To była długa noc. Nogi bolały mnie potwornie. Robert niósł mnie na rękach od sali balowej, nic sobie nie robiąc z moich protestów, próśb, wierzgań, ani gróźb. Byłam jednocześnie na niego wściekła i niezmiernie mu wdzięczna, bo nie wiem czy dotarłabym do sypialni o własnych siłach. Położył mnie na łóżku w moich pokojach, które miałam zajmować już tylko do oficjalnej koronacji. Zdjął mi buty i rozsznurował gorset. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, ani gdzie patrzeć. Wyparłam myśli o tej chwili z mojego umysłu. Teraz wróciły z potrójną siłą, a ja zaczęłam się bać. Nie byłam gotowa, ale trzymałam swoje ciało w ryzach nie pozwoliłam sobie na choćby jedną łzę czy smutną minę. Spojrzałam mojemu mężowi prosto w oczy i czekałam, co będzie dalej.
- Jesteś śliczna, mój aniołku - powiedział, odsuwając niesforny kosmyk z mojej twarzy. - Mogę zostać i spać na kanapie? Czy wolisz, żebym sobie poszedł?
Byłam tak zaskoczona, że aż otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Uważaj, bo ci mucha wpadnie - uśmiechnął się.
- Myślałam po prostu, że...- zaczęłam, ale nie dał mi skończyć. Spuściłam głowę nie wiedząc jak się zachować.
- Nie mógłbym ci tego zrobić - położył dłonie na moich policzkach podnosząc ją i zmuszając mnie bym na niego spojrzała. Jego usta zetknęły się z moimi, a ja oddałam pocałunek.
- Zostań - powiedziałam cicho. W jego oczach zobaczyłam triumf. Wygrał tę bitwę. Kolejną już w tej wojnie.
*****
Kolejne trzy dni były równie męczące. Każdego wieczoru mój mąż delikatnie niósł mnie na rękach do łóżka. Choć próbowałam protestować za każdym razem, zwykle kończyło się to potknięciem o dywan lub stopień. Za każdym razem Robert, z triumfem w oczach chronił mnie przed upadkiem i brał na ręce, by powtórzyć swój rytuał.
Nadszedł ostatni dzień uroczystości - koronacja. Nie miałam czasu wcześniej za dużo o tym myśleć, więc się nie stresowałam. Jednak, gdy dziś się obudziłam, pierwszym co poczułam było przerażenie. Strach paraliżował moje ciało. Dłuższą chwilę leżałam wpatrując się w baldachim łóżka, aż poczułam ciepłe, miękkie wargi na moim policzku.
- Dzień dobry, aniołku - wyszeptał do mojego ucha, a ja przymknęłam oczy. Położył rękę na moich dłoniach splecionych na kołdrze. - Denerwujesz się?
Czułam jego intensywnie wpatrujące się we mnie oczy. Nie byłam w stanie odpowiedzieć.
- Nie wierze - zaśmiał się. - Moja kobieta się denerwuje. Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe.
- Jak możesz, jesteś okropny - wyskoczyłam spod pierzyny, jak oparzona.
- O co chodzi? - spytał rozkładając się wygodnie na moim łóżku z uśmiechem na twarzy.
- O co? O odpowiedzialność! O władze! O to, że każdy mój ruch będzie teraz obserwowany przez wszystkich! - w moich oczach pojawiły się łzy. Nie będę płakać.
- Choć do mnie - wyciągnął ręce w moją stronę poważniejąc. Podeszłam do niego i usiadłam na brzegu łóżka, bojąc się zbliżyć bardziej. Nie odpuścił. Podniósł się i objął mnie w tali, przez co poczułam na plecach przyjemne ciepło bijące od jego ciała. - Jesteś do tego przygotowana Zosiu. Do bycia na świeczniku. Twoje wychowanie pozwala ci panować nad własnym ciałem i emocjami, gdy tylko jest taka potrzeba. - trzymając mnie za brodę odwrócił moją twarz w swoją stronę, bym na niego spojrzała. - Kocham Cię, ale to nie wszystko. Gdybym nie sądził, że podołasz tej roli nie wybrałbym Ciebie. To trudne, wiem, również dla mnie takie jest. Jednak musisz być świadoma, że nie tylko zauroczenie twoją osobą mną kierowało. Wiele razy obserwowałem, jak panowałaś nad swoimi łzami czy wściekłością. Widziałem, jak podejmowałaś rozsądne decyzje, których inni, by nie podjęli z egoizmu czy z braku sił by podołać takiemu zadaniu. Zgodziłaś się na ślub ze mną, by chronić swoją rodzinę. Wiedziałaś, co się stanie z nimi, gdyby rozniosło się, że mi odmówiłaś. Byłaś świadoma, że to możliwe pomimo, że stanąłem na głowie, byś mogła podjąć własną decyzję. Ty jednak wiedziałaś, że i tak ktoś może się dowiedzieć. Uwierz w siebie. Ja wierze w Ciebie bezgranicznie, wierzę, że podołasz.
Mężczyzna kucnął przede mną złapał mnie za ręce i spojrzał prosto w moje oczy.
- Damy radę, zaufaj mi - poprosił.
- Sęk w tym, że boję się to zrobić - powiedziałam odwracając głowę.
- Już za późno. Nie mamy wyboru. Teraz musimy dać z siebie wszystko. Chyba nie chcesz poddać się bez walki.
Po tych słowach podniósł się i pociągnął mnie za sobą. Przyłożył wargi do mojego czoła i chwilę je tam przytrzymał składając pocałunek delikatny jak dotyk motyla. Po czym zadzwonił małym dzwoneczkiem wiszącym tuż obok łóżka. W pokoju zjawiła się Oda i Emilda.
- Drogie panie - zwrócił się do nich zakładając szlafrok. Posłał mi jeszcze rozbrajający uśmieszek i wyszedł.
*****
- Mocą nadaną mi przez Boga i ludzi ogłaszam was królem i królową.
Na sali rozbrzmiały oklaski. Uczta i tańce ponownie trwały całą noc. Robert oczywiście uparł się, że zaniesie mnie do łóżka. Stwierdził, że to nadal nasze wesele, więc nie ma innej opcji. Jednak nie skręcił w korytarz na piętrze jak zawsze, tylko kontynuował wspinaczkę po schodach.
- Hm... chyba się zapomniałeś - zwróciłam mu uwagę.
- Niby czemu? - zapytał zdziwiony.
- Przecież mój pokój jest na piętrze.
- Zapomniałaś - stwierdził. - Już nie zajmujesz pokoi gościnnych. Od dziś jesteś królową, a ja królem. Nasze pokoje są odświeżone i gotowe, a rzeczy przeniesione.
Dwóch kamerdynerów stojących przy podwójnych, drewnianych drzwiach ze złotymi okuciami na nasz widok natychmiast je otworzyło. Gdy ich mijaliśmy wymienili między sobą psotne uśmiechy.
CZYTASZ
Marmurowa Królowa
RomanceOd nienawiści do miłości krótka jest droga. Od smutku do szczęścia długi mija czas. Jest pyskata, lecz nie ma wyboru. Życie jej nie oszczędza. Jak poradzi sobie z tym co zgotował jej los?