- Boże, tak strasznie cię przepraszam! – zawołała Paige, wpadając do mojego pokoju.
Od razu rzuciła mi się na szyję i nie miała zamiaru mnie puścić.
Nie mogłabym się na nią gniewać wiecznie, poza tym ona również wyjaśniła mi całą sytuację i wiem, że chciała dla mnie dobrze. Nie mogłabym się do niej więcej nie odezwać.
I tak dziwnym uczuciem było dla mnie nie odzywanie się przez jeden dzień.
- Już, już ogarnij się – zaśmiałam się i zrzuciłam ją na bok łóżka.
Popatrzyła na mnie poważnym wzrokiem, po czym obie po chwili roześmiałyśmy się na głos.
Leżałyśmy na wznak mojego wielkiego łóżka wpatrzone w sufit.
- Co z nim zrobisz? – zapytała nagle.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie ma bladego pojęcia – westchnęłam. – Kurdę, chciałabym, żeby było tak jak dawniej, ale... No nie umiem mu zaufać, za cholerę, nie umiem.
- Słuchaj, przynajmniej masz jasno naświetloną sytuację – stwierdziła. – Możecie zacząć od nowa.
- Niby tak, ale wiesz... Ugh. Nie wiem co myśleć – mruknęłam i przetarłam wierzchem dłoni twarz.
- Jutro wylatują, to twoja szansa – podjudzała mnie.
Wtedy obie usłyszałyśmy trzask drzwi wejściowych. Rodzice. Już przygotowałam się na kolejną kłótnię.
Tata miał wyjechać w delegację, ale coś się wcześniej popsuło i nie pojechał. Od tamtej pory oboje się kłócą przez cały czas. Aż zaczęłam się niepokoić.
- Co im? – Paige zmarszczyła czoło i wskazała palcem na drzwi.
- Chciałabym wiedzieć – pokręciłam głową. – Ciągle do siebie skaczą, mam już ich powoli dość.
*
Kolejna nieprzespana noc. Tym razem bez łez, za to z tysiącami myśli. Powinnam pojechać na lotnisko i się z nimi pożegnać? W sensie z nim? Do tej pory miałam okazję zobaczyć go dwa razy. I to wcale nie była sielanka.
Przyznaję, nie lubię się kłócić i sprzeczać. Jest to dla mnie bardzo męczące, zwłaszcza, że zależy mi na tym debilu i chciałabym mieć z nim tak świetny kontakt jak przedtem. Niestety z tyłu głowy miałam czarne myśli, których nie mogłam się pozbyć. Potrzebowałam na to jeszcze kilku dni.
I może teraz powinnam odpuścić i nie jechać na lotnisku, ale z drugiej strony... Jeśli to moja ostatnia szansa? Może już go więcej nie zobaczę jak nie pojadę? Może przekreślę tym sposobem naszą przyjaźń?
Nie wierzę, że to zrobię.
Wstałam z łóżka trochę później, niż mi się wydawało. Obudziłam się o dziewiątej. Niemożliwe, że przeleżałam godzinę myśląc o tym czy jechać, czy nie. OCZYWIŚCIE, ŻE JEDZIESZ SIEROTO.
Wyskoczyłam z łóżka i zbiegłam od razu na dół wstawić wodę na kawę, potem wróciłam na górę i jak oparzona wskoczyłam do łazienki pod prysznic.
Ogarnęłam się w pół godziny. Byle jak związałam włosy, ubrałam się w pierwszą lepszą sukienkę i założyłam koturny. Cholera, no co! I tak muszę dobrze wyglądać!
Te pół godziny jednak trwało trochę dłużej, więc nawet nie zdążyłam wypić kawy, a co dopiero zjeść śniadania.
Na szczęście rodzice rano wyszli do pracy, a wczoraj wieczorem wcisnęłam im kit, że mam na drugą lekcję. Ups, chyba nie pójdę do szkoły.
Calum pisał mi w nocy, że jeśli zmienię zdanie to będę odlatywać z terminalu piątego i przy okazji poczeka jeszcze chwilę przy tylnym wejściu na mnie.
Na szczęście tata zostawił swój samochód, więc zabrałam jedynie kluczyki i wybiegłam z domu.
*
Odprawę mieli zacząć o dwunastej w południe, wyjechałam o w pół do i miałam być dziesięć minut później, ale nagle z dupy zrobił się korek. Nie wierzę w moje szczęście.
Trwało to kolejne dziesięć minut, więc cisnęłam później sto na godzinę, żeby dotrzeć. Zaparkowałam na parkingu równo o dwunastej. Nie, nie, nie... Byłam już spóźniona.
Boże, Cal, deklu, czekaj tam na mnie, ja biegnę!
Mało nóg nie połamałam w tych butach! Dobrze będzie, jak nie skręcę kostki. Sukces normalnie!
Na szczęście na lotnisku były pustki, serio jeszcze czegoś takiego nie widziałam.
W którymś momencie, chyba setnym kiedy krzywo stanęłam w butach, zdjęłam je i na boso biegłam w kierunku tylnego wyjścia przy piątym terminalu.
Nikogo nie widziałam oprócz pań sprzątaczek i kilku ochroniarzy. Och! Ochroniarze!
- Calum! – zawołałam, widząc plecy chłopaka, który miał właśnie wejść do odprawy.
Brunet odwrócił się w ostatnim momencie, a ja biegnąć rzuciłam się niego.
DOSŁOWNIE. Chłopak zachwiał się pod moim ciężarem (Rine ty wielorybie), a potem przycisnął mnie do swojego ciała.
Rzuciłam buty na ziemię i oplotłam go nogami wokół jego bioder.
Przez chwilę staliśmy przytuleni do siebie. Potem go puściłam i stanęłam na ziemi.
- A my się znamy? – spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu.
Zmarszczyłam czoło, trochę przerażona o co mu chodziło.
- Żartuję – roześmiał się.
- Dekiel – szturchnęłam go w bok.
Znowu chwila niezręcznej ciszy.
- Więc...- mruknęłam cicho.
- Więc...- powtórzył. – Wracam za kilka dni. Między nami okej?
- Okej – posłałam mu szeroki uśmiech.
Cal spojrzał na moje buty, które leżały gdzieś z boku.
- Ale ty musisz mnie kochać – parsknął śmiechem.
Ktoś go zawołał z holu.
- Idź, bo się spóźnisz – pokręciłam głową z rozbawieniem.
- Cześć, Rine – pomachał mi na odchodne.
- Cześć, Cal.
_______________________________________________________
Jestem, przybywam!
I pozdrawiam
kocham
CZYTASZ
We Met On IG |C.H|
FanfictionC_H_96 Nie za duży dekolt? Rine_Parson @C_H_96 problem? C_H_96 Nie dla mnie ;)