Gdy szczęście zapuka, nie zamykaj oczu

30 0 0
                                    

Asagi wszedł do mieszkania, a czując zapach przygotowującego się obiadu skierował się do kuchni. Jego kochanek stał przy garnku z zupą, mieszając w nim. Asagi uśmiechnął się na ten widok, i bez słowa objął go w pasie całując w policzek. Ruiza zerknął na swego chłopaka i od razu zarejestrował jego uśmiech i bukiet czerwonych róż. Kwiaty mało go obchodziły, już tak dawno, nie widział tak szczęśliwego swego chłopaka. Sytuacja go dziwiła i nie wiedział, co mogło tak pozytywnie wpłynąć na życie Asagiego. Ruizie się wydawało, że nie ma takiego światła, które przebije się przez tą ciemność w sercu, w duszy i umyśle Asagiego.

Ruiza zostawił w spokoju garnek na małym ogniu i przyglądał się Asagiemu, który wkładał bukiet do wazonu znalezionego w szafce na górze.

- Jesteś dziś wyjątkowo szczęśliwy. Zastanawiam się, co się stało, że aż tak zmienił się twój nastrój.

Asagi dalej się uśmiechając, usiadł na taborku przy szczycie stołu.

- Masz rację, jestem wyjątkowo szczęśliwy. Jeszcze nigdy, nie chciało mi się tak żyć jak dzisiaj. - Zaśmiał się. - Wszystko zaczęło się układać na dobre.

Ruzia podniósł jedną brew do góry. Nie rozumiał tej sytuacji coraz bardziej, ale chyba nie powinien się przejmować tym szczegółem, tylko cieszyć się wraz ze swym chłopakiem. Jednakże chciał dowiedzieć się, dlaczego jego chłopak albo raczej co sprawiło, że wyszedł ze swej głęboko, przewlekłej depresji.

Ruiza jednak nie musiał pytać, jak się po chwili przekonał. Asagi miał dzisiaj wielką ochotę rozmawiać, chciał się podzielić tym szczęściem, w końcu radością trzeba się dzielić. A do niego los postanowił się uśmiechnąć po kilkunastu latach, kiedy przestał oczekiwać go z otwartymi drzwiami. Ono nie proszenie przyszło i zapukało.

- Pamiętasz, jak opowiadałem ci o tym przyjacielu, co mnie opuścił po jedenastu latach znajomości dla kolegi, którego zaledwie znał rok?

Ruiza pokiwał głową, na oślep zakręcając palnik kuchenki.

- Spotkałem go dzisiaj w kwiaciarni. Nic nadzwyczajnego, często go spotykałem i się do siebie nie odzywaliśmy. Mijaliśmy się bez słowa. Czasami, jak go widziałem, chciałem powiedzieć ,,cześć", ale tego nigdy nie zrobiłem. On też nie miał zamiaru się do mnie odzywać. Wyglądało to na prawdziwy koniec przyjaźni, no wiesz, bez powrotnie, że już nie będziemy się odzywać do siebie.

Ruiza znowu pokiwał głową na znak, że słucha. Usiadł na taborku po dłuższej stronie stołu.

- Dzisiaj, po raz pierwszy, porozmawialiśmy z sobą w tej kwiaciarni. Wyszło to dziwnie, bo pogodził się mniej więcej z wrogami, nie tak, żeby się z nimi przyjaźnić, ale już nie są wrogami, tylko takimi osobami obojętnymi, których się zna. Chyba tak to mogę określić. Dowiedziałem się o tej zgodzie kilka dni temu, od jednej osoby, która on uważał za wroga, a ja zacząłem z nią rozmawiać, choć też długo z nią wcześniej nie rozmawiałem. Te życie tak dziwnie się układa. Najpierw z kimś rozmawiamy, potem przestajemy, a po jakimś czasie znowu rozmawiamy z tą osobą. Tworzy się, jakby krąg, który się cały czas powtarza. Teraz tylko czekać, jako znowu przestanę z nimi rozmawiać, ale teraz to się chyba za szybko nie stanie. Może za dwa lata, a może trochę szybciej.

- Zbaczasz z tematu. - Westchnął Ruzia, uśmiechając się. - Często to robisz i przyzwyczaiłem się do tego. Nawet to lubię, jak mówisz coś innego i przeskakujesz na zupełnie inną myśl nie związaną z tematem, bo właśnie przyszła ci do głowy. Można powiedzieć, że urywasz odpowiedź w połowie zdania, bo nagle przychodzi ci do głowy coś innego i chcesz się z tym podzielić. Ale naprawdę to lubię. Dialogi z tobą są takie nieskładne, jak twoja osobowość. Zbyt często nie potrafię cię zrozumieć.

- Masz rację, ale wiesz, że jak zacznę mówić, to tak wiele chcę powiedzieć w krótkim czasie. A więc wróćmy to tego tematu. Odezwałem się pierwszy, to tego kolegi, który mnie zostawił dla innego przyjaciela. Moimi słowami, nie były typowe słowa jak ,,cześć, jak tam ci się życie układa", czy coś w tym stylu. Powiedziałem mu, wiedząc o tej zgodzie, i wiedząc, że nie ma urazu do mnie, że śnił mi się wiele razy, jak mnie przeprasza albo bez tego słowa wiemy, że to jest po prostu zgoda. Uśmiechnął się i powiedział, że ja też mu się śniłem, tylko, że w jego snach, to ja go przepraszałem. To nie ma znaczenia, kto przepraszał. W tej kwiaciarni zaczęliśmy rozmawiać. Skupiliśmy się bardziej na wspomnieniach, mało rozmawialiśmy o teraźniejszości. Właściwe to rozmawialiśmy jak znajomi, którzy nie widzieli się kila lat. Żaden z nas nie powiedział przepraszam, ale to nie było nam wcale potrzebne. Czuliśmy się dobrze w swoim towarzystwie i rozmowa szła tak, jakby nigdy nie było żadnej kłótni, jakby nie było tych miesięcy milczenia i mijani się bez słowa.

Ruiza zamyślony, patrzył się na Asagiego. Był zdziwiony tymi słowami, nie spodziewał się, że jego chłopak pogodzi się kiedykolwiek z tym kolegą. Ruzia wiedział, że śnił mu się wiele razy ten kolega, jak go przeprasza. Asagi mu opowiadał te sny, a śnił je często i tak samo często mówił, że nie chcę, żeby mu się to śniło, że wcale nie chce się godzić tym kolegą.

- Mówiłeś wiele razy, że nie chcesz z nim zgody, że ci to na rękę, że przestał się do ciebie odzywać. Ale cóż, ważne, że jesteś szczęśliwy. Tak jak myślałem, zależało ci na znajomości z tym kolegą i po twoich słowach wnioskuje, że jemu też na tym zależało. Skoro rozmawiał z tobą, tak jak dawniej. Przypominając sobie naszą rozmowę, z kilku miesięcy wcześniej, wychodzi na to, że miałem rację. Obydwoje cierpieliście, że ta przyjaźń tak upadła, ale za bardzo się nie potłukła i mogła zostać na nowo podniesiona do góry.

Asagi uśmiechając się, patrzył się na Ruize. Z oczu chłopaka biło szczęście, co Ruzia zauważył patrząc również na swego kochanka.

- Nie tylko to sprawiło, że poczułem się tak bardzo szczęśliwy i zachciało mi się żyć, choć wiele razy rozważałem samobójstwo. Wszystko zaczęło się układać, a ja po zastanowieniu, a analizowałem wszystko, wyszło mi, że odkąd założyliśmy zespół, jestem naprawdę szczęśliwy i mam przyjaciół. Wcześniej nie zauważałem tych małych szczegółów, które powinny mnie cieszyć, opierałem się na całokształcie, bez sensu. Właściwe, zatraciłem się w przeszłości i ciągle ją rozpamiętywałem, zamiast iść na przód i na nic nie patrzeć, ale teraz już więcej nie będę zaglądał w przeszłość. Już nie będziesz musiał się martwić moimi stanami psychicznymi, które na pewno musiały dać ci się we znaki. Na nowo poczułem siłę, chyba znowu jestem silny, jak kiedyś i nic mnie nie złamie.

- Powiedziałeś, że jesteś szczęśliwy, bo masz przyjaciół. Więc jestem tylko przyjacielem do łóżka? - Ruiza specjalnie zaczął się z nim droczyć.

- Nie tylko dlatego jestem szczęśliwy, że mam przyjaciół, ale mam też osobę, którą szczerzę kocham i mógłbym zrobić dla niej wszystko, a ona darzy mnie takim samym uczuciem. Czy to nie jest szczęście?

- Jest. - Ruiza pokiwał głową na akt zgody. - Jesteśmy naprawdę szczęśliwi, choć mamy problemy, ale to jak każdy. Ale one tak dużo nie znaczą, bo kiedy się rozwiążą jesteśmy na nowo szczęśliwi, bo będzie spotykać nas coś dobrego. Patrząc na to, szczęście nigdy nas nie opuszcza i cały czas jesteśmy szczęśliwi, po prostu nie chcemy otworzyć mu drzwi, gdy przed nimi stoi. Jesteśmy wtedy zajęci tym, co nas trapi i nie słyszymy nieśmiałego pukania.

Asagi z uśmiechem pokiwał głową.

- Szczęście najczęściej nosi ludzki imię.

Kiedy rzeczywistość staje się fikcjąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz