Rozdział 1

1.3K 34 1
                                    

Siedziałam przy stole wraz z rodzicami i trojgiem rodzeństwa oraz ich współmałżonkami. Ojciec jest panem wschodniego księstwa i jednym z bliższych współpracowników króla polskiego. Nie zdziwiło mnie więc, że wiedział o pewnych rzeczach wcześniej niż wszyscy inni.

- Książę Robert kończy w tym roku dwadzieścia jeden lat. - oznajmił nagle. - Król planuje wielki bal. Chce również w tym roku rozpocząć poszukiwania żony dla swego syna.

Zawiesił głos. Oho, to nie wróży nic dobrego. 

- Książę ma na balu wybrać kandydatkę.

Niestety, domyślałam się, co oznaczają słowa ojca. Bałam się tego dnia, a jednocześnie z niecierpliwością czekałam na ten moment.

- Myślisz, że nadszedł czas na debiut Zofii? - spytała moja mama, a ojciec przytaknął, potwierdzając moje przypuszczenia.

Wychowywaliśmy się razem. Książęce dzieci przebywały w jednym pałacu służącym, jako szkoła dla nich. Nauki języków, matematyki czy przyrody były indywidualne. Jednak nauka tańca czy jazdy konnej była wspólna. Szczerze go nie lubiłam. Zawsze był arogancki i złośliwy. Naśmiewał się ze mnie zawsze, gdy nadarzyła się okazja. 

- Ojcze, chcesz wyswatać naszą małą Zosię z księciem Robertem? - spytał Karol. Był najstarszy z naszej czwórki i żonaty od dziesięciu lat z Marią Rossową córką księcia zachodu. Ciężko pracował przy posiadłości ojca doglądając jej i powiększając. Miał dwóch synów, którzy z racji młodego wieku nie byli obecni przy tak oficjalnej kolacji. 

- Filipie czy jesteś tego pewien? Owszem, wychodząc za niego nasza córka zostałaby wkrótce królową, ale ten mężczyzna jest nieokrzesany, arogancki i z tego, co słyszałam również okrutny. - wszyscy przy stole mogli wyrazić swoje zdanie. Oprócz mnie oczywiście.

- Osobiście sądzę, że Zosia mogłaby mieć na niego dobry wpływ. - oznajmił Henryk, a mnie zamurowało. Myślałam, że będzie chciał mi pomóc. Był zaledwie trzy lata starszy ode mnie i dobrze wiedział, jakie są moje relacje z synem najwyższego monarchy. Wiedział, bo to w jego ramię się wypłakiwałam zazwyczaj, gdy tamten zachował się wobec mnie przykro.

- Myślę, że nie ma wyjścia mamo. Król, wraz z księciem, osobiście rozmawiał o tym z nami na niedzielnym polowaniu. Uważa, że dziewczyna z tak dobrego domu i z tak dobrą opinią ze szkoły będzie idealną partią dla jego syna. - Jerzy wtrąca się do rozmowy. Jego małżonka – Konstancja Sobolewska posłała mi smutny uśmiech. Dobrze wie, jak to jest słuchać, kiedy inni decydują o twoim losie i nie móc nic zrobić. Jako jedyna kobieta na sali nie ma tali związanej gorsetem. Ciężko byłoby to zrobić, gdyż jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Poza tym mogłoby to zaszkodzić dziecku. Karol otworzył szeroko oczy. Nie mógł być obecny na niedzielnym polowaniu, a bracia najwidoczniej nie fatygowali się, by poinformować go o tym wcześniej. Mama spojrzała na mnie ze smutkiem. Takie same spojrzenia widziałam w oczach Marii i Konstancji. A nawet – co troch mnie zdziwiło – w oczach Karola i Jerzego.

*****

Siedziałam przy kominku w pokoju wychodzącym na ogród. Trzymałam na kolanach książkę, ale jakoś nie mogłam się za nią zabrać. Minęły już dwa dni od tamtej kolacji, a ja nie mogłam się otrząsnąć i przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego. Nie zauważyłam nawet, kiedy do pokoju weszła Konstancja i usiadła na fotelu obok mnie.

- W pewnym sensie wiem, co czujesz – zaczyna. - Pamiętam dzień, kiedy na kolacji dowiedziałam się, że Jerzy odwiedził mojego ojca. Poinformował mnie wtedy, że mój debiut odbędzie się właśnie na jego dwudziestych pierwszych urodzinach. Teoretycznie moja rodzina mogła się nie zgodzić, a Jerzy nadal mógł zmienić zdanie i wybrać inną z debiutantek. Ale rodzina się zgodziła, jakżeby inaczej. Syn księcia wschodu za męża to wręcz nierealna propozycja dla dziewczyny szlacheckiego pochodzenia - zwiesiła na chwilę głos. Wiedziałam, że jej również nie było lekko. Nie znała mojego brata. Nie wiedziała czy będzie dla niej dobry. - Strasznie się wtedy bałam. Moją ostatnią nadzieją było, że Jerzy jednak się rozmyśli. Bo powiedzmy sobie szczerze, że mogła to być wyłącznie jego fanaberia, a nie rzeczywisty zamiar. Teraz się cieszę, że tego nie zrobił. Mógł mieć żonę królewskiego pochodzenia, a jednak wybrał mnie.

- Czy ciebie też straszono, że jest arogancki i okrutny? - wyrwało mi się zanim zdążyłam to przemyśleć, ale ona tylko się zaśmiała.

- Bo to raz. Po samym jego pochodzeniu wszyscy uznali, że będzie arogancki. Mam nadzieję, że również w twoim przypadku okaże się to nie prawdą. - uśmiechnęła się smutno.

- Tak, tyle, że ja wiem, że to jest prawdą. Doświadczyłam tego na własnej skórze – w kącikach moich oczu zebrały się łzy.

- Od tamtej pory mógł się zmienić. Mógł się też zachowywać tak tylko na pokaz – wiedziałam, że chce mnie jakoś pocieszyć. - Nawet jeśli, nie masz co płakać nad rozlanym mlekiem. Ty sama nic nie zmienisz. Jedyne, co możesz zrobić to wykorzystać czas swojej wolności i na przykład pojeździć konno za mnie, bo chwilowo nie jestem w stanie wsiąść na konia z tym bagażem – zaśmiała się wskazując na swój wielki brzuch, a ja jej zawtórowałam. Podniosła się ciężko z fotela i ruszyła w stronę drzwi na piętro, ale nagle się zatrzymała i lekko pochyliła. Po chwili znów się wyprostowała. Patrzyłam na nią nie pewna, co zrobić. Po chwili usiadła z powrotem na fotelu. Tym razem jednak na samym jego brzegu. Przez chwilę oddychała głęboko. Po czym wstała i zaczęła krążyć po pokoju.

- Ból nie ustępuje. Chyba ktoś chce wyjść – skwitowała drżącym głosem, a ja już biegłam w stronę tarasu, gdzie, jak wiedziałam siedziała mama z Marią.

- Mamo – zawołałam, a ona odwróciła się do mnie. Po jej minie widziałam, że chciała mnie upomnieć, że nie należy tak bezceremonialnie przerywać innym rozmowy. - Konstancja chyba zaczęła rodzić.

Te trzy słowa natychmiast odwiodły ją od jej zamiarów. Obie z Marią poderwały się z tarasowych krzeseł. Już po chwili Konstancja leżała na wielkim łożu w swojej sypialni. Mama i Maria siedziały przy niej, a ja miałam ogromną chęć wskoczyć na konia, żeby jechać po swojego brata, który wraz z ojcem i Karolem pojechał do miasta. Wiedziałam jednak, że to nie przystoi damie w moim wieku i o mojej pozycji, żeby pokazywać się mężczyzną w potarganych włosach i z zaczerwienionymi od biegu i wiatru policzkami. Kazałam wysłać do nich chłopca stajennego z wieściami. Powiedziałam jeszcze jednej z pokojówek, by poinformowała mnie, gdy tylko wrócą. Sama zaś udałam się do sypialni kobiety.

*****

Mijały godziny, a ja modliłam się w duchu trzymając za rękę Jerzego. Jego żona już raz poroniła. Strata kolejnego dziecka, byłaby potwornym ciosem. Ledwie się podniosła ostatnim razem. Mój ojciec chodził w tę i z powrotem przez pokój, czekając na wieści.

- Zosiu – głos mojego brata był ledwie słyszalny. - możesz....- ledwie wydusił z siebie to słowo, ale ja już domyśliłam się, o co mu chodzi.

Wstałam z kanapy i ruszyłam do pokoju. Mężczyźni nie mogli do niego wejść ze względu na to, co się tam działo. Wsunęłam się najciszej, jak umiałam, w tym samym momencie powietrze ponownie przedarł krzyk, a chwilę później płacz. Moja mama podeszła do piastunki z mokrą ściereczką i delikatnie wytarła dziecko. Maria zaś przemywała czoło Konstancji.

- Dobrze, że przyszłaś – odezwała się ochrypniętym głosem na mój widok. - Mam nadzieję, że nie pozwoliłaś mojemu mężowi postradać zmysłów? Dziecko potrzebuje taty.

- Myślę, że jeszcze się trzyma. - uśmiechnęłam się do niej. Mama w tym czasie umyła dziecko z pomocą piastunki i zawinięte w kocyk położyła na brzuchu leżącej.

- Możesz mu powiedzieć, że już może wejść i zobaczyć swojego synka – również się uśmiechała.

A ja pospiesznie wyszłam do panów, żeby przekazać im wieści zanim wydepczą podłogę. Gdy tylko weszłam do pokoju wszystkie oczy zwróciły się na mnie.

- Gratuluję braciszku, urodził ci się syn – powiedziałam, a jego oczy zalśniły od łez radości. - Możesz go zobaczyć – poprowadziłam go do pokoju gościnnego.

Łzą wzruszenia i radości nie było końca.

Marmurowa KrólowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz