Rozdział IV - Poranek

364 40 5
                                    

Słońce powoli wychyliło się zza horyzontu, delikatnie drażniąc powieki dziewczyny, zmuszając ją do tego, by się obudziła. Powoli otworzyła swoje czekoladowe oczy, ręką trzymając białe nakrycie ściśle przy obojczykach, jednocześnie siadając na łóżku. Oparła się wolą ręką o drewniany parapet, wyglądając za okno.

Nie miała zbyt dobrego widoku, niestety ceglana ściana kamienicy stojącej obok zasłaniała jej większość czegokolwiek, jednak gdy wychyliła lekko głowę za okno była w stanie zobaczyć skrawek ulicy. Oglądała ciepło witających się ze sobą sąsiadów oraz nieliczne samochody mijające jej alejkę.

Podziwiała scenerię tętniącej życiem ulicy, te uśmiechy na twarzach przechodniów, wdychając pełną piersią miejskie powietrze.

- Chwila moment... - powiedziała do siebie, szybkim ruchem zabierając głowę zza okna.

Nie pasowało jej coś, a tak dokładnie te otwarte okno... Od kiedy otworzyła ślepia było ono otwarte, pomimo że gdy zasypiała było zamknięte. Czyżby otworzyło się samo? Było wadliwe od samego początku? Czy może ktoś je otworzył, się włamał, o co tu chodziło?

Dziewczyna nie chciała się już tym zadręczać, dlatego jak gdyby nigdy nic chciała wstać i zobaczyć stan jej mokrej sukienki. Jednak drobny bojaźliwy dreszcz i zdziwienie zabroniło jej się ruszyć.

Na stole znajdowały się dwa nowe obiekty, które definitywnie nie należały do niej. Czarny kapelusz i podejrzana walizka, której wcześniej nie widziała w mieszkaniu na oczy.

Zaczęła się delikatnie rozglądać po pomieszczeniu, nie wiedząc co zrobić. Czuła czyjąś obecność. Jej przeczucie potwierdził dźwięk płynącej wody w zamkniętej łazience...

O matko... Co mam zrobić?!" panicznie pytała się dziewczyna, jednak żadna jej szara komórka nie udzieliła odpowiedzi.

Drzwi od zamkniętego pomieszczenia zabrzęczały przy ich odblokowaniu, po czym delikatnie zaskrzypiały, sunąc po drewnianej podłodze. Nieznajomy włamywacz zrobił krok w przód, przekraczając próg salonu w swoich eleganckich, czarnych i wypastowanych butach, wycierając wilgotną rękę o elegancką koszulę tego samego koloru.

- Cholera, chyba pochlapałem sobie spodnie - powiedział ciepłym głosem, zerkając na końcówkę spodni, jednocześnie poprawiając szelkę ze złotymi fragmentami, gdy różowe włosy lekko opadły mu na czoło.

To był nie kto inny jak Natsu, który dzięki swojej niezdarności musiał znieść widok i uczucie wilgotnej plamy na nogawce.

- Co ty tutaj robisz?! - zapytała zdezorientowana i zdenerwowana Lucy, lecz szybko pożałowała tego, że w ogóle cokolwiek powiedziała.

Natsu spojrzał na jego nową znajomą, gdy na jego twarzy pojawiła się nuta zdziwienia i niezręczności. Dlaczego wyglądał tak, a nie inaczej?

No cóż, chłopak nie ma na co dzień okazji patrzeć na piękną blondynkę, która próbuje zakryć się ciepłym nakryciem, nomen omen, w jego łóżku, nie? Do tego jej oczy błyszczały od łez wstydu, którym brakowało chwili, by jak grochy wylecieć i popłynąć po jej policzkach w różanym kolorze... Jej ekspresja była bardzo niecodzienna.

- Nie gap się na mnie zboczeńcu! - krzyknęła dziewczyna w tym samym momencie rzucając w niego poduszką.

W przeciągu paru milisekund udało się dziewczynie owinąć narzutę wokół jej nagiego ciała, robiąc coś na wzór kokonu, który miał ją uchronić przed nieodpowiednim wzrokiem chłopaka.

- Hej! Nie nazywaj mnie zboczeńcem, to ty śpisz nago!

- Nie moja wina, że nie miałam w co się ubrać! Musiałam uprać sukienkę, przecież nie mogę iść na rozmowę kwalifikacyjną w jakiejś brudnej szmacie!

PojmanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz