Rozdział 6

557 24 4
                                    

Jadłam śniadanie w swoim saloniku, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Dziś miało się odbyć przyjęcie zaręczynowe, a za dwa dni mieliśmy wyruszyć na Litwę. Oda otworzyła, a do środka wparował nikt inny, jak moja rodzicielka. To ona zawsze strofowała wszystkich, by zachowywali się godnie. Natychmiast się podniosłam i wpadłam prosto w jej ramiona.
- Mamusiu - szepnęłam.
- Córeczko - powiedziała równie cicho.
Przez chwilę stałyśmy obejmując się i chłonąc nawzajem swoją obecność.
- Moja córeczka zostanie królową - odsunęła się troszeczkę, by móc spojrzeć mi w oczy. Ujęła moją twarz w dłonie, a ja widziałam łzy spływające po jej policzkach i dumę w jej spojrzeniu. Kiedy się od siebie odsunęłyśmy zobaczyłam, że nie przyszła sama.
- Witaj, Zosiu - powiedziała Konstancja przytulając mnie.
- Może powinnyśmy ci mówić wasza wysokość czy coś - zażartowała Maria również mnie obejmując. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Jeszcze nie - pokazałam jej język. Dojrzale. Usiadłyśmy przy stoliku, który już zmienił nakrycie ze śniadaniowego na herbaciane.
- Mam nadzieję, że zostajecie do jutra? - spytałam. - Chciałabym, żebyście zostały dłużej, ale za dwa dni wyjeżdżamy z Elą do Wilna.
- Zostajemy, zostajemy - natychmiast podjęła Konstancja. - Czyli zostałaś również druhną księżniczki Elżbiety?
Potwierdziłam skinieniem jednak nie dane mi było nic powiedzieć.
- A książę? Pozwoli ci na tak długą podróż bez siebie? Na swoich urodzinach nie odstępował cię na krok - wtrąciła się Maria.
- Jedzie z nami - odparłam.

Miałyśmy sobie wiele do powiedzenia. Herbatka zamieniła się w obiad. W końcu Oda musiała interweniować. Pozostałe panie zeszły do sali balowej, gdzie już gromadzili się goście. Zostałam w towarzystwie swoich pokojówek. Na dziś uszyły mi sukienkę w kolorze czerwonego wina. Ponieważ było to moje przyjęcie zaręczynowe wszyscy pozostali goście powinni przyjść w różnych odcieniach bieli i niebieskiego. Nawet sala była ustrojona właśnie w takich barwach. Jednak nie była to taka suknia jakie nosiłam do tej pory. Przy brzegach obszyta złotem. Długie rękawy rozszerzały się w miarę zbliżania do dłoni, tak że ich końce sięgały podłogi. Wycięcie na plecach kryła złota koronka. Gorset i pantofle w tym samym kolorze dopełniały stroju. Na rozpuszczonych włosach, których przedziałek był przesunięty w lewo lśnił złotem diadem z  małym czerwonym rubinem na środku. Gdy wkładałam pantofle rozległo się pukanie do drzwi.

- Moja pani nie chcę cię pospieszać, ale najwyższy czas byśmy udali.....- w tym momencie jego wzrok padł na mnie. Westchnął. - Kobieto, nie dasz mi żyć.

- Aż tak źle? - spytałam nie kryjąc strachu, który poczułam.

- Źle? Wyglądasz nieziemsko. Jak anioł- odpowiedział. 

- Jak anioł? - zdziwiłam się. - Od kiedy czerwień jest kolorem anielskim?

- Od kiedy ty ją nosisz - odpowiedział ze złośliwym uśmieszkiem, a ja miałam ochotę go zabić.

- Chodźmy już - powiedziałam tylko.

Poprowadził mnie tymi samymi korytarzami, którymi szliśmy przed moim debiutem. Wiedziałam, że wszyscy są już na sali. Miałam ochotę odwrócić się i uciec, ale nie zrobiłam tego. W sposobie w jaki mnie prowadził było coś władczego. Coś co mówiło ta kobieta jest moja i tylko moja. Zatrzymaliśmy się przy tych samych znanych mi już drzwiach. Również dziś usłyszałam najpierw podwójne uderzenie wysokiej pięknie rzeźbionej laski będącej dumą marszałkowskiego urzędu. 

- Następca tronu książę Robert Konrad Królewiec syn Władysława Henryka i Anny Kunegundy Królewiec wraz z narzeczoną córką Filipa Bolesława i Adelaine Lubomirskich panną Zofią Jadwigą Lubomirską - także dziś otwieraniu wielkich białych drzwi towarzyszył twardy głos marszałka. Stanęliśmy na górze schodów wyłożonych specjalnie na tę okazję błękitnym dywanem. Wszystkie twarze zwrócone były w naszą stronę. To była długa i męcząca noc, którą spędziłam na tańcach oraz zabawianiu gości. Na szczęście następnego dnia mogłam odpocząć w towarzystwie swoich najbliższych.

***

Podróż do Wilna była długa, choć nie wiele z niej pamiętam. Właściwie jak zasnęłam za bramą zamku tak obudziłam się dopiero przed murami rozległej letniej posiadłości. Równiutko przycięte trawniki i roślinność idealnie pod linijkę. W niczym nie przypominało to bujnych ogrodów mojego przyszłego domu, ale miało swój własny surowy urok.

Na szerokich schodach już czekało na nas kilka postaci. Na najniższym schodku stało trzech mężczyzn. Byli do siebie podobni. Na pierwszy rzut oka było widać, że dwóch z nich to bliźnięta. Prawie identyczni. Blond włosy, zielone oczy, dość wysocy i podobnie ubrani, nie grzeszyli jednak urodą. Mężczyzna w środku miał szare oczy był wyższy i nieznacznie szczuplejszy od swoich braci, lecz nie przystojniejszy. Powóz zatrzymał się przed nimi. Lokaj otworzył drzwi i pomógł wysiąść najpierw Marii i Annie - pokojówką Eli, następnie Odzie. W tym samym czasie mój książę witał się z królewskim rodzeństwem. Lokaj chciał pomóc wysiąść również mnie, ale nie było mu to dane przez szybką interwencję Roberta, który podał mi rękę.

- Panowie pozwólcie, że przedstawię wam moją narzeczoną Zofię - dygnęłam leciutko - oraz moją siostrę Elżbietę - mówiąc to na chwilę puścił moją rękę, by pomóc wysiąść również jej.

Zobaczyłam jak szare oczy zalśniły, gdy tylko moja przyjaciółka wysiadła.

- Długo czekałem, by móc cię poznać droga pani - tu ucałował rękę Eli - twoja uroda przyćmiewa jeszcze bardziej niż gdy ostatnio się widzieliśmy. Na imię mam Aleksander, a to moi bracia Witold i Zygmunt.

Poczułam się troszkę urażona, ale najwidoczniej nie tylko ja zwróciłam uwagę na to pominięcie. Widziałam po minie mojego przyszłego męża, że ma zamiar interweniować, lecz tym razem ktoś go uprzedził:

- Bracie gdzie twoje maniery - odezwał się surowo Witold. - Zignorowanie narzeczonej przyszłego króla Polski raczej nie leży w naszym interesie. Witam obie panie jak najserdeczniej i przepraszam za brata - musnął wargami dłoń moją następnie Elżbiety. Zygmunt powtórzył jego gest w milczeniu.

Jednak Aleksander najwidoczniej nie zważał na nic. Podał tylko ramię swojej narzeczonej jednak ta go nie przyjęła.

- Zofia jest moją druhną. Również jej błogosławieństwa potrzeba, by ten ślub się odbył, więc złe relację z nią, mogą ci zaszkodzić Aleksandrze.

Książę litewski chyba nie spodziewał się takiej bezpośredniości i władczości po tak szczupłej, choć wysokiej postaci. A może chodziło o to, że jest kobietą? Jego twarz na chwilę zastygła w wyrazie oburzenia jednak, gdy tylko zobaczył ponaglający wzrok nie tylko swoich braci i Roberta, ale również przyszłej narzeczonej zwrócił się do mnie.

- Wybacz mi panienko nie chciałem cię urazić.

Może każda inna kobieta na moim miejscu nie odważyłaby się na to ja jednak nie miałam zamiaru pozwolić się obrażać. Tym bardziej widząc kpinę w jego oczach.

- Podróż była długa. Byłabym wdzięczna, mogąc się odświeżyć - zwróciłam się do Witolda. Moje słowa zostały nagrodzone kolejną zszokowaną miną najstarszego z rodzeństwa oraz lekkim uśmiechem na twarzy bliźniaka.

- Ależ oczywiście, pozwólcie - lekko skinął ręką w kierunku schodów. - Pokażę pokoje.

Podążyliśmy więc za nim.

Pokoje moje i Roberta były dokładnie na przeciwko. Elżbieta została już umieszczona w komnatach królowej, które teoretycznie powinna zająć dopiero po ślubie. Witold poinformował nas, że kolacja jest za trzy godziny, a na odchodnym zwrócił się jeszcze do mnie:

- Nie wielu potrafi i może tak bezceremonialnie utrzeć nosa mojemu bratu. Zaimponowała mi panienka - po tych słowach odwrócił się jeszcze do mojego narzeczonego. - Zazdroszczę kobiety.

Ukłonił się lekko i odszedł.

Mój książę wszedł za mną do moich pokoi.

Marmurowa KrólowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz