicho Ellie, zupełnie jakby czytała mi w myślach.
„Wątpię, że będzie cię na nią stać" pomyślałem.
- Dobrze wiedzieć, że masz na zbyciu tysiąc dolarów, już się bałem, że będę musiał przychodzić tu pieszo.
Tak, to było celowa zagrywka, nie zamierzałem wyciągać od niej kasy. Ale przyszedł mi do głowy, pewien pomysł.
- Ile?
- Czyli, jednak nie masz takiej kasy. No to zawrzyjmy umowę...
- Jaką umowę? - zapytała spoglądając na mnie podejrzliwie.
- Sam poniosę koszty naprawy ale w zamian, chcę, żebyś powiedziała dlaczego pozwalasz na to, żeby cię tak poniżali. - Nie spodziewała się czegoś takiego, w jej oczach było widać zaskoczenie ale nie tylko. Był w nich także strach. - Więc jak? Umowa stoi ?
- Zapomnij. Nie zamierzam ci nic mówić. Oddam ci pieniądze tylko, że nie wszystkie naraz.
Kiwnąłem głową, na znak, ze się zgadzam. - Ale odpowiedz na jedno moje pytanie, ok?
- Pod warunkiem, że nie będzie podobne do poprzedniego. - powiedziała.
- Za każdym razem gdy cię dotknę, zachowujesz się jakbym był trędowaty. Jestem dla ciebie aż tak odpychający?
Nic nie mówiła ale przez moment miałem wrażenie, że się uśmiechnęła.
- To nie ma nic wspólnego z tobą. - powiedziała w końcu.
- Więc...
- Miało być jedno pytanie. Słuchaj jeśli... Nie umierasz i tym podobne to ja już pójdę. Spóźnię się na ostatni autobus. Nic nie odpowiedziałem, tylko po raz kolejny kiwnąłem głowa.
Rano obudziłem sie jeszcze bardziej obolały, niż byłem wczoraj. Całe szczęście, że moja twarz wyglądała dużo lepiej. Nie zamierzałem odpuścić temu kretynowi. Chwyciłem za telefon i napisałem do Jacka, prosząc o spotkanie w weekend. Następnie zacząłem sie przygotowywać do wyjścia... Nie mogłem się doczekać kiedy ta farsa, ze szkołą się skończy. Po parunastu minutach byłem w drodze na... Przystanek. Zostałem skazany na korzystanie z komunikacji publicznej. Przynajmniej nie musiałem długo czekać aż przyjedzie autobus. Gdy bylem już wewnątrz, zaskoczyło mnie jak wielu uczniów korzysta z tego rodzaju „podwózki". Rozejrzałem się za wolnym miejscem i kogo zobaczyłem... Ellie. Ona najwyraźniej mnie nie widziała, wyglądała przez okno. Bez zastanowienia, przecisnąłem sie do niej i zająłem miejsce obok. Odwróciła się gwałtownie. Jej mina, w momencie gdy mnie zobaczyła po prostu... Bezcenna. Podobnie jak miny jednej czwartej uczniów, znajdujących się w autobusie. Uśmiechnąłem się do niej szeroko, oczywiście od razu odwróciła się ode mnie.
- Obiecałeś, że w szkole, nie będziesz się do mnie zbliżał - powiedziała nadal patrząc w szybę. - Skłamałeś.
Rozsiadłem się wygodnie, po czym szturchnąłem ją w ramię, żeby na mnie spojrzała, nie spodziewała się tego i automatycznie odwróciła się.
- Wcale nie, bo tak się składa, że nie jesteśmy w szkole, tylko, w autobusie. - powiedziałem ciągle się śmiejąc.
________________________
No cóż... Nie wyszedł mi ten rozdział wyjątkowo.