- Zadzwonił do mnie przyjaciel - Asagi usiadł przy swoim chłopaku w kuchni. - Chciał, żebym poszedł z nim na festyn.
Ruiza nawet na niego nie spojrzał, zajęty był przeglądaniem stron na laptopie, ale kiedy jego chłopak zaczął mówić, to jak zawsze słuchał go.- I pewnie odmówiłeś? - spytał, choć domyślal się za dobrze odpowiedzi.
- Tak - przyznał Asagi, sam na niego nie patrzył, tylko za okno, które miał naprzeciw. - To ten przyjaciel, który wystarczająco namieszał w moim życiu. Znam go przyszło 10 lat.
- I zaprasza cię gdzieś? - tym juz Ruiza był bardzo zdziwiony.
Jeśli mieszkamy w czyimś życiu i ta osoba w końcu to zauważa, to więcej nie mamy z nią kontaktu. To jest wiadome, że ta znajomość nie ma sensu. I taka osoba powinna wiedzieć, że pozostaje pewny uraz.
- Właśnie, przecież dobrze wie, że już dawno go odkryłem i nawet się do mnie nie odzywał. Ale jak zabrakło osób, do których może się podlizywac to dzwoni do mnie. Szuka przyjaciół - zaśmiałem się z tego Asagi.
Ruiza patrzył uważnie na niego, uśmiechnął się lekko na te słowa. Przynajmniej ostatnio Asagi nie był przygnębiony co mu się podobało.
- Wiesz - zaczął wokalista. - Nie pozwolę znowu wejść mu w swoje życie zwłaszcza, że mam mojego blondyna - uśmiechnął się patrząc na chłopaka. - Wystarczy, ze ty mi czasem namieszasz w życiu.
- Ej - oburzyl się tym od razu. - Ja ci tak nie mieszam jak on.
- Masz rację. On mieszał całe życie w moim życiu. Zostawiał mnie dla innych przyjaciół, byłem dla niego takimi wyjściem awaryjnym, żeby nie był sam, kiedy już nie ma nikogo obok - westchnął ciężko. - Dlatego właśnie zadzwonił, bo nie ma nikogo, a te osoby, do których się podlizywał mają go gdzieś i się z niego wyśmiewają. A jak ja zacząłem się z kimś zadawać, zaczął mieszać. Najczęściej robił tak, żeby być w centrum uwagi i, żeby to on był poszkodowany - spojrzał na Ruize, który też na niego patrzył. - Sam rozumiesz, że z taką osobą nie chce się widzieć, gorzej jest jak ta osoba jest za głupia, żeby to zrozumieć. Na dodatek zapraszał mnie na festyn z najgorszą muzyką na świecie - pokręcił głową. - Myślał, że nazwami tych beznadziejnych zespół mnie zachęci - zaczął się śmiać. - Tak to jest, jak się kogoś prawie nie zna, choć znajomość trwa 13 lat. Powinien wiedzieć, że nie lubię takiej muzyki.
Ruiza słuchając tego, tylko się uśmiechnął. Naprawdę znajomy Asagiego był idiotą. I nie chodziło o to, że tyle go znał i zapraszał na festyn, gdzie grana była muzyka, której jego chłopak nie lubił. To chodziło o zachowanie, bo raczej po tylu latach, ten przyjaciel powinien wiedzieć, że to jest za dobrze widoczne, co wyrabiał i jak mieszał.- No wiesz, a jak ja bym cię zaprosił na ten festyn mimo, że nie lubisz takiej muzyki? - spytał zaciekawiony odpowiedzią, przegryzając wargę (trochę Greya, a co - od aut.).
Asagi spojrzał na niego jak na idiote.
- To chyba oczywiste, żebym się zgodził - uśmiechnął się, obejmując go w pasie i całując w usta. - Dla ciebie warto by było pocierpieć.
- Ta odpowiedź mnie zadowala - mruknął i zamknął laptopa. - Wiec idziemy na festyn.
- Co? - popatrzył na niego w szoku.
- Przecież powiedziałeś, że poszedłbyś ze mną - odparł Ruiza.
- No tak - przyznał Asagi. - Możemy pójść jak chcesz - podniósł się ze swego miejsca.
Nie miał ochoty iść na taki festyn, ale dla swojej miłości mógł się pomęczyć, najwyżej trochę pomęczy on Ruize w łóżku.
Gitarzysta jednak pociągnął go za rękę w dół, żeby znowu kochanek usiadł.- Żartowałem, zostajemy w domu - zmienił swoje miejsce i usiadł na jego kolanach. - I chodź mnie męczyć, a raczej zanieść - uśmiechnął.
- Oczywiście moja pani - uśmiechnął się i podniósł, idąc z chłopakiem na rękach do sypialni.
CZYTASZ
Kiedy rzeczywistość staje się fikcją
Hayran KurguSeria one shotów o Asagim i Ruizie z zespołu jrockowego D.