Rozdział 8

52 6 0
                                    

- Dobra, dawaj- powiedziałam wyciągając ręce w stronę pudełka.
- Nie tak szybko -odpowiedział odciągając je z mojego zasięgu.
- Uhh.. Co znowu
- Miałaś mi najpierw opowiedzieć wszystko.
- A taa.. Chodź usiądziemy sobie przy stole - skierowałam się w stronę kuchni, a Tom poszedł za mną. Usiadłam na jednym krzesełku i wskazałam drugie miejsce chłopakowi, ale on stanął tylko obok szafek kuchennych. Bacznie mi się przyglądał. Czułam się bardzo nie komfortowo, jakbym była na przesłuchaniu. Niby to mój przyjaciel, ale widać było, że nie do końca mi w tej sytuacji ufa.
- No to opowiadaj.
- Jakbym wiedziała od czego zacząć, to już dawno byłoby po wszystkim.
- Najlepiej od początku- zaśmiał się, a ja rzuciłam mu mordercze spojrzenie.
- No to może od Sam.
- Sam? A co ona ma do tego wszystkiego?
- Bo to do niej ktoś wysłał jakieś dziwne pudła, z plikami.
- Niech zgadnę, twoja ciekawość zwyciężyła.
- A żebyś wiedział. Pojechałam tam do niej i sprawdziłyśmy ich zawartość. Jak już ci mówiłam, były to pliki.
- I co z nimi nie tak.
- To z nimi nie tak, że każdy z nich miał filmik, filmik z zabójstwami...
- Oglądałaś wszystkie ?!
- Pff... Nie, tylko jeden, ale podejrzewam, że reszta ma podobną treść.
- Jeśli można, gdzie je masz ?
- I tu jest pies pogrzebany... Zostały w domu, o ile ktoś ich wcześniej nie zabrał.
- Dobra nieważne, to potem. Co dalej...
- No to dalej Beaco się włamał do mojego domu, w poszukiwaniu przesyłki. Jakimś cudem udało mi się uciec, ale na zewnątrz mnie złapał i tutaj wkroczył Milan. Aresztował włamywaczy, ale nie wszystkich. Reszta pomogła Beaco wyjść z aresztu- powiedziałam -jak na jednym tchu. Tom patrzył na mnie nie dowierzając. Odsunął się od blatu i usiadł naprzeciw mnie. Patrzył mi w oczy z nieukrywaną troską. Zawsze czułam się, jak jego młodsza siostra.
- No dobra a gdzie te super moce?
- Podczas tego, jak byłam w domu, Beaco mnie złapał i przepytywał o paczkę. Później chciał zlikwidować świadków, a że byłam tylko ja, to mnie zabił.
- Taa... - powiedział po czym mnie uszczypnął
- Au.. A to za co?- pisnęłam łapiąc się za bolące miejsce na przedramieniu.
- Chciałem się upewnić czy przed sobą nie mam ducha.
- Ja nie żartuje. Wbił mi nóż w brzuch... Było mnóstwo krwi, a ja sama byłam przerażona, bo świat przed moimi oczyma zapadał się w nicość.
- No dobra, przeżyłaś... śmierć?
Ale jakim cudem przetrwałaś i nic ci nie jest?
- Tego już nie wiem. Obudziłam się jak z głębokiego snu, ale pełna energii i pobudzona do działania. Do ratowania mojego życia. To jak jakiś proroczy sen?
- Nie to niemożliwe. To tak nie działa.
- A ty niby skąd wiesz ?
- Bo to nie może tak działać... Śmierć to śmierć i nic tego nie cofnie.
- Ja cofnęłam- powiedziałam dumnie
- I tak nie powinno być.
- Jesteś ze mną czy przeciwko?!
- Oczywiście, że z tobą, ale posłuchaj sama siebie. To jest tak dziwne i... Dziwne! Nie jestem pewien czy sama sobie wierzysz.
- Uhh... Dzięki -wstałam gwałtownie i poszłam do salonu.
- Idę się przespać, muszę to przemyśleć - powiedziałam na odchodnym. Usiadłam na kanapie i oparłam głowę na rękach. Po chwili położyłam się na boku. Zamknęłam oczy, ale usłyszałam cichy szmer i tupot stóp. Nie otwierałam oczu, udając że śpię.
- Zawsze jestem po twojej stronie. Pamiętaj- usłyszałam głos Toma nad uchem, a później poczułam, że narzucił na mnie miękki koc. W jego głosie nie było słychać, urazy, żalu, gniewu. Nie można było wyłapać jakichkolwiek emocji. Powiedział to tak obojętnie, że zastanawiałam się czy mówił to, bo sumienie go do tego zmusiło lub po prostu kłamał, żebym się nie załamała do końca. Tak czy siak, było mi lżej na duszy. Odprężyłam mięśnie, słysząc krzątającego się po kuchni chłopaka. Niedługo po tym oddałam się w zasłużony sen i odleciałam do krainy marzeń.

**

- Stój! Co ty wyprawiasz ?!
- Będzie lepiej beze mnie.
- Nic nie będzie lepsze. Zaczekaj!
- Nie mogę, czekają na mnie.
- Weź mnie ze sobą.
- Nie mogę. Żegnaj Zuz. Obiecuje, kiedyś wrócę.
Biegłam za chłopakiem ile sił a nogach, ale wcale nie ruszyłam się z miejsca. Postać oddalała się, a ja mimo moich starań, nadal stałam w tej samej pozycji.
Ciemność zaczęłam mnie ogarniać. Było jej coraz więcej. Zapadałam się w nicość, niczym w ruchome piaski. Nie mogłam złapać tchu i z trudem walczyłam o kolejny, haust zbwiennego powietrza. Spadałam w przepaść, coraz niżej i niżej, głębiej i głębiej. Już mię mogłam nic zrobić, czekałam tylko na koniec.
Nie mogę.
Żegnaj Zuz.
Obiecuje, kiedyś wrócę.
Wrócę.
Wrócę!!

**

"Strach w garstce popiołu"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz