Zaprosił mnie dziś na romantyczną kolację. Czy to jest ten dzień? Cały ranek spacerowałam po ogrodach, zaś resztę dnia spędziłam w kaplicy prosząc Boga o siłę. Muszę podołać wyznaczonemu zadaniu, nie ważne jak bardzo tego nie chcę. Modliłam się, by go pokochać. By nie musieć spędzić reszty życia z człowiekiem, którego nie znoszę. Albo żeby wydarzył się cud, który odmieniłby mój los. Usłyszałam za sobą odgłos otwieranych drzwi i ciche kroki.
- Panienko – zwróciła się do mnie Emilda. - Czas...
- Tak, chodźmy – przerwałam jej cicho.
Ani ona, ani Oda nic nie powiedziały na temat śladów łez, które znalazły na mojej twarzy. Ich wprawne ręce sprawiły, że nie było ich widać. Pomogły mi włożyć czarną suknię. Kiedy spytały parę dni temu o dobór kolorów na dzisiejszy wieczór nie mogłam się powstrzymać. To była moja żałoba po utraconym życiu. Suknia miała długie rękawy z koronki, dekolt w łódkę i oczywiście sięgała do samej ziemi. Dołączony do niej gorset był w jaskrawym odcieniu czerwieni obszyty czarną nicią. Czerwone buciki ledwie wystawały spod materiału. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na w pełni czarny strój. Włosy miałam rozpuszczone. Warkocz zapleciony rano sprawił, że delikatnie się falowały. Gdy rozległo się pukanie Emilda delikatnie mnie uścisnęła, Oda po chwili wahania powtórzyła gest. Widziałam w ich oczach smutek, prawie równy mojemu.
- Przykro nam panienko – był to zaledwie szept, jednak usłyszałam jej głos.
Nie minął ułamek sekundy, gdy odsunęła się ode mnie i otworzyła drzwi.
- Wasza wysokość – skłoniła się.
- Witajcie drogie panie – odwzajemnił powitanie. Miałam rację, że to nie była zwykła kolacja. Miał na sobie granatowy starannie skrojony frak i białą koszulę jedno i drugie przeszyte czerwoną nicią. Gdy jego oczy mnie dojrzały westchnął - Zofio, piękniejesz z każdym dniem. Jak ty to robisz?
Zarumieniłam się, ale nie spuściłam wzroku. Patrzyłam prosto w jego niebieskie oczy. To przed nimi usiłowałam się ukryć przez tyle lat. Nawet dzisiejszego wieczoru. Podał mi ramię. Zaprowadził mnie na balkon przy małym saloniku znajdującym się w rzadko używanym wschodnim skrzydle pałacu. Roztaczał się stąd piękny widok na miasto leżące wokół pałacu. Mały stolik stojący troszkę z boku balkonu był przykryty śnieżnobiałym obrusem, na którym znajdował się wysoki świecznik oraz zastawa dla dwóch osób.
- Romantycznie – skomentowałam.
- Starałem się – odpowiedział pomagając mi usiąść. Na chwilę zniknął w pokoiku przez który przeszliśmy. - Podano kolację.
Jedząc rozmawialiśmy o muzyce, koniach, a nawet polityce. Po deserze naprawdę zaczęłam się denerwować, na szczęście odebrałam wychowanie nie pozwalające mi tego pokazać.
- Zofio,.....ja....- zaczął. Aż zastygłam z nerwów. Nie mogłam choćby mrugnąć. - Chciałbym o coś spytać. - Uklęknął na prawym kolanie wyjmując z kieszeni małe pudełeczko. Otworzył je. - Wyjdziesz za mnie? - Wiedziałam, że pierścionek jest oszałamiający. To było oczywiste. Jest księciem, a w niedalekiej przyszłości zostanie królem. Nie mógł sobie pozwolić, by podarować swojej kobiecie byle co. Jednak ja nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu. Pełnych nadziei. W tym spojrzeniu było tyle miłości. Jakbym była jedyną kobietą na świecie.
- Tak – moje słowa okazały się zaledwie szeptem. Nie mogłam się zdobyć na nic więcej. Nie bardzo panowałam nad swoim ciałem. Wsunął mi na palec pierścionek. Kiedy mnie przytulił, nie mogłam powstrzymać dłużej łez. Spłynęły po moich policzkach, a ja modliłam się, żeby nie zniszczyły dzieła moich pokojówek. Odsunął mnie od siebie, by spojrzeć mi w twarz.
CZYTASZ
Marmurowa Królowa
RomansaOd nienawiści do miłości krótka jest droga. Od smutku do szczęścia długi mija czas. Jest pyskata, lecz nie ma wyboru. Życie jej nie oszczędza. Jak poradzi sobie z tym co zgotował jej los?