Następnego dnia cała trójka siedziała już w pociągu gdy usłyszeli wredny śmiech Draco'a. Po chwili weszła do nich blondynka z raną na policzku.
- Mogę usiąść?- zapytała grzecznie dziewczyna.
- Oczywiście.- odpowiedziała Hermiona wskazując miejsce obok siebie.
Dziewczyna cicho usiadła na miejscu opuszczając głowę. Widać nie chciała, żeby ta trójka, którą widziała w sklepie wiedziała, że płacze. Niestety przed Hermioną nic się nie ukryję.
- Czemu płaczesz?- zapytała.
Dopiero teraz zauważyli, że rana ciężko krwawi.
- To musi boleć.- powiedział Ron, który po chwili znów oberwał torebką tylko tym razem po głowię.
- Harry podaj mi apteczkę.
Chłopak natychmiast spełnił polecenie i podał dziewczynie torebkę z symbolem lekarskim. Po chwili szukania Hermiona wyciągneła małą fiolkę i pozwoliła kilku kroplom spaść na ranę blondynki. W ekspresowym tempie po krwi nie było śladu.
- Dziękuję.- odpowiedziała delikatnie dziewczyna z uśmiechem na twarzy.
- Nie masz za co. Na moim miejscu postąpiła byś tak samo.
- A wogóle jak masz na imię?- wtrącił szybko Ron, patrząc na ręke Hermiony, w której była torebka.
- Jestem Alexandra.- odpowwiedziała przypatrując się Parszywkowi, który leniwie wyszedł z kieszeni chłopca w poszukiwaniu jedzenia.-Ale on śliczny.
- Kto? Parszywek? To już dziadek.
- Powiedz czemu Draco cię tak męczy?- zapytał Harry.
Dziewczyna znów opuściła głowę. Jakby odpowiedź ją przygnębiła i dręczyła już od dawna.
- On robi to co chcę. To mój...- zawachała się- to mój brat.
Gdy usłyszeli ostatnie słowo, wymienili między sobą niepokojące spojrzenia.
- Nie przejmuj się tym. Wkońcu rodziny się nie wybiera.- powiedział Ron próbując poprawić Alexandrze humor.
Dziewczyna westchnęła cicho i zaczęła opowiadać o wczorajszym wydażeniu w sklepie.
- Czli widzieliście nas?- zapyatał przestraszony Ron.
- Oni nie, tylko ja.
- To dobrze. Draco nie dał by nam spokoju, gdyby się dowiedział. Nie powiesz mu, prawda?
- Oczywiście, że nie. Mam dość słuchania Harry zrobił to, Harry zrobił tamto, a wszystko należy się Draco. Przynajmniej on tak uważa. W całym życiu tamtej dwójki ja- jestem śmieciem. Żyję tylko dlatego bo Sam Wiesz Kto uważa, że w przyszłości się mu przydam, a Lucjusz (bo ojcem go nazwać niemożna) odda mnie na śmierć.
- A myślałem, że to ja miałem trudne życie.- mruknął pod nosem Harry.
Rozmawiali ze sobą, aż do końca drogi i trochę się zaprzyjaźnili. Gdy dojechali na miejsce byli w bardzo dobrych humorach i doczekiwali Ceremoni przydziału. Harry, Ron i Hermiona byli pewni, że Alexandra na 100% nie trafi do Slytherinu, ale mieli się niedługo przekonać.
- Pirszoroczni, pirszoroczni- z nikąd rozległ się donośny głos Hagrida.
- Hagrid!- krzykneła cała trójka przytulając się do olbrzyma.
- Witajcie. Jak tam wakację? Podobało się? Mam do was prośbę i kilka pytań. Przyjdźcie do mnie po ceremoni.
- Możemy kogoś ze sobą wziąć?- zapytała Hermiona.
- Oczywiście. Kogo?
Hermiona pokazała Hagridowi Alexandrę. Niska, szczupła blondynka w wieku Ginny Weasley.
- Bierzcie kogo chcecie byle nikogo ze Slytherinu.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Chyba polubiła tego olbrzyma. Hagrid kazał wszystkim pierwszorocznym wsiąść do łodzi, a reszcie iść za Filch'em. Nieminęła godzina gdy profesor McGonagall kładła słynną tiarę przydziału na stole.
- Gdy wyczytam nazwisko, osoba ta przychodzi do stołu, a ja mu nakładam tiarę na głowę. I dowiecie się do jakiego domu zostaliście przydzieleni.
Profesor Minerwa wzięła listę i zaczęła czytać. Gdy osoby podchodziły do stołu, Ginny i Alexandra zdążyły się zaprzyjaźnić.
- Ginny Weasley!- krzyknęła pani profesor.
Dziewczyna zamarła.
- No idź. Trzymam kciuki.- zachęciła Alexandra.
Ginny podeszła do stołu i po chwili dał się słyszeć donośny krzyk tiary.
- Gryffindor!
Dziewczyna westchnęła z ulgą i ruszyła w stronę stołu z czerwonymi dekoracjami.
- Alexandra Malfoy.
Cała sala umilkła. Blondynkę zasmuciła myśl, że może będzie obwiniana za czyny swojego brata. Alexandra podeszła do stołu i zamknęła oczy.
- Gryffindor!- krzyknęła tiara.
- Dziękuję- szepneła uradowana dziewczyna.
Podeszła do stolika i już miała usiąść gdy nagle zobaczyła Lucjusz'a i Draco'a. Nie zauważona wyszła z sali i podeszła do ,,swojej rodziny".
- Po co tu przyszedłeś?- zapytałam oschle.
- Chciałem sprawdzić czy się na tobie nie zawiodę. Widać się myliłem.- odparł tym samym tonem.
- Czy się na mnie nie zawiedziesz? Może jeszczę czy nie zrobię czegoś głupiego? Na przykład czy nie podpalę zasłon?
- Grzeczniej się nie da?- zapytał z nutką ironi w głosie.
~~~~~~~~~
I jak? Mam nadzieję, że się spodobało. Dziękuję za komentarze i gwiazdki. :)