Założę, że sam Bóg zdziwił się moimi umiejętnościami biegania i przeskakiwania przez przeszkody na lotnisku. Kiedy tylko usłyszałam, że odprawa do Sydney jest za kilka minut rzuciłam się niczym lwica do kasy gdzie prawie od razu kupiłam bilet. Było mi trochę żal moich rodziców gdyż nie powiedziałam im gdzie znikam i może by się nawet martwili po tych kilku chwilach kiedy na prawdę zachowywaliśmy się jak dawniej. Jak zwykła Amerykańska rodzina. Po odprawie usiadłam na swoim miejscu przy oknie i spojrzałam na mapkę. Odległość jaką miałam przelecieć samolotem aż mnie zemdliła. Do pokonania miałam całe Stany Zjednoczone i Ocean Spokojny. Lecz nie było odwrotu, musiałam to zrobić w końcu to wszystko co się działo potrzebowało poświęcenia. Jedyne zastrzeżenia jakie miałam to jak się tam odnajde. W Sydney jest tak wiele szpitali a nie chciałam by Luke dowiedział się, że do niego lecę. Chyba miałby chęć zamordowania mnie zaraz po przyjeździe. Nie lubił kiedy coś dla niego robiłam i dlatego tak rzadko o cokolwiek prosił przez co czułam jakbym go wykorzystywała. Cały czas robił coś dla mnie więc teraz czas się odwdzięczyć.
Lot trwał niewiarygodnie długo. Na pewno ponad 24 godziny. 24 godziny przez, które moje pośladki całkowicie zdrętwiały. Spojrzałam na swój telefon. Zmiana strefy czasowej była nieunikniona. Wysiadłam z pokładu delikatnie kulejąc na jedną nogę nad, którą wciąż nie odzyskałam władzy. Siedząc w taksówce postanowiłam jednak zadzwonić do Lucasa by dowiedzieć się pru rzeczy. Nie mógł mi odmówić skoro i tak jestem już w Australii. Bałam się i to okropnie. Nie spotkaniem z nim lecz jego stanem rzecz jasna. Obawiałam się, że jego stan będzie poważniejszy niż przypuszczałam do teraz.
Perspektywa Luke'a
Mój telefon zaczął wibrować na szafce nocnej obok szpitalnego łóżka. Rozejrzałem się wokół by upewnić się, że lekarz nie wejdzie nagle do sali. Choć była 22 więc tak szanse na to były znikome. Podniosłem urządzenie i przestraszyłem się nieco widząc imię i nawet zdjęcie dziewczyny, której właśnie zepsułem urodziny. Zdziwił mnie fakt, że dzwoniła teraz. W Nowym Jorku jest teraz po 6 a ona spała jeszcze o tej porze. Postanowiłem jednak odebrać w końcu to ona po raz pierwszy dzwoniła do mnie.
-Hidden czemu dzwonisz tak wcześnie? -spytałem od razu nie dając jej nawet zacząć.
- Nie jest wcześnie. Wręcz przeciwnie ale mam do ciebie tylko jedno pytanie.-słyszałem wszechobecny szum wokół niej co mogło świadczyć, że jest na mieście. - w jakim jesteś szpitalu?
-Dlaczego cię to interesuje? -mruknąłem zaskoczony próbując rozplątać rękę z tych wszystkich kabelków i kroplówek.
-Nie ważne po prostu mi powiedz.
-W tym na wybrzeżu. -westchnalem cicho i usłyszałem jak powtarza to.-Czekaj ty chyba nie jesteś a Sydney prawda?
-To się zdziwisz. - i rozłączyła się. Tak po prostu bez wyjaśnień. Nie wiedziałem co mam robić. Zacząłem panikować. Ona nie może się dowiedzieć, że moje życie nie jest takie idealne, że ja nie jestem taki idealny. Przede wszystkim nie może się dowiedzieć, że targnąłem się na swoje życie. Znienawidzi mnie tak głęboko jak ja ją kocham.-----------------------------------------
Hejka. Więc dziękuję wam, że jednak dobiliście te 2 komentarze po poprzednim rozdziałem. Uwielbiam was ale nie rozumiem jaka filozofia jest w napisaniu np. "Fajny" skoro daliście gwiazdkę to to też zajmie wam chwilkę. Kontynuując jednak temat ff. Jak myślicie jakie sekrety jeszcze skrywa Luke? Do następnego kochani. ~~Hidden