Recenzja "Słodkiej jak mal(w)ina

66 8 4
                                    

Tytuł: "Słodka jak mal(w)ina
Autor: Juliettkajk
Gatunek: opowiadanie o miłości i nie tylko (przynajmniej tak bym to określił)

Dawno nie przeżyłem takiej huśtawki nastrojów, jak przy lekturze tego opowiadania. Autorka ma niezwykły talent stosowania podstępu wobec czytelnika. Może nie brzmi to najlepiej, ale staram się w ten sposób opisać wspaniałą, pisarską cechę. Chodzi tu nie tylko o tworzenie fikcyjnego świata, ale też o "wciągnięcie" do niego odbiorców swojej twórczości. Można to osiągnąć zaciekawiając ich opowieścią, pokazując im intrygujące losy opisywanych bohaterów itd. Jednak, największą sztuką wydaje mi się, manipulowanie losem bohatera, tak by ciągle był on zaskakujący, by wymykał się sztampie, roztaczał aurę tajemniczości i napięcia. To wszystko udało się osiągniąć Autorce opowieści: "Słodka jak Mal(w)ina. Nie tylko tu jednak zobaczyłem, tak cudowny podstęp. Na samym początku to opowiadanie wygląda jak historia o trudnych, życiowych losach. Jego początkowa faza rozgrywa się jakby w atmosferze rodem z mrożących krew w żyłach, ale i przygnębiających horrorów, albo przerobionych na bardziej straszne, bajek. Ponure zamczysko, wieczna noc, jakieś gęste opary grozy unoszące się w powietrzu, w tle słychać przeszywający, przyprawiający o dreszcze śmiech. To wszystko opis domu sierocińca czy też domu dziecka, którym rozpoczyna się to dzieło. A mówiąc ściślej tego jak mógł go sobie w pierwszej chwili wyobrazić, jeszcze niezorientowany czytelnik. Wszystko układało mi się w taki obrazek, kiedy zaczynałem czytać tę opowieść. Przez cały czas drżałem: co też złego może się przydarzyć głównej bohaterce. Tymczasem, poza drobnymi incydentami, nie zdarzyło się nic takiego, a wręcz przeciwnie. Los bohaterki się odmienia. To był pierwszy podstęp zastosowany przez Autorkę. W pewnym momencie, już po tej niespodziewanej odmianie, spotyka jak wszystko na to wskazuje miłość swojego życia. "Jak słodko" - pomyślałem, spodziewając się, że w dalszej części książki znajdę przyprawiające o mocniejsze bicie serca i wyciskające łzy wzruszenia love story. I to jednak było usypiającym moją czujność, lecz i tak dobroczynnym, (z powodów, o których pisałem wcześniej) podstępem. W pewnym momencie tej historii, dochodzimy bowiem do sytuacji, w której już nic nie wiemy o tej miłości: czy ona wogóle jest, jaka jest itd. Takich chwil jest w "Słodkiej..." bardzo dużo, ale ja przedstawię tu tylko jeden. Dochodzi do bójki pomiędzy dwoma chłopakami: Maksymem i Markiem (czy jak mu tam). Maksym jest (przynajmniej in spe Malwiny), jej chłopakiem. Ten drugi to jej nieszczęśliwy adorator. Intrygantka Chloe, która bardzo nie lubi Malwiny i szaleje za Maksymem, próbuje przekonać Malwinę, że odebrała jej Maksyma i ta bójka była właśnie o nią (Chloe). Zdesperowana i roztrzęsiona Malwina dopytuje swojego chłopaka(?), o to dlaczego bił się z Markiem, a on odpowiada uspokajająco: " przez ciebie". A po chwili dodaje: "i przez Chloe". Brak słów. Pisarskie okrucieństwo i geniusz w czystej postaci! To, jak na razie apogeum podstępu w tym opowiadaniu. Bądż tu, człowieku mądry! Autorka stworzyła napięcie, pozostawiając czytelników z kompletnym mętlikiem w głowie. No, może niektórzy pomyśleli, że maksym zamierza otworzyć harem... Trudno przewidzieć cokolwiek więcej. To tak wielka zagadka! Nie streszczam w recenzjach Waszych książek, ale tu nie mogłem się powstrzymać. Zresztą nie zrobiłem tego "od deski do deski, choćby dlatego, że nie jest ono jeszcze zakończone, ale też to nie była ostatnia tajemnica tej opowieści. Jednak o tym cyt, i tak napisałem zbyt wiele. Zainterowanych zapraszam do lektury opowiadania. Teraz przejdę do omówienia jego słabszych stron. Przeczytałem, jednak w tej samej
książce słowa, które trochę wstrzymały mój recenzencki zapał, bo trudno im nie przyznać racji. Powiedział to Maksym, bohater opowiadania, o którym już pisałem: "Każdy ma prawo do błędów". Wskażę kilka błędów w tej opowieści, ale prawda jest taka, że jak mówi Maksym; "każdy" je popełnia i myślę, że ostatecznie to nie ich wyeliminowanie stanowi o wartości opowiadania. Recenzent powinien je jednak wskazać, a my wszyscy z nimi zawsze walczyć. Znalazłem w tekście kilka błędów ortograficznych i interpunkcyjnych . Jest też sporo powtórzeń. Szczególnie zaniepokoiło mnie to, że często pada tam określenie: "szelmowski uśmiech". Nie jest ono złe, ale nie należy go w kółko powtarzać. Pokazało się też np. kilka sformułowań typu masło maślane np. "już od razu". Mankamentem była też wg. mnie niewielka liczba dialogów. Błędy jednak zdarzają się każdemu, ale nie każdemu zdarza się napisać tak fantastyczne opowiadanie!
Moja ocena: 98/10

RecenzjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz