23. Zazdrość

3.2K 260 9
                                    

Jack pov;

Nie spałem dobrze. Wczoraj wróciłem, rozmawiałem tylko chwilę z mamą, nie chciałem nikogo widzieć.

To znaczy chciałem... Ją

Cały czas o niej myślałem. W nocy też mi się śniła. Jej piękne oczy, usta, jedwabiste włosy.

Tylko w śnie była inna. W śnie ona mnie kochała...

Leżałem w łóżku prawie do południa nie chciałem z nikim rozmawiać nie miałem humoru. Wczoraj też tylko miałem suchą rozmowę z mamą jak wróciłem.

Nie ruszyłem prawie wcale śniadania które przyniosła mi mama.

Z tej melancholii wyrwał mnie dopiero dźwięk powiadomienia.

LOUIS: Jeziorko? Dziś?

MARIE: Pewnie!

PATRICK: Nie ma mnie...;x

LOUIS: Eh Jack?

JACK: Można

LOUIS: O 17 jedziemy.

MARIE: Cass?

LOUIS: Halo halo zgłoś się

MARIE: Cassie?

LOUIS: CASS!

CASSIE: No nie wiem. Byłam na dole, nie słyszałam.

MARIE: O 17 będziemy po ciebie  ;*

O 16:50 już siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy pod dom Cassie. Prowadził Louis a ja siedziałem na miejscu pasażera, a Marie z tyłu.

Po chwili gdy tylko Marie do niej napisała wyszła z domu. Serce zaczęło mi mocniej bić. Wręcz czułem jak moje ciało się napręża i chce do niej pobiec i chwycić ją mocno w ramiona.

Wsiadła do samochodu za Marie.

Oni rozmawiali, śmiali się, a ja tylko wsłuchiwałem w jej cudny śmiech. W końcu dojechaliśmy nad jezioro. Było to niedaleko miejsca gdzie byliśmy ostatnio.

Wysiedliśmy z samochodu.

- Mam nadzieje, że macie w razie czego pidżamy - zapytał Lou ze śmiechem.

Nie czekając na odpowiedź wszedł do najbliższego domku w stylu tramp. Był identyczny jak tamten tylko trochę lepiej urządzony.

- Panienki lećcie się przebrać a my czekamy na was na plaży - powiedział Lou.

Po chwili wyszliśmy zostawiając je same. Skierowaliśmy sie na plaże. Nie była wielka. Miała pomost na który od razu poszliśmy.

Cassie pov;

Razem z Marie poszłyśmy do łazienki wyciągając z naszych toreb stroje kąpielowe. Ubrałyśmy się w nie. Marie narzuciła na to sukienkę w kwiatki jak to ona, a ja czarne spodnie i czarną krótką bluzkę na naramkach.

- Cass rozpuść dzisiaj włosy - zaśmiała się Marie.

Po chwili zastanowienia i wymienieniu się z nią uśmieszkami przystałam na jej prośbę.

Wyszłyśmy z domu i po chwili dostrzegłyśmy chłopaków. Już byli gotowi, rozebrani i chyba czekali tylko na nas.

Louis siedział, miał na sobie czerwone spodenki i jak zawsze włosy stojące w każdą stronę.

Jack stał nad nim, na nosie miał czarne okulary, czarne spodenki z białymi wykończeniami, a jego białe włosy wręcz mieniły się w słońcu.

CassandraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz