Położył dłoń na moim sercu i spojrzał mi w oczy.
- Tu. Tu na zawszę zostanę i tu - położył rękę na mojej głowie.
- Ale wtedy nie będę mogła się dotknąć, przytulić.
- Pozostaną ci wspomnienia. Kiedyś wrócę i stworzymy nowe.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Wtuliłam się w niego i pozwoliłam spływać łzom które tak długo wstrzymywałam. Gdy wywołali jego samolot musiałam go puścić. Nim wsiadł do samolotu odwrócił się do mnie i ze smutkiem w oczach bezgłośnie powiedział ,,Obiecuję".
Gwałtownie usiadłam i zaczęłam łapać oddech. Zauważyłam że po policzkach ciągle płynął mi łzy. Znowu ten sen. Z powrotem położyłam się na łóżku. Już nawet nie analizuję tego snu jak to mam w zwyczaju. Wiem że nie dojdę do żadnych nowych wniosków. Spróbowałam zasnąć, bez skutecznie. Spojrzałam na zegarek - piąta. Poddałam się i wstałam. Podobno kto rano wstaje temu Pan Bóg daje. Ciekawe co daje.
W tym samym czasie gdzieś w Kalifornii
Jak co rano wyszedłem do pracy. Minąłem park i kawiarnię. Alex by się tu spodobało. Nie ma dnia żebym o niej nie myślał. Znowu zacząłem wspominać. Przypomniałem sobie jak to często chodziliśmy na lody do parku, albo do kawiarni na kawę chociaż ona jej nie cierpi i piła colę lub sok pomarańczowy. Przypomniałem sobie jej śmiech i radość w oczach zawsze gdy opowiadałem jej jakiś żart, nawet jeśli nie był on śmieszny.
Niespodziewanie poczułem uderzenie w bok, upadłem. Wszędzie pojawiła się krew, ktoś coś krzyczał. Usłyszałem syreny karetki. Ktoś się nade mną nachylił i coś do mnie mówił. Jednak ja go nie słuchałem, po chwili ten obraz zniknął. Znalazłem się w ciemnym korytarzu na końcu którego widziałem białe, oślepiające światło. Zacząłem iść w jego kierunku nie mając innego wyjścia. Najgorsze że nie pożegnałem się z nią w należyty sposób. Mam jej jeszcze tyle do powiedzenia.
Następnego dnia w rodzinnym mieście
- Halo? - spytałam po odebraniu telefonu.
- Witaj Alex, tu mama Kyla.
- Dzień dobry. Coś się stało? - zaniepokoiłam się.
- Tak... - jej głos się załamał- Kyle... on ...on nie żyje...
- Co? Jak? Ale...
- Dla mnie to też ogromny szok, potrącił go samochód... Pogrzeb będzie w najbliższą niedzielę w naszym mieście.
- Dobrze... dziękuję że pani zadzwoniła. Moje kondolencje.
- Powinnaś wiedzieć.
Rozłączyłam się. Z mojego gardła wydobył się głośny szloch, a z oczu zaczęły płynąć łzy. Osunęłam się po ścianie i schowałam twarz w dłoniach.
- Alex co się stało? - do pokoju weszła moja mama.
- Kyle... on... nie żyje... - szloch pogłębił się.
Mama przytuliła mnie do swojej piersi i starała uspokoić.
- W niedzielę będzie pogrzeb - powiedziałam gdy się uspokoiłam.
- Dobrze.
W jej oczach zobaczyłam łzy, szybko je otarła i zostawiła mnie sama. Jednak dobrze mnie zna.
Niedziela
Założyłam sukienkę, lubił jak chodziłam w sukienkach. Nie robiłam makijażu. Przez cały dzień padał deszcz, schowana pod parasolem obserwowałam jak mój najlepszy przyjaciel jest zakopywany pod ziemią. Płakałam. Gdy wszyscy już poszli ja ciągle stałam w tym samym miejscu. Płakałam i wspominałam każdą naszą wspólną chwilę. Do domu wróciłam wieczorem. Poszłam prosto do swojego pokoju, napisałam krótki list. Poszłam do łazienki, w szufladzie znalazłam żyletkę. Podcięłam swoje żyły, nim straciłam przytomność pomyślałam : Kocham cię Kyle.