Rozdział 4 :

456 45 5
                                    

(...)Zostaniesz tu... Zostaniecie tu razem... Ja tego dopilnuje! ....
********
Usiadłam cała zdyszana na moim łóżku. To był tylko zły sen,ale anioły nie mają snów! Lisa zapaliła lampke nocną przy swoim łóżku,z którego po chwili wstała i podeszła do mnie.
-Diana uspokuj się to był tylko sen-powiedziała kładąc ręke na moim ramieniu. Niech tak myśli,uspokoiłam swój oddech,to był głos Rafaela,ale od kiedy on może przenikać mój umysł?! Jest demonicznego pochodzenia,nie rozumiem.
-Wiem,ale rzadko mi się zdarzają.-przyznałam i położyłam się z powrotem,a Lisa patrzyła na mnie z współczuciem. Jej chyba częściej niż mi się wydaje.
-Kładź się mamy lekcje na ósmą,dobranoc-powiedziałam,a ona skiwneła i wróciła do łóżka gaszac lampkę,a ja pod poduszką poszukałam mój telefon. Tak i tak już nie zasne. Może lepiej napisze o tym Andiemu. Mam nadzieje,że nie śpi.
Ja: Śpisz?
Andy: Mialem goscia więc nie. O co chodzi aniołku?
Ja: Łeee...przeżyła bym bez tej informacji. Tutejsze dziewczyny lgną do ciebie,jak muchy do światła. Ale,ja nie o tym. Miałam koszmar.
Andy: W tym wieku zło podnieca dziewczyny,a ja jestem tego definicją. Jak to możliwe.że śnilaś?!
Ja: Twój "przyjaciel"wlazł mi jakimś sposobem do umysłu,ale to nie możliwe.
Andy: Jak nasze spotkanie przez portal,dla mnie już od dawna nie istnieje to słowo. Ten debil jest silniejszy niż myślałem,a zreszta nawet się tego spodziewałem. Skoro z swojej ukochanej śmiertelniczki zrobił niesmiertelną.
Ja: Ale potem zabił ją twój ojciec,a my jestesmy na tym samym poziomie mocy. Więc?
Andy:Ty tu jesteś od myslenia,co ja Archimedes?!
Ja:Nie bo królowa Elżbieta,dobrze diabełku ja pomyśle,a ty spać.
Andy: Ha,ha... Ej,masz mój szkicownik?
Ja:Tak,ale nie martw się,nie zajrzałam do środka :)
Andy:Okej,tylko jutro mi go przynieś. Dobranoc
Ja: Dobranoc

******************
Nie zmrużyłam przez reszte nocy oka. Co troche odbiło się na moim samopoczuciu następnego dnia. Stałam z Lisą pod klasą gdzie mamy matematyke,i rozmawiamy na temat korepetycji dla niej jak by była w tyle. Zobaczyłam zbliżającego się Andiego odziwo samego.
-Ale ciacho-szepneła do mnie Lisa. Na serio! Dziewczyno on nie jest ciebie wart! Przewróciłam jedynie oczami.
-Idzie tu-pisneła znowu,a ja się załamałam. Jesli ją owinie sobie koło palca będzie słabo,ale nie ma bata ja wracam do raju. Ludzka naiwnosć czasem mnie powala.
-Cześć. Jestem Andy,a ty zapewne to ta nowa?-zapytał się jej,podajac ręke na powitanie. Ta nie pewnie odwzajemniła uscisk.
-Tak,jestem... Lisa. Miło mi cię poznać Andy-powiedziała mimowolnie się rumieniąc. Na serio dziewczyno,Andy zabrał ręke i wzrok jego niebieskich oczu zwrócił się na mnie.
-Możemy porozmawiać w cztery oczy?-zapytał się mnie,takim tonem,że nie chce chyba słyszeć odmowy. Spojrzałam na Lise.
-Idź dam sobie rade-powiedziała z uśmiechem,a ja skiwnełam Andiemu na zgode i odeszliśmy od Lisy na kilka kroków.
-Moge odzyskać swoją własnosć?-zapytał się mnie. Po to odsuwał mnie od Lisy. Wyciągnełam z swojej torby,jego czarny zeszyt i mu go wręczyłam. Odrazu przekardkował i oddetchnoł z ulgą.
-Nie grzebałam-bruknełam krzyżujac ręce na brzuchu. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Albo mi się wydaje,albo aura ci szwankuje-powiedział patrząc za mnie na moje nie materialne skrzydła które jrszcze troche a będą materialne. Ten sen(?) tak na mnie zadziałał,to co w nim widziałam. To było chore.
-To przez to co mi Rafael zafundował w nocy,koszmar,ale może stać się prawdą-powiedziałam,a on umysłem zatrzymał czas. Ja też to potrafie,ale lepiej nie probuje.
-Teraz możesz gadać-powiedział,a ja wróciłam myślami do obrazu z wieczora.

*********************
Leciałam w strone jeziora nie daleko szkoły. Chmury stały się nagle ciemne jak noc,rozpentała się burza która zrzuciła mnie na ziemie łamiąc mi skrzydła. Andy stał obok,jego skrzydła były szare,a oczy niegdyś niebieskie były czarne tak jakby ktoś odebrał mu to co go wyróżniało,od demonów. Ja płakałam,a on nawet nie spojrzał na mnie. Patrzył na coś ponad mną spojrzałam w tamtą strone i krzyknełam to było strasze to byłam ja z zakrwawionym mieczem,a u moich stóp leża Lisa. Poderżnełam jej gardło. Moje brazowe oczy niegdyś,teraz stały się czarne. Zaczełam krzyczeć,że to nie możliwe. Że to nie możliwe miałam jej pomóc,a nie zabić karząc przy tym siebie. Moje skrzydła połamane nie pozwoliły mi wstać,ale gdy jakoś się podniosłam, poczułam czyjąś ręke na swojej szyji i ten ktoś podniósł mnie nad ziemie. Tak,abym spojrzała mu prosto w szare oczy. Rafael trzymał moją szyje w uścisku,duszac mnie przy tym. Rudowłosy cisnoł mną o drzewo,upadłam na kolana łapiac oddech,anioły są nie śmiertelne tak ja anioły ciemności dopuki nie znajdzie się ktoś równie silny,a on niestety jest. Choć jego moc była odebrana mu podczas kary. Rudowłosy zbliżał się do mnie coraz bliżej,i był pierwszą osobą która zaczełam się bać. Cofnełam się,aż uderzyłam w drzewo już nawet nie przeszkadzały mi złamane skrzydła,patrzyłam w szare oczy upadłego. Ukląkł przedemną i oparł ręke o drzewo na wysokoś mojej głowy.
-Zostaniesz tu,Zostaniecie tu razem... Ja tego dopilnuje moje klucze-wywarczał,i zaczoł się śmiać... A ja tylko się bałam.

****************************
Opowiedziałam Andiemu to w najmniejszych szczegółach jak tylko potrafiłam. Przeszedł mnie nie przyjemny dreszcz. To było straszne. Andy tylko stał i wpatrywał się w podłoge.
-To nie jest prawda,on taki silny nie może być. Uspokój się okej...-i nim się postrzymał dotknoł mojego polika,i odrzuciło nas na dwie przeciwne ściany korytarza. Jeszcze tego mi brakowało. Upadłam na podłoge,tak jak Andy i spiorunowałam go wzrokiem. Wstał otrzepując się.
-już zapomniałem jaki to odrzut-bruknoł,a mi pękla jak bańka mydlana do tego demona cierpliwość. Wstałam na równe nogi i ruszyłam w jego strone.
-Odrzut to ja ci za chwile zrobie idioto. To przez ciebie spędziłam 1500 lat na tej ziemi,pełnej,gniewu,nienawisci,wojen. Bo chciałam cię lepiej poznać ,ale ty ciągle jesteś taki sam zabawiasz się ludźmi jak marionetkami. Z Lisą ci tego nie pozwole zrobić. Masz ją chronić tak jak ja,bo inaczej pogadamy!-wykrzyczałam co chciałam,i widząc mine Andiego,zrobiło mi się poprostu głupio. Kurcze co ja narobiłam.
-No i co właśnie po to są ludzie,jak sami się proszą to mają. To niebyło trzeba mnie słuchać,tylko opiekować się tymi idiotami. Skoro tak bardzo nie chcesz mnie już widzieć pomogę ci z Lisą!-wywarczał i ruszył w przeciwną strone odemnie. Czas wrócił do normalnosć,a ja jedynie patrzyłam na odchodzacego wściekłego Andiego.
-Co się stało?-zapytała Lisa stając obok mnie,spojrzałam na nia z ukosa.
-Nic,poprostu powiedziałam trochę za dużo-przyznałam,i zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcje.

********************

Hej,cześć,dzień dobry... Rozdziału dawno nie było za to jest trochę dłuższy i jak to u mnie nie sprawdzony. No nic czekam na wasz werdykt czy wam się podoba czy też nie.

Gdzie anioł nie może,tam diabeł pomoże.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz