Rozdział 9

26 3 0
                                    

Obudził mnie irytujący dźwięk budzika. Ciągły, powtarzający się dźwięk był bardzo denerwujący. Kto normalny nastawia to ustrojstwo na 5:30? A tak, ja. Reguły ustalone odgórnie zmusiły nas wszystkich, aby wstawać wczesnym rankiem. A, że nikt nie chciał się narazić dyrekcji i to na pierwszym roku, nie miał wyboru. Wstałam szybko i zwinnie posłałam łóżko. Na koniec zarzuciłam jeszcze jasną narzutę i wygładziłam wszystko zdecydowanym ruchem dłoni. Odsłoniłam też rolety do wyznaczonej wysokości, tak aby budynek mógł wyglądać oszałamiająco wewnątrz ale też i na zewnątrz. Szkoła była bardzo nowoczesna ale również surowa. Regulamin był surowy, nauczyciele byli surowi i budynek wygląd miał równie surowy co reszta. Białe, ciągnące się w nieskończoność korytarze były istnym labiryntem. Długie lampy rozciągające się po całej długości sufitu oświetlały zdradzieckie pomieszczenia. Idąc wieczorami ma się wrażenie, że na końcu korytarza snują się ciche, utrapione dusze. Nienawidziłam tych długich pomieszczeń łączących poszczególne pokoje.
Przeszłam do komody i pociągnęłam za grube, białe gałki. Z wnętrza szuflady wyciągnęłam mundurek, białą spódniczkę i tego samego koloru zwiewną bluzeczkę z guzikami aż pod szyję. Głębokie dekolty były zabronione, tak samo jak spódniczki, które sięgały powyżej dwóch czwartych długości uda. Wszystkie dziewczęta zobowiązane były nosić kitkę, a w szczególnych przypadkach, chociaż opaskę. Czasami wydawałoby się, że na lekcjach nie uczy się uczniów lecz szkoli się klony.
Zabrałam ze sobą również mały ręcznik oraz kilka przyborów potrzebnych przy porannej toalecie. Pośpiesznie zeszłam dużymi schodami na niższe piętro i udałam się na lewo w stronę łazienek. Po drodze minęłam kilka dziewcząt, które również pędziły do łazienek. Przyspieszyłam kroku, aby zastać jakiekolwiek stanowisko puste. Dotarłam do pomieszczenia z rzędem białych umywalek, jako jedna z pierwszych. Szybko zajęłam jedno z miejsc do mycia się i zaczęłam czyścić twarz. Spłukałam pianę zimną wodą i zabrałam się za to, aby okiełznać moje niesforne włosy. Moje cienkie pasma włosów były bardzo podatne na łamanie się, przez co w nocy na mojej głowie tworzyły się armie kołtunów. Zmuszona byłam czesać się aż dziesięć minut! Cała ramia wywalczyła sobie moje cenne minuty. Weszłam do jednej z kabin prysznicowych, lecz tylko przebrałam się w ubrania. Wyszłam i równie szybko jak przyszłam, dobiegłam z powrotem do mojego pokoju. Włożyłam piżamę do komody i w biurku znalazłam kartę do pokoju i włożyłam do torby wraz z komunikatorem i zapasową gumką do włosów oraz kilkoma przyborami szkolnymi. Zauważyłam naszyjnik podarowany przez moją mamę na 15 urodziny. Założyłam go szybko pod bluzkę, tak aby nie łamać kolejnego pod punktu regulaminu szkoły. Wyszłam na korytarz i zamknęłam drzwi przesuwając kartą po panelu na framudze. Zaświeciła się niebieska lampka obwieszczająca, że usługa została wykonana. Chwilę później byłam na stołówce. Pomieszczenie przytłaczało swoim ogromem. Białe stoliki z czterema krzesełkami porozstawiane były po całym pomieszczeniu. Okna ciągnące się od sufitu aż po samą podłogę przepuszczały dużo porannych promieni słońca. W stołówce było już dużo uczniów. Wiedząc, że cała Szkoła Nauczania Wyższego posiada 4000 uczennic i uczniów, a pomieszczenie było zapełnione w połowie, można łatwo stwierdzić, iż w tym przypadku dużo oznaczało bardzo dużo. Przeszłam między ludźmi tłoczącymi się przy swoich stolikach. Wzrokiem odszukałam Sam. Siedziała samotnie w drugim końcu sali. Machając podchodziłam bliżej. Jednak gdy mnie zobaczyła zaczęła wymachiwać rękami. Jej twarz przybrała dziwny wyraz. Z jej gestów dało się wyczytać "Nie". Stanęłam jak wryta. Moja stara przyjaciółka, jeszcze ze szkoły Wiedzy Ogólnej, nie chciała żebym z nią usiadła. I na dodatek nie miała odwagi żeby powiedzieć mi to prosto w twarz. Zezłościłam się. Zacisnęłam pięści i sztywnym krokiem podeszłam bliżej zamiarem otrzymania odpowiedzi na krążące po mojej głowie pytania. Samanta nadal wymachiwała rękami przy tym rozglądając się nerwowo. W końcu dotarłam do stolika.
- No, no, no... Kogo my tu mamy?- zacmokał jakiś chłopak wychodząc zza filaru, znajdującego się obok stolika. Chwilę później stanęło z nim jeszcze kilku zasłaniając murem moją pryjaciółkę. Obeszli mnie dookoła i odgrodzili od czujnych spojrzeń innych uczniów. Ciarki przeszły mi po plecach ale nie dałam za wygraną i nie pokazałam im mojego strachu. Nie dałam im tej satysfakcji. Wręcz przeciwnie stałam tam pośrodku kręgu wysportowanych chłopaków z dumnie zadarte brodą.
- Kim jesteś żeby mnie zaczepiać?
- Ona nie wie kim jesteśmy- zaśmiał się chłopak przedemną. Podszedł bliżej mnie. Wyciągnął rękę w kierunku mojej szyji. Szybko zrobiłam unik, tak jak uczył nas Symeon. Sam niezbyt udawało się opanować te wszystkie ruchy, za to mnie szło lepiej, przez co czuje się w pewnym stopniu odpowiedzialna za moją przyjaciółkę.
- Tak chcesz pogrywać?- bąknął lekko poddenerwowany chłopak. Wykonał jakiś gest do osoby stojącej za mną i zanim się obejrzałam, leżałam na ziemi. Zimna posadzka gwałtownie spotkała się z moim rozpalonym od gniewu policzkiem. Blondyn podszedł do mnie i łapiąc za szyję podniósł do pionu. Zaczął mnie podduszać, prubując mnie podnieś wyżej równocześnie zaciskając palce na mojej tchawicy. Odruchowo złapałam za jego rękę próbując tym samym się uwolnić. Patrzyłam prosto w jego szare oczy. Obraz przed moimi oczyma zaczął się rozmazywać. Musiałam coś zrobić.
- Jestem Sared, tylko Sared, a ty- Zuzo Gima, od dzisiaj jesteś moja- powiedział, a ja usłyszałam te słowa jak przez mgłę. Przysunął się bliżej mojej twarzy, cały czas patrząc się w moje ciemne oczy. Słowa odbijały się echem po mojej głowie. Zamachęłam się zamiarem przeorania jego policzka moimi paznokciami, jednak złapał za moją rękę i wykręcił ją w taki sposób, że teraz stał za moimi plecami. W końcu zaczerpnęłam zbawiennego powietrza, a obraz powoli zaczynał przybierać dawne kształty. Jego koledzy patrzyli teraz na mnie od przodu. Niektórzy byli rozbawieni, inni wściekli, a jeszcze inni patrzyli na mnie z pożądaniem. Poczułam ciepły oddech chłopaka na mojej szyji. Cicho zaciągnął się zapachem włosów związanych w koński ogon. Wolną ręką błądził po moim brzuchu.
- Widzimy się później- szepnął mi na ucho swoim niskim głosem i skinął na resztę chłopaków. Tłum szybko się rozszedł i zostałam sama. Sam szybko podbiegła do mnie. Jeszcze przez chwilę nie pojmowałam co się stało. Rozmasowałam bolącą szyję i spojrzałam na przyjaciółkę stojącą przedemną. W kącikach jej piwnych oczu ujrzałam łzy.
- Tak bardzo cię przepraszam! Powinnam do ciebie krzyczeć albo chociaż podbiec, a nie wymachiwać głupio rękami ale zagrozili, że coś mi zrobią jeśli im przeszkodzę. Próbowałam dać ci znać, tak żeby nie widzieli. Ale ze mnie tchóż, przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam- uścisnęła mnie mocno. Odwzajemniłam uścisk.

"Strach w garstce popiołu"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz