Oda i Emilda pomagały mi włożyć suknię. Była naprawdę olśniewająca. Od Elżbiety dowiedziałam się, że wejdę na salę, jako ostatnia z debiutujących. Czyli albo nikt nie zauważy mojego wejścia, albo wszyscy będą je pamiętać, zapominając o innych dziewczynach. Zważywszy na to, iż moim partnerem był sam książę można było założyć, że w grę wchodzi tylko druga opcja. Wszyscy będą chcieli zobaczyć pannę, która miała tak szczególne względy. Mężczyźni od 12 roku życia byli na salonach, poznając ważne osobistości i towarzysząc swoim ojcom w prowadzeniu interesu, który w stosownym czasie mieli przejąć. Kobiety jednak znane były tylko tym najbliższym przyjaciółkom swoich mam oraz swoim szkolnym towarzyszkom. Dlatego debiut miał takie znaczenie. Trzeba było się pokazać w odpowiednim miejscu i czasie na salonach, by ustawiła się kolejka mężczyzn pragnąca tę damę poślubić. Dzisiaj miało zostać wprowadzonych na salony dziesięć dziewcząt w tym ja. Wszystkie miały nadzieję zostać wybrankami przyszłego króla. Poza mną. Nie były świadome, że decyzja została podjęta. Teoretycznie powinnam teraz stać przed drzwiami do sali balowej razem z resztą tych wysoko urodzonych panien. Jednak Oda przekazała mi wiadomość od królowej, że mam czekać, aż przyjdzie po mnie jej syn. Pokojówki dopięły do gorsetu tren w równie granatowym kolorze. Następnie zapięły mi na szyi srebrny łańcuszek z serduszkiem, a na nadgarstek wsunęły identyczną bransoletkę. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Emilda otworzyła je i wpuściła księcia do środka. Miał na sobie uroczysty granatowo-złoty mundur oraz koronę oczywiście mniejszą i nie tak ozdobną jak królewska jednak nadal dość pokaźnych rozmiarów. Jego otwarte usta i zdumienie w oczach sprawiły, że oblałam się rumieńcem i pochyliłam głowę. Dygnęłam przed nim, nie zapominając o dworskiej etykiecie i czekałam. Minęła chwila nim się odezwał.
- Nie pomyślałbym, że możesz być jeszcze piękniejsza, póki tego nie ujrzałem – powiedział podchodząc do mnie. Złapał między palce kosmyk moich kasztanowych włosów. Pokojówki zaczesały część do góry robiąc z nich mały koczek upięty wsuwkami z czerwonymi klejnocikami, reszcie zaś pozwoliły opaść delikatnymi falami na plecy.
Podał mi ramię, a ja przyjęłam je z wdzięcznością. Trzewiki na obcasie były dla mnie jeszcze nowością i trochę się bałam upadku. Chyba to wyczuł.
- Nie martw się nie pozwolę ci upaść - stwierdził.
- Nie martw się dam sobie radę – odpowiedziałam przedrzeźniając go.
To miała być złośliwa uwaga, jednak on zaśmiał się zupełnie nie urażony, jakbym opowiedziała mu wspaniały dowcip. Odprowadził mnie do drzwi wejściowych na salę balową.
- Za chwilę cię zapowiedzą, a Albert powie ci kiedy masz wyjść – wskazał lokaja stojącego po prawej stronie drzwi. - Przystań na chwilę zanim ruszysz w dół. Schodząc po schodach trzymaj się poręczy, uchroni cię przed upadkiem. - Uśmiechnął się lekko.- Nie śpiesz się za bardzo, daj sobą nacieszyć oczy. Będę czekał u stóp schodów.
- Ha ha. Jesteś taki zabawny, przecież wiem to wszystko – zgromiłam go wzrokiem, a w jego oczach pojawiły się figlarne iskierki.
- Do zobaczenia za chwilę, Zofio – skłonił mi się lekko, a ja dygnęłam automatycznie.
Gdy tylko zniknął za załomem korytarza, usłyszałam dwa mocne uderzenia laski o podłogę. Za drzwiami zaległa cisza.
- Księżniczka Zofia Jadwiga Lubomirska. Córka księcia wschodu Filipa Bolesława Lubomirskiego. Towarzysz: książę Robert Konrad Królewiec. - mocny baryton lokaja odbijał się od wysokich ścian sali. Lokaje otworzyli przede mną drzwi, a jeden z nich – Albert – pokazał mi ręką, że mam wyjść.
Powoli przeszłam przez drzwi i stanęłam u szczytu schodów zwężonych na górze i rozszerzających się ku dołowi. Od progu drzwi do ostatniego stopnia był rozwinięty purpurowy dywan. Odetchnęłam ogarniając wzrokiem ogromną salę i próbując się uspokoić. Oparłam lewą rękę na balustradzie i powoli zaczęłam schodzić w dół. Długi tren ciągnął się za mną. Zastanawiałam się, czy nie będzie mi przeszkadzał podczas tańca i poruszania się po sali. U stóp schodów zobaczyłam księcia, a za jego plecami obie moje pokojówki, skryte w cieniu. Ze wszystkich stron słyszałam westchnienia i ciche szepty. Robert podał mi lewą rękę i pomógł pokonać ostatnie dwa stopnie. Gdy przekładał moją dłoń na swoje prawe ramie, Oda i Emilda odpięły tren od mojej sukni. Przeprowadził mnie przez środek sali do miejsca, gdzie zasiadali jego rodzice. Dygnęłam przed królewską parą. Odpowiedzieli mi skinieniem głów, a po sali przeszły jeszcze głośniejsze szepty. Był to gest najwyższego szacunku panującej pary i rzadko kto otrzymywał taki zaszczyt. Przyszły władca odprowadził mnie do moich rodziców stojących w pobliżu, bym mogła się przywitać. Za moimi plecami rozległo się tym razem pojedyncze uderzenie potężnej laski.
CZYTASZ
Marmurowa Królowa
RomanceOd nienawiści do miłości krótka jest droga. Od smutku do szczęścia długi mija czas. Jest pyskata, lecz nie ma wyboru. Życie jej nie oszczędza. Jak poradzi sobie z tym co zgotował jej los?