Zimny letni poranek w parku na obrzeżach miasta. Słońce wschodziło zmieniając barwę nieba na czerwoną. Na ławce siedziała Saczi. Ciemna jak czekoladowa Moccao o szerokich biodrach i mniejszych piersiach o niebagatelnej twarzy z krótkimi czarnymi włosami. Czytała książkę gdy nagle od tyłu ktoś złapał ją za piersi.
- Cześć Saczi! – odpowiedział jej kobiecy głos.
- Cler?! Przestań! – krzyknęła Saczi zamykając książkę.
Cler była blondynką o długich włosach, czystej cerze z pieprzykiem pod ustami. Posiadała także niesamowity walory o rozmiarze D. Była ubrana w krótką spódniczkę i bluzkę na ramiączkach. Saczi lekko zdziwił jej ubiór gdy odwróciła się w jej stronę opierając się prawą ręką oparcie ławki. Saczi była ubrana w jeansy zwykłą bluzkę z założoną na nią bluzą polarową.
- Nie zimno ci? – spytała Saczi z obojętnym spojrzeniem.
- Mi jest tak dobrze. A ty co robisz? – spytała Clare.
- Czytam książkę... - powiedziała Saczi jakby chciała coś dopowiedzieć.
- Masz już partnera? – spytała Clare bez ostrzeżenia obchodząc ławkę i siadając blisko Saczi.
- Weź mi nie gadaj. Moi bracia wszystkich płoszą – powiedziała Saczi zasłaniając twarz ręką i przechylając swoje drobne owoce do przodu.
- Ja ich lubię – powiedziała Clare kładąc delikatnie rękę na plecach Saczi.
- Bo ty jesteś zboczona – powiedziałam smutno.
Clare włożyła zimną rękę w jej spodnie, drugą łapiąc ją w pasie.
- Aiiii! – pisnęła Saczi – Co ty robisz? – krzyknęła jakby zdrętwiała.
- Pomagam ci się odstresować- powiedziała Clarie – zawsze jesteś taka spięta – mówiąc to lekko zaczęła nadgryzać ucho Saczi.
- Prze...stań – powiedziała cicho Saczi.
- Nie słyszę cię... - powiedziała Clare rozpinając zamek od spodni Saczi. – Teraz za... - zadzwonił telefonm z torebki Clare która była pod drzewem.
- Poczekaj chwilę muszę odebrać – powiedziała Clare zabierając Saczi bluzkę.
Saczi patrzyła na nią jak wryta. Zaczęły ją przebiegać dreszcze i czuła się rozpalona. Walczyła ze sobą by nie zacząć pieścić swoich wrót. Clare w tym czasie odebrała telefon i rozmawiała z kimś.
- Tak... obok fontanny... w lewo... domyślisz się... za 30 minut?... ok to szybko to załatwię.
Mówiąc to Clara zdjęła bluzkę i podeszła do ławki gdzie Saczi leżała i próbowała nieudolnie ,,nie" czochrać bobra. Clara miała na sutkach plastry.
- Jesteś strasznie niecierpliwa – mówiąc to Clara szybko zdjęła jej spodnie i majtki. Saczi nie stawiała żadnego oporu. Clare potem zdjęła spódnicę i rzuciła ją na ziemię. Nie miała na sobie majtek, Saczi lekko wytrzeszczyła oczy na ten widok. Clare wtedy zaczęła zajmować się jej stanikiem.
- Z przodu – powiedziała Saczi przekręcając głowę w bok.
- Dzięki – powiedziała Clare która rozpięła stanik i rzuciła się na Saczi.
Stykały się piersiami. Jeśli Saczi miała melony, to Clare miała arbuzy. Clare połączyła usta Saczi, a jej język wszedł na chama do środka zabierając możliwość oddychania. Dodatkowo Saczi otworzyła swoje wrota na oścież gdy zimne palce Clary wchodziły do środka jak do filiżanki. Mieściły tam dwa palce które sunęły w górę i w dół.
- Ummm... - było tom dobrze słychać w okolicy.
Saczi zaczęła wtedy delikatnie pieścić swoją łechtaczkę. Jej oczy zaczęły robić się szkliste aż w końcu doszła. Saczi zaczęła wtedy głośno dyszeć.
- Lekko tutaj niewygodnie ale nie tylko ty będziesz się bawić.
Mówiąc to wstała, a następnie obróciła się w drugą stronę do Saczi pokazując że wrota stoją otworem. Saczi zbliżyła usta, palcami delikatnie rozszerzyła jej wargi sromowe. Zaczęła lekko lizać jej aksamitne wnętrze i diamencik. Clare w odpowiedzi lekko popiskiwała.
- Nie sięgam – powiedziała Cler – Mam za duże a!...
Saczi właśnie znalazła słaby punkt Clare i zaczęła się nim zabawiać. Po kilku chwilach Clare krzyknęła z rozkoszy na całe gardło.
- To nie fer. To ja prowadziłam w tej grze. – powiedziała Clare powoli wstając z Saczi.
Saczi wstała i uderzyła Clarę z liścia w twarz.
- Nie rób tego w takich miejscach! – krzyknęła Saczi następnie całując Clarę.
- Ok ubierajmy się – powiedziała Saczi.
Clara złapała się za policzek w który dostała i z uśmiechem zboczeńca ocierać to miejsce ręką.
- Ehm... - powiedziała Saczi.
- Widzę że mała Saczi w końcu dorosła. No nic ubierajmy si.
Saczi szybko ubrała się w swoje ubrania. Clara niecierpliwie uśmiechnięta też się ubrała,
- Gdzie jest moja bluzką? – spytała Saczi.
- Proszę – powiedział męski głos zza ławki podając Saczi bluzkę.
Był to taki zwyczajny chłopak. Cler założyła bluzkę i stanęła obok chłopaka.
- Poznaj mojego chłopaka... - wtedy Saczi przerwała jej krzykiem:
- Od kiedy on tu jest?!
- Przybyłem tu przed chwilą – odpowiedział Chłopak.
- Ile widziałeś? – Saczi lekko się uspokoiła.
- Prawie nic, naprawdę niewiele. Końcówkę kiedy krzyczała podszedłem z waszymi ubraniami.
Saczi spuściła w odpowiedzi głowę i okrążyła ławkę, stanęła przed Clarą obok chłopaka i włożyła głowę miedzy jej piersi, Zaczęła coś mamrotać.
- Co mówisz? – spytała Clara.
- Zabiję cię... - powiedziała cicho, na te słowa Clara zrobiła głupi uśmiech.
- Jeśli mnie dla niego zostawisz – wtedy Clara powiedziała uspokajając ją:
- Pamiętasz moje motto? ,,Żeby życie miało smaczek..."
- Raz dziewczynka... ehh... raz chłopaczek "".
- A ty jesteś? – spytała Saczi chłopaka łapiąc go za rękę i umieszczając ją między piersiami.
- Garet, do usług – odpowiedział chłopak.
- Ok to idziemy do domu – powiedziała Clara rozdzielając ich.
- Oki – odpowiedziała Saczi.
- Okej – odpowiedział Garet odwracając głowę by ukryć twarz pełną brudnych myśli.