Rozdział 16 - Od kołyski aż po grób. Part 1

2.1K 121 4
                                    

Nowy Orlean, 2012

- Dobry żart. Ale mało wiarygodny. - lekko się zaśmiałam

Markos nie może być moim ojcem. On przecież umarł na wojnie tysiąc lat temu. To niemożliwe.

- To prawda Zariah. Jestem twoim ojcem.

- Wybacz, ale muszę wrócić do domu. Sprawić czy jeszcze któryś z moich przyjaciół żyje.

Udałam się w stronę drzwi. Lekko pociągnęłam za nie ale się nie otworzyły. Pociągnęłam mocniej i też nic.

- Możesz otworzyć te cholerne drzwi?

- Jeszcze nie skończyłem z tobą rozmawiać. - odpowiedział

- Ale ja skończyłam.

- Zariah, siadaj i słuchaj. - rozkazał

Jak on śmie mi rozkazywać?

Machnął ręką i magia przyciągnęła mnie do krzesła przy barze. Jak on to zrobił? Magia nie może mnie skrzywdzić. To skutek zaklęcia nieśmiertelność które było w naszyjniku. Od mamy.

- Czego ode mnie chcesz? - rzuciłam wściekła

- Chcę tylko cię poznać. I byś wiedziała tak naprawdę kim jesteś.

Ja wiem kim jestem. Jestem Zariah Mikaelson. Pierwotny wampir. Nic innego nie muszę wiedzieć.

- Wypuść mnie. Obiecuję że wrócę i mi wszystko opowiesz. Teraz muszę ocalić moich przyjaciół.

Markos machnął ręką w stronę drzwi i się otworzyły. Pędem udałam się do domu.

______

To co tam zobaczyłam przeraziło mnie. Wszędzie są ciała wampirów, żywych i martwych, z ugryźeniami wilkołaka. Wszędzie była też krew. Poszłam trochę dalej i zobaczyłam Diego na fotelu. Też miał ugryźenie. I to dosyć poważne.

- Diego, co się stało? - zapytałam przerażona

- Wilki. Zrobiły sobie polowanie. - ledwo co wydusił z siebie

- Nie martw się. Wszystko będzie w porządku. Znajdę Klausa. Wylecze się. Tylko wytrzymaj jeszcze trochę. - próbowałam go uspokoić. Nie mogę stracić kojejniej osobie na której tak bardzo mi zależy. Nie przez te cholerne kundle. Nie mogę stracić Diego.

- Pamiętam jak pierwszy raz cię spotkałem. Od razu się w tobie zakochałem. Jesteś inna niż te wszystkie dziewczyny, jesteś twarda, mądra i potrafisz zakopać komuś dupe. - z moich oczu zaczęły płynąć mi łzy

- Nie, nie, nie. Rozumiesz. Nie waż się mnie teraz zostawiać. - ledwo co mówiłam przez łzy

- Pamiętaj Zari...... zawsze będę się kochał. - jego skóra zaczęła przybierać kolor szary. On umarł. Kolejna osoba umarła. Przecież obiecał mi że mu się nic nie stanie.

- Ja też się kocham. - pocałowałam go w czoło i delikatnie zamknęłam jego oczy.

Przybyłam do Nowego Orleanu by pomóc Marcelowi i jego wampirom. Thierry został zamordowany miesiąc temu. Diego też umarł. Połowa wampirów też nie żyje. Okazało się jeszcze że mam ojca.

W posiadłości pojawili się Marcel i Davina. Marcel też miał ugryźenie. Klaus.

- Co tu się stało? - Davina podeszła do jednego z wampirów.

- On nie żyje Marcel. - wskazałam na Diego - On nie żyje!! - wykrzyknełam

- Hej, hej. - podszedł do mnie i próbował mnie pocieszyć - Wszystko będzie w porządku Z.

- Nic nie będzie w porządku, Marcel! Diego nie żyje!!

- Przykro mi Zariah. - delikatnym głosem powiedziała Davina - Gdzie właściwie jest Klaus? - zapytała -potrzebna ci jego krew.

Diego już nie uratuje. Może Marcel przeżyje. Potrzebne jest ty trochę krwi Klausa.

- Zostawiłem go na ulicy. Niedaleko kościoła. Pewnie tam teraz jest. - tak po prostu oznajmił

- Marcel, nie spal jego ciała. Zasługuje na więcej.

Powiedział i poszłam do kościoła

______

Przy wejściu do kościoła było pełno krwi. W środku też jej trochę było. Na ołtarzu leżała martwa Hayley, z poddciętym gardłem. Próbowałam coś zrobić. Ale już dawno nie żyła. Nie miała także brzucha, co znaczy że już urodziła.

================================

Dwóch z naszych bohaterów umarło. Niestety. Markos chce poznać Zariah. A Zariah straciła kolejne bliskie jej osoby.

Odcinek: 1x22

Komentujcie i dawajcie gwiazdki :)

⚜ The Originals | Zariah ⚜ [1] PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz