~7~

1.1K 125 6
                                    

Po udanych zakupach postanowiłyśmy coś zjeść. Każda z nas wzięła swoje ulubione ciasto bądź lody i udałyśmy się na odpoczynek.
Dowiedziałam się, że Judy ma 9 lat. Jest to naprawdę kochana, rozgadana mała osóbka. Zajadała się teraz cytrynowymi lodami polanymi malinowym sosem. Wyglądała tak uroczo..
-Masz bardzo ładne oczy.- Powiedziała Judy pakując sobie łyżkę lodów do buzi..
- Dziękuję...-Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
Po godzinie gadania i zajadania się wróciłyśmy do domu. Nie wyobrażacie sobie jak wyglądała mała Judy gdy weszła.. A mina jej mamy bezcenna. Dziewczynka weszła do domu, położyła torby ze swoimi zakupami na ziemi... Śmiem dodać, że były większe od niej dwa razy.
Otarła pot z czoła i powiedziała..
- Jestem już w domu... Było super..
Matka Judy widząc te wszystkie torby złapała się za głowę i zaczęła się śmiać.
- Judy.. Dziecko moje drogie..
Nie skończyła bo jej przerwałam.
- To nic takiego... Drobne rzeczy... Ma pani uroczą córkę.
- Kochanie nie mów do mnie Pani... Tylko Rosa.- Powiedziała kobieta i przytuliła mnie.
- Dobrze... A teraz przepraszamy ale musimy się już zbierać... Muszę zobaczyć co z Sue..- Powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Och tak.. Sue.. Naprawdę fantastyczna kobieta. Ma w sobie tyle miłości.. Tak dużo w życiu przeszła. Zapewne nie opowiedziała ci wszystkiego i pewnie tego nie zrobi...
- Przykro mi... Ale mam pomysł... Zapraszam jutro was na obiad w imieniu moim i Sue.
- Chętnie przyjedziemy. - Powiedziała kobieta .
- To do zobaczenia jutro o 15...- Powiedziałam i pożegnałam się z Judy i jej rodzicami. Wyszłam z domu wsiadłam do auta i wraz z dziewczynami pojechałam do domu.
- Carmen?
- Tak?- Zapytałam
- Dlaczego tutaj leży tost zawinięty w serwetkę?!- Zapytała Daniell.
- Ee... Moje niezjedzone śniadanie. - Bąknęłam, a dziewczyny zaczęły się ze mnie rechotać...
Odwiozłam dziewczyny i zaprosiłam ich całą watahę na obiad po czym pożegnałam się i odjechałam.
Gdy wysiadłam z auta było już ciemno. Lampka na werandzie paliła się, a drzwi do mieszkania były otwarte.
Weszłam i usłyszałam cichy płacz i dźwięk tłuczonych talerzy.
Gdy byłam w salonie dopadła mnie furia... Moje oczy zaczęły palić, a wilczyca rwała się do ataku... Moja bestia uaktywniła się natychmiast. Jakiś wielki koleś trzymał łkającą Sue w powietrzu grożąc jej kawałkiem szkła.
- Puść ją...- Zawarczałam..
Koleś odwrócił się i puścił Sue na ziemię. Kobieta na pewno jest potłuczona i poraniona...- Pomyślałam i przeniosłam wzrok na chłopaka.
- Czego tutaj chcesz...- Odezwałam się..
- Nie twój zasrany interes.- Powiedział i rzucił się na mnie przemieniając się wcześniej w brązowego wilka. Ja również się przemieniłam dając upust emocjom. Złapałam intruza za kark i wyrzuciłam go z domu wcześniej bijąc moją ulubioną lampę i rozwalając trochę salon. Gdy byłam na dworze nie miałam żadnych zahamowań. Gryzłam, szarpałam... Zatapiałam kły najbardziej jak potrafiłam. Gdy miałam dobić drania w drzwiach stanęła Sue i krzyknęła.
- Nie! Daj mu spokój!
Odwróciłam się i spojrzałam w jej kierunku. Kobieta płakała... Zeszła po schodach i klękła przed ledwo żyjącym wilkiem...
Nie rozumiałam co się właściwie stało... Przecież on chciał ją zabić. Spojrzałam w jej załzawione oczy, a potem przeniosłam wzrok na wilka...
Mają te same oczy... To musi być jej syn o którym wcześniej wspominała.
Odwróciłam się i weszłam do domu. Salon... A raczej kiedyś salon... Zbite talerze... Co tu właściwie się stało. Zmieniłam się w człowieka. Moje ręce tak jak i reszta część ciała były poplamione krwią. Wzięłam miotłę i zaczęłam sprzątać. Gdy skończyłam do domu weszła Sue wraz ze swoim synem... Chłopak czuł się już lepiej. Dopiero teraz zauważyłam ich podobieństwo.
Chłopak usiadł na sofie wydając z siebie lekki syk.
Sue podeszła do mnie i z niewiadomych mi przyczyn uderzyła mnie w twarz... Nie rozumiałam.. Czułam się zagubiona i bezsilna...
- Odchodzę... Mój syn się mną zaopiekuje...- Powiedziała ozięble Sue..
- Jak to odchodzisz ?- Zapytałam. - Przecież on chciał cię zabić! - Krzyknęłam.
- Nie chciał... Przepraszam ale muszę cię opuścić. Moje miejsce jest przy Dominicu..- Powiedziała staruszka i skierowała się do swojego pokoju. Usiadłam na ziemi przeglądając się temu jak Sue pakuje swoje rzeczy i wychodzi z domu na zawsze. Dopiero gdy usłyszałem trzask zamykających się drzwi dałam upust moim emocjom. Czułam jak rozpacz otula każdy skrawek mojego ciała. .. Zrezygnowana i wykończona zasnęłam na ziemi.

- Carmen! - Krzyczał dobrze znajomy mi głos.
Poczułam lekkie szarpnięcie za ramię. Otworzyłam oczy i ujrzałam Christiana. Podniosłam głowę i poczułam pulsujący ból gdzieś z tyłu.
- Czy możesz do jasnej cholery wytłumaczyć mi co tutaj się stało? - Pytał roztrzęsiony alfa.
- Ciszej trochę... Łeb mi pęka..pomóż mi wstać.- Powiedziałam. Chłopak podał mi rękę i podniósł mnie. Zaprowadził mnie na sofę i po chwili pojawił się ze szklanką wody.
Wzięłam szklankę i zaczęłam łapczywie pić. Gdy opróżniłam jej zawartość opowiedziałam Christianowi o całym wczorajszym zajściu. Chłopak był w ogromnym szoku. Próbował mnie pocieszyć lecz to na nic nie pomagało. W końcu znów straciłam bliską mi osobę...
Wstałam z sofy i odwróciłam się w stronę Christiana.
- Przepraszam ale powiedz swoim rodzicom, że nici z obiadu...a i jak będziesz wychodził.. Zamknij drzwi...
- Carmen..
- Idź już...- Powiedziałam i weszłam na górę. Otworzyłam drzwi do mojego pokoju przemieniłam się w wilka i wskoczyłam na łóżko budując od nowa mur w głębi mojej duszy..

~ Christian~
~ Trzy tygodnie później~

Kompletnie nie wiedziałem jak pomóc Carmen. Moi rodzice także nie wiedzieli co mają zrobić aby postawić ją na nogi. Gdy przychodziłem pod jej dom.. Nawet nie otworzyła drzwi.. Gdy moi rodzice próbowali ją odwiedzić podobno zeszła na dół wymieniła z mini parę zdań po czym odesłała ich do domu. Matka mówiła, że jest strasznie chuda i odwodniona... Bardzo się o nią martwię. Irene wpadła na pewien pomysł... Właśnie jadę po moich rodziców i Judy.. Wataha ma już czekać pod domem Carmen. Gdy wszyscy już będą wkroczymy do akcji.

Stoimy pod domem Carmen. Pukamy już od dobrych dwudziestu minut. Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich stanęła ledwo żywa Carmen... Judy widząc ją podbiegła i przytuliła się do niej cicho łkając w jej dresowe spodnie. Carmen objęła ją i widziałem jak powstrzymuje łzy. Judy złapała ja za rękę prowadząc ją do środka. Rodzice weszli wraz z nimi, dopiero potem my. Carmen siedziała na sofie obejmując Judy. Dom wyglądał masakrycznie... Dziewczyny zabrały się za sprzątanie. Moi rodzice usiedli koło Judy i Carmen. Ja poszedłem do jej pokoju. Przebrałem jej pościel, a brudną wrzuciłem do pralki. Odsłoniłem okna i otworzyłem je na oścież..

~Carmen~

Nie miałam już siły chować się po kątach. A słysząc głos małej Judy zmiękłam. Siedziałam teraz na sofie szczelnie opatulona jej małymi rączkami. Rosa krzątała się po kuchni. Dziewczyny sprzątały, a chłopaki pojechali po nowe talerze. Victor trzymał mnie za rękę.
- Judy idź do mamy muszę pogadać z ciocią Carmen.
Dziewczynka posłusznie wykonała polecenie, a gdy zostaliśmy sami Victor przemówił.
- Potrzebujesz świeżej krwi i mięsa.... Po obiadku mojej żony nie zregenerujesz się aż tak... Choć ze mną na polowanie...- Powiedział Ojciec alfy...
- Ale ja nawet nie mam siły wstać z sofy.- Powiedziałam zakrywając twarz rękoma..
-Może mam z tych pięćdziesiąt lat...ale uwierz, że tropić i polować to ja jeszcze potrafię słoneczko.-Powiedział Victor i pomógł mi wstać...

______________________________
Hejo misiaki! Sorki za to że nie dodałam ostatnio rozdziału... Ale jak sami pewnie wiecie nie mam czasu... Przepraszam jeszcze raz i pozdrawiam cieplutko;***

Carmen new wolf story  cz.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz