12.

196 17 0
                                    

Perspektywa Luke'a

          Obudziłem się nad ranem całkowicie spanikowany.  Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu Hidden ale w podświadomości wiedziałem, że jej nie ma. W nocy widziałem jak wychodziła,  czułem jej usta i słone łzy spływające na prawdę gęsto po jej delikatnie zapadniętnych policzkach. Moja blizna wciąż delikatnie mrowiła co dawało mi do zrozumienia, że na prawdę znajdowały się tam jej usta. Obróciłem się na plecy zaczynając poranną rutynę polegającą się od gapienia się w biały sufit. Wczorajsza a raczej już dzisiejsza noc była najlepszą w moim życiu mimo krzyku i płaczu jednak mogłem z nią być.  Mogłem jej powiedzieć co czuję i tak zrobiłem.  Najpiękniejsze było jednak to, że ona to odwzajemniała.
          Wstałem z łóżka wręcz wyrywając ze swojego ciała wszystkie kroplówki i diody sprawiając że maszyna zaczęła piszczeć.  Miałem to teraz głęboko w swoim zwiędnietym od leżenia dupsku, chciałem spojrzeć choć na moment na ulicę jednak pielęgniarka i lekarz skutecznie mi to uniemożliwili mówiąc, że nie jestem jeszcze w stanie co było największym gównem jakie w życiu usłyszałem. Jednak bardzo szybko zostałem ponownie położony na łóżku i podpięty do tych ustrojst jak wcześniej.  Niby liczą się chęci a tak na prawdę liczą się tylko i wyłącznie możliwości.  Chciałem zobaczyć Hidden, znaleźć ją ale nie mogłem a coś czułem, że ona już tutaj nie wróci.


Perspektywa Hidden.

Noc po powrocie ze szpitala była jedną z cięższych. Mimo iż chciałam zasnąc ze swoimi problemami one mi na to nie pozwalały i większość godzin po prostu płakałam w poduszkę. Obudziła mnie później tylko sprzątaczka pytająca cy potrzeba mi czegoś na co niechętnie pokręciłam . Zastanawiało mnie dlaczego to zrobił, dlaczego mi tego nie powiedział skoro ja mówiłam mu prawie wszystko. Dotarło do mnie jak mało wiem o tym człowieku i to mnie przerażało. Tym bardziej ten dzień nie zapowiadał się dobrze bo od rana dzwoniła do mnie moja matka a ja jedyne co byłam w stanie zrobić to odrzucać połączenia. W końcu i tak prędko wrócę do domu bo tutaj nie dam rady zabawić zbyt długo w moim stanie.

Zastanawiałam się nawet czy go dzisiaj nie odwiedzić bo wciąż miałam identyfikator pielęgniarki ale to był zły pomysł, kto wie co mogłoby się zdarzyć. Może nie byłabym już tak wyrozumiała jak wczoraj. Tej nocy przemawiała przeze mnie tęsknota i czułość oraz zapewne miłość do niego lecz dzisiaj gdy uświadomiłam sobie co tak na prawdę się stało miałam tego dość. Klnęłam się za to jaka ulgowa dla niego byłam, mimo iż dużo przeżył to popełnił wielki błąd idąc do swojego szczęścia po trupach w tym mnie. Chciał odebrać sobie życie nie patrząc na to, że robi to mnie, nie sobie. Nie jestem egoistką ale w tym momencie to ja cierpiałam najbardziej z naszej dwójki. 

Wstałam z łóżka i podeszłam do swojej torby wyciągając z niej malutkie, czarne, prostokątne pudełeczko. Moje serce już zaczęło bić sto razy szybciej. Nie robiłam tego od, miesiąca, może dłużej i teraz to było zupełnie nowe jakbym zaczynała wszystko od nowa. Usiadłam na ziemi i obróciłam zimny metal między palcami.  Niech się poczuje tak jak ja, niech cierpi nie wiedząc o niczym co się stało. Niech czuje tak samo, jak bardzo boli niemal utrata kogoś bliskiego. Zacisnęłam powieki czując silny ból i wielką stróżkę krwi spływającą po mojej dłoni. Nie żałuje, w tym momencie nie czułam nic, prócz nienawiści. Nienawidziłam go, a to wszystko jego wina.

Sad Tumblr.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz