20. Akceptacja

3.3K 281 2
                                    


Cassie pov;

Mija właśnie czwarty dzień, a ja czuję się coraz gorzej. Chce mi się płakać. Jest już prawie godzina 17. Nie mam na nic siły, nadal leżę w łóżku.

Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi.

- Kochanie zejdź na dół - powiedziała cicho babcia.

- Co się stało? - zapytałam sucho.

- Chodź proszę.

Niechętnie wstałam. Byłam w samej koszulce i majtkach, a włosy które były wcześniej w koku pozostawały rozczochrane.

Zeszłam powoli na dół. Weszłam do kuchni, ale nikogo tam nie było. Skierowałam się więc do salonu. Stanęłam w progu i omal nie upadłam. Stał tam Jack w czarnych rurkach i czarnej koszulce. Spojrzał na mnie, a jego oczy jakby zabłysły. Podbiegł do mnie i przytulił mocno. Nie miałam siły nawet go odepchnąć, a może nawet nie chciałam.

Staliśmy tak długo, aż w końcu mnie puścił. Coś we mnie pękło. Uciekłam szybko na górę cała zalana łzami. Słyszałam tylko krzyk zmartwionej babci. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i opadłam na łóżko.

Co on tu robi?! Nie powinno go tu być.

Czas mijał. Spojrzałam na zegarek była już 21, a ja nadal leżałam w tej samej pozycji co kilka godzin wcześniej. Nagle poczułam okropny głód.

Przecież przez te dni nie chciało mi się jakoś jeść. Dziwne.

Zeszłam powoli do kuchni. Tam znów go zobaczyłam. Siedział z moją babcią i rozmawiali o czymś, ale gdy weszłam do kuchni urwali rozmowę.

Starałam się na niego nie patrzeć, co było strasznie trudne... Wyjęłam z lodówki naleśniki, które dzisiaj babcia zrobiła na śniadanie a których nie zjadłam.

Wzięłam ich cały talerz, a w drugiej ręce trzymałam syrop klonowy.

- Ooo zgłodniałaś? - zapytała zdziwiona babcia.

- Ta - syknęłam i poszłam do salonu.

Zjadłam cały talerz naleśników.

- Cassie możemy porozmawiać? - usłyszałam cichy głos Jack'a.

Odwróciłam się w jego stronę i zmierzyłam wzrokiem.

Nic nie odpowiedziałam, a on usiadł obok mnie na kanapie.

- Wiem, że źle zrobiłem tak pochopnie nas łącząc.. ale gdyby była kolejna okazja zrobiłbym to znowu...

- Jesteś samolubnym idiotą - prychnęłam ze złością.

- Cass - chwycił moją dłoń - Ja na prawdę wierze, że jesteś moją partnerką. Czuje to... - powiedział ze smutkiem i zwiesił głowę.

Jego ręka była wyjątkowo ciepła, a dotyk sprawiał mi radość.

- Jack, zaniosłam twoje rzeczy do pokoju Cassie - powiedziała babcia wchodząc do pokoju.

- Co?! - zerwałam się gwałtownie, ale dziwne że nadal nie puściłam jego ręki - Babciu ty też?!

- Cassie, ale możesz mnie już puścić - zaśmiał się Jack.

Puściłam jego dłoń i chciałam krzyczeć ze smutku, że chce więcej.

Krzyknęłam tylko bezsilnie i pobiegłam do pokoju. Ubrałam na siebie bluzę i wyszłam na ogród. Naciągnęłam kaptur na głowę i usiadłam na schody.

- Wiem kochanie, że to dla ciebie trudne - powiedziała nagle cicho babcia - ale nie wytrzymacie długo bez siebie.

- Wytrzymam - odpowiedziałam sucho wyciągając z kieszeni papierosa.

- Widziałam jak się zachowywałaś przez ten czas jak tu byłaś - zachichotała - Daj mu chociaż szansę.

- Wiedziałaś, że on chwilę przed tym jak nas połączył chciał mnie zabić? - zapytałam z kpiną spoglądając na nią.

- Jack mi już wszystko powiedział - dodała - Spróbuj go chociaż zaakceptować.

Poklepała mnie po ramieniu i wstała. Spojrzałam w niebo. Było zachmurzone i zbierało się na burzę.

Spaliłam papierosa i siedziałam tam jeszcze dłuższy czas.

Gdy wróciłam do pokoju wiedziałam że on tam będzie. Widziałam jego sylwetkę w łóżku. Ściągnęłam z siebie bluzę i położyłam się obok.

Nagle poczułam mocne pociągnięcie i ręce wokół talii.

- Teraz już cię nie puszczę, bo znów mi uciekniesz - szepnął.

Zaczął delikatnie jeździć po moim brzuchu, a moje ciało przechodziły dreszcze. Poczułam mrowienie w całym ciele.

Może go trochę postraszę?

Nagle zmieniłam się i już stałam nad nim warcząc groźnie.

Ku mojemu zdziwieniu na jego twarzy nie było widać żadnego strachu,wręcz przeciwnie. Uniósł się delikatnie.

- Zmień się kochanie - szepnął.

Po chwili leżałam nad nim wsparta na rękach w postaci człowieka. Nie wiedziałam co się dzieje. Przecież nie chciałam się zmienić.

Gdy chciałam z niego zejść poczułam jego ręce na moich plecach. To było dla mnie za dużo. Opadłam bezwładnie na jego pierś i skuliłam się. Po policzkach znów zaczęły spływać łzy.

- Cassie nie płacz - szepnął podnosząc siebie i mnie jednocześnie.

Przyciągnął mnie do siebie przytulił mocno i ucałował w głowę.

- Ja tak nie mogę... - szepnęłam

- Będzie dobrze, zobaczysz. Tylko trochę..- urwał - Nie zostawiaj mnie..

Jego rozpacz w głosie była nie do zniesienia. Miałam ochotę się na niego rzucić i trzymać go przy sobie tak długo, aż się nie uśmiechnie... aż nie będzie wiedzieć jaki jest dla mnie ważny.

Nic więcej nie mówiliśmy. On gładził mnie po plecach, aż się uspokoiłam.

W końcu jednak puścił mnie i położył się do mnie plecami tak jak ja.

Długo nie mogłam zasnąć.

Fakt czułam się fizycznie o wiele lepiej niż wcześniej. Psychicznie było lepiej, ale nie do końca zadowalająco. Przypomniałam sobie słowa babci.

Odwróciłam się do niego. On nadal leżał plecami do mnie. Przysunęłam się do niego blisko i przytuliłam zakładając przy tym swoją nogę na jego.

Widziałam teraz wytatuowanego na plecach wilka. Był piękny. Musnęłam delikatnie to miejsce i poczułam, że Jack aż się wzdrygnął przez sen.

W końcu i ja zasnęłam przytulona do jego pięknych nagich pleców.


CassandraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz