Julietta i Rose spojrzały na siebie. Ich spojrzenie było tak samo przeszyte jadem jak słowa, które niedawno padły z ust pierwszorocznej. Nie wiedziała co ma myśleć, a tym bardziej co ma powiedzieć. Na jej oczach chłopak, którego kocha obściskuje się z kuzynką, której nienawidzi.
- Jesteście tacy słodcy, że zaraz chyba dostanę cukrzycy... - wydusiła z siebie, bo nie mogła już na to patrzeć.
Ślizgonka zignorowała te słowa, ale Scorpius wziął je do siebie. Wypuścił Juliette z uścisku, co definitywnie się jej nie podobało. Spokojniejsza Rose nałożyła sobie dwie kiełbaski i tosta. Scorpius postawił na sałatkę z pomidorami, a zdenerwowana pobłażliwością ślizgona względem kuzynki Julietta została przy kubku herbaty z trzema kostkami cukru.
- Więc... - chłopak próbował przełamać niezręczną ciszę, ale nie zbyt mu to wychodziło- Jak było w szpitalu.
- No, nawet fajnie. Poza tym czekoladki były pyszne.
- Czekoladki?- Blondyn zakrztusił się sałatką
Wtedy do Rose dotarło, że czekoladki nie były od Scorpiusa.
- W takim razie od kogo?- zaczęła się zastanawiać
Przy stole znów zapanowała cisza. Już do końca kolacji słychać było tylko odgłosy sztućców uderzających o talerz i kubka, który Julietta po każdym łyku odkładała na stół
****
Następnego dnia Rose uświadomiła sobie, że pora powrócić do normalności. Wstała z pełnym brzuchem, jeszcze po wczorajszej kolacji. Wszystkie dziewczyny jeszcze spały, nie było tylko Caroline.
-Pewnie jest na śniadaniu, w końcu wczoraj przepłakała całą kolacje.- pomyślała
Wciągnęła na siebie mundurek,a piżamę schowała na samo dno kufra. Nie była głodna,a do lekcji został jeszcze kawał czasu. Postanowiła jednak zajść na śniadanie, głównie dla tego żeby spotkać Scorpius'a. To, że spotyka się z Julettą nie zmieniło nic w ich stosunkach. Była już przed wielką salą, nie wiedziała czy wejść. Postanowiła jednak to zrobić, gdy tylko otworzyła drzwi zobaczyła obściskującą się parę, wzrok odwróciła momentalnie, na szczęście usłyszała Caroline.
- Rose! Tutaj!
Podeszła w jej stronę i usiała na przeciwko. Nie była to zbyt dobra decyzja, bo Caroline była taka głodna ,że góra naleśników jaką sobie nałożyła zakrywała jej twarz.
- Właściwie to jakie mamy dziś lekcje?- znów odezwała się głosik zza kopy naleśników
Kiedy Rose leżała w skrzydle szpitalnym zdążyła przestudiować cały plan lekcji.
- Eliksiry, zaklęcia,obrona przed czarną magią, zielarstwo i opieka nad magicznymi stworzeniami. - wyrecytowała
Caroline zakrztusiła się naleśnikiem podobnie jak poprzedniego dnia Scorpius co tylko przywołało wspomnienia dziewczynki.
- Rose! Eliksiry! Zaraz się spóźnimy!
Obie dziewczyny wstały zostawiając wszystko na stole. Pobiegły do lochów, Rose kątem oka zobaczyła srebrnego orła, tego samego co podczas pierwszego dnia, ale teraz nie miała czasu na zastanawianie się nad tym. Profesor Slughorn nie tolerował spóźnień i od razu odejmował punkty.
- Jesteśmy! - krzyknęły chórkiem gdy wbiegły do sali
- Gratuluje.- odpowiedział z kpiną w głosie profesor
Lekcje na szczęście jeszcze się nie zaczęły. Dziewczyny zajęły swoje miejsca.
****
Wszystko było dobrze i normalnie, aż do trzeciej lekcji. Obrona przed czarną magią z profesorem Lewis'em.
-Witajcie dzieci!
Nagle wszystkie szepty ucichły, a do sali wszedł uśmiechnięty nauczyciel. Miał nie więcej niż czterdzieści lat, jego ułożone na żelu blond włosy i czarna niczym noc marynarka sprawiały, że wyglądał co najmniej jak sam minister magii.
- Otwórzcie dzieci na stronie czterdziestej ósmej!- jego głos był naprawdę spokojny i kojący.
Wszyscy się go słuchali i momentalnie otworzyli podręczniki.
- Patronusy! Kto chciałby coś o nich opowiedzieć?
Ukazał się prawdziwy las rąk, nawet wśród ślizgonów którzy mieli z nimi lekcje.
- Pan Potter!- wskazał palcem na Albus'a
- Tata mówił mi, że to tacy obrońcy, którzy przybierają postać zwierzęcia. Chronią przed dementorami.
- Wspaniale 20 punktów dla Slytherin'u! A czy patronusy mogą zmieniać postać?
Teraz ręce podniosło wiele mniej osób.
- Panno Malvi! - wskazał na Caroline
- Tak, ale tylko jeśli kogoś bardzo kochamy.
- Brawo, brawo! 20 punktów!
****
Niby cała lekcja minęła spokojnie. Uczniowie próbowali wyczarować patronusa, profesor Lewis opowiadał... Dochodził koniec lekcji i przyszła pora na tradycyjne pytania. Nikt nigdy się nie zgłasza, ale to obowiązek nauczyciela.
- Pytania?
Jedna osóbka w środku sali podniosła rękę, była to Rose.
- Tak, panno...
- Weasley. - dokończyła za niego - Czy patronusy mogą żyć na wolności, bez czarodzieja?- myślała wtedy o srebrnym orle, którego spotkała, bo przypominał do złudzenia obrazki z książki.
- Ależ oczywiście, że nie! Ktoś je przecież musi wyczarować!- zaśmiał się- Możecie już iść!
Wszyscy wybiegli z sali. Rose postanowiła jeszcze raz udać się do lochów w poszukiwaniu tajemniczego ptaka.
CZYTASZ
Tajemnica rodu Ravenclaw
FanfictionMówi się, że kiedy Rowena Ravenclaw (jedna z założycieli szkoły magii i czarodziejstwa Hogwart) wyjechała do Walii wróciła z małym zawiniątkiem. Twierdziła, że to nie było jej dziecko, ale z niewiadomego powodu inni założyciele nie wierzyli jej. Kaz...