Rozdział 7

485 19 1
                                    

Wyrzucił ręce do góry, a w moim umyśle pojawiło się tamto wspomnienie. Ten sam mężczyzna młodszy o trzy lata, a przed nim dziewczyna. Niska, dość pulchna, młoda. Uderzenie. Tylko jedno, ale tak mocno wyryte w mojej pamięci. Biegłam wtedy tak szybko, jak jeszcze nigdy w życiu, nie chciałam widzieć nic więcej. Te gesty były tak łudząco podobne. Nogi się pode mną ugięły.

- Nie - mój szept był tak cichy, że sama nie wiedziałam czy to powiedziałam, czy tylko sobie to wyobraziłam.

- Zosiu - natychmiast przy mnie uklęknął, a ja odsunęłam się od niego i nadal zasłaniałam twarz rękoma. - A więc to dlatego  jesteś do mnie taka uprzedzona.....

Usiadł na podłodze, ale już nie próbował się do mnie zbliżyć. Patrzył na swoje ręce. Siedzieliśmy tak jakiś czas bez ruchu.

- Nie wiem jak to się stało. Żałuję każdego dnia, że to się wydarzyło. Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić. Byłem taki wściekły, że nawet nie pamiętam jak się tam znalazłem, ani tego jak wymierzyłem cios. Pamiętam dopiero ten strach w jej oczach. Nie chciałem uderzyć Matyldy. To.....Jak mam ci to wytłumaczyć, żebyś zrozumiała, że nie jestem takim potworem za jakiego mnie masz....

- Najlepiej od początku - usłyszałam swój własny głos. 

Dłuższą chwilę patrzył w moje oczy, jakby się nad czymś zastanawiał. W końcu spytał:

- Pamiętasz Karola? - przytaknęłam.

- Jest synem szlachcica. Do szkoły dostał się tylko dzięki swojej ciężkiej pracy. Naprawdę mądry dzieciak. Matylda, ale to chyba wiesz jest córką magnata. Zakochał się w niej, a ona go zwodziła. Mówiła, jak bardzo go kocha. Twierdziła, że jej ojciec już się zgodził na ten ślub potrzeba jeszcze tylko, by on poprosił o jej rękę. Przekonywałem go, żeby tego nie robił, jednak w końcu poszedł do jej ojca. Spytał o jej rękę. A ten wielce się zdziwił i powiedział, że los Matyldy już jest przesądzony. Następnego dnia przyłapałem ją jak drwiła z niego na oczach wszystkich, że był tak głupi by uwierzyć, że może poślubić magnatkę. Chciałem porozmawiać z nią na osobności. Nie spodziewałem się tego, co się stało.

Zapadła cisza. Nie wiedziałam, czy powinnam coś powiedzieć. Nawet nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć.

- Powinienem już iść - powiedział jednak nie ruszył się z miejsca.

- Powinieneś.

Wstał. Spojrzał jeszcze na mnie i ruszył do drzwi.

- Dobranoc, moja piękna.

Rozebrałam się zostawiając ubranie w nieładzie gdzieś na podłodze. Pozwoliłam sobie ominąć kolację przekazując przez Odę, że jestem bardzo zmęczona po podróży. Długo nie mogłam zasnąć myśląc nad tym co mi powiedział.

***

Wracałam właśnie z któregoś już z kolei poobiedniego spaceru po ogrodach, gdy spotkałam Aleksandra.

- Witam szczęśliwą narzeczoną - powiedział ironicznie. Nie miałam zamiaru mu odpowiadać, więc tylko skinęłam lekko głową i chciałam iść dalej, jednak mi to uniemożliwił.

- Jeśli w jakikolwiek sposób spróbujesz nie dopuścić do mojego ślubu to przysięgam, że gorzko tego pożałujesz - przesunął się przygniatając mnie do ściany.

- Wątpię, by grożenie mi pomogło ci zawrzeć ten związek. Na pewno również nie pomoże w stosunkach naszych krajów, jeśli tylko książę Robert się o tym dowie - odpowiedziałam lodowatym głosem.

- Dlatego jak mniemam się o tym nie dowie, prawda cukiereczku? - łapiąc jeden z rękawów mojej sukienki. Próbował rozwiązać gorset, na szczęście nie szło mu to najlepiej.

Marmurowa KrólowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz