Żyjemy w czasach kiedy każdy z nas ma jakiś swój ukryty problem. Wiele ludzi zadaje sobie pytanie -po co się rodzimy, dorastamy, zakochujemy się skoro i tak to wszystko w końcu zniknie a my skończymy razem z tym głęboko w piachu?-. Może to jakaś szansa od losu by pokazać nam te dobre strony życia, aby przeżyć swoje życie jak najlepiej tylko możemy. W końcu co mamy do stracenia? Nic. I tak wszyscy kiedyś skończymy w kostnicy prawda?
Chciałabym powiedzieć, że wszystko jest dobrze ale bym skłamała. Kiedy zasnął dokładnie mu się przyjrzałam i doskonale mogłam stwierdzić, że to nie był pierwszy raz. Siedząc tak na tym plastikowym krześle zaczęłam tworzyć w myślach różne scenariusze jego życia, nie zasługiwał na te wszystkie rzeczy, które zdążył mi opowiedzieć przed snem. Był na to zbyt delikatny i idealny aby jego życie było w tak beznadziejnym stanie. Jednak moje serce krajało się na kawałki bo uświadomiłam sobie, że o niczym nie wiedziałam, nie domyśliłam się po tym jak panicznie chciał ze mną rozmawiać każdego dnia choć po minucie. Chciał w pewien sposób mi się oddać, poświęcić te cenne dla niego minuty właśnie dla mnie a później odejść jakby nigdy go nie było. To było właśnie najgorsze, świadomość, że w każdym momencie mogłam go stracić i to nie jednorazowo. Płakałam jak dziecko modląc się tylko w duchu by nikt nie wszedł do sali choć zapewne stanie się to nad ranem.
Kształt pętli na jego szyi był wyraźnie zarysowany przez swój ciemny kolor, idąc dalej i patrząc na rękę, którą ściskałam zauważyłam podłużną bliznę ciągnącą się niemal od łokcia po nadgarstek. Dostał tyle szans od losu ale tego nie doceniał.
Sama zapewne bym tego nie zrobiła, widok jaki miałam przed sobą i uporczywe pikanie maszyn przyprawiał mnie o nieprzyjemne dreszcze. Chciałam go stąd wyciągnąć ale z drugiej strony nie chciałam mieć na pieńku z australijską policją.
Bolało i trafiało prosto w moje najsłabsze punkty, powoli opuszczałam garde obojętności musiałam przyznać, że byłam egoistką. Myślałam tylko o tym jak mi jest źle na tym świecie ale nie byłam na tyle odważna by otworzyć się na świat zewnętrzny, moje problemy przy jego były teraz jak igła w stołu siana.
Puściłam jego dłoń kładąc ją delikatnie na poduszce obok jego głowy i po cichu wstałam ze swojego miejsca. To było dla mnie za dużo, o wiele za dużo. Okłamywał mnie, mówił, że wszystko jest w porządku i kłamał. Ufam mu i go kocham ale nie wiele było mnie w stanie teraz przekonać by zostać w tym pokoju.
Napisałam mu karteczkę i przed wyjściem jeszcze tylko dotknęłam delikatnie ustami jego policzka i blizny na ramieniu.
Łzy popłynęły z moich policzków cienkim stróżkami kiedy opuszczałam budynek szpitala. Musiałam się gdzieś zatrzymać i przespać ze swoimi problemami oraz jego, które automatycznie spłynęły na moje barki.
Znalazłam tani hotel na przedmieściach miasta wynajmując pokój na kilka dni, nie popełniłam błędy przyjeżdżając tutaj miałam tylko nadzieję, że uda mi się go uratować. Miałam także nadzieję, że nasza relacja się naprawi i przetrwa ten poważny kryzys.
Ale jak to się mówi, NADZIEJA MATKĄ GŁUPICH.