Wyjechaliśmy dzień po ślubie, tym razem w komplecie. Była to długa i smutna podróż. Już brakowało mi Elżbiety. Zdążyłam się przyzwyczaić do naszych codziennych rozmów, a teraz zobaczymy się najwcześniej na moim ślubie. Przez całą drogę nie zmrużyłam oka ani na chwilę. Patrzyłam za okno na mijane krajobrazy i zastanawiałam się, czy będę miała przyjaciela w Robercie.
Dni mijały mi na czytaniu, nauce i jeździe konnej, która była moim jedynym schronieniem przed wszystkimi. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Towarzyszyłam księciu jako jego narzeczona wszędzie tam gdzie tego się ode mnie wymagało. Nie pojawiałam się jednak na wspólnych posiłkach. Ogólnie trzymałam się z daleka.
Leżałam jeszcze w łóżku, kiedy moje drzwi otworzyły się z rozmachem, a do środka wkroczyła królowa.
- Dosyć tego młoda damo. Wstawaj natychmiast - zawołała ściągając ze mnie pierzynę. - Masz dziś przymiarkę sukni ślubnej i trzeba wybrać sukienkę dla druhny, a także milion innych rzeczy. Wiem, że brakuje ci Eli, ale to nie znaczy, że masz siedzieć tu i się smucić. Myślisz, że ona by tego chciała?
- Chyba nie - wstałam z ociąganiem.
- Chyba? Zdecydowanie NIE! Oda! - zawołała.
- Jesteśmy już - Oda i Emilda weszły obarczone białym i złotym materiałem. Moja suknia ślubna. Za tydzień wychodzę za mąż. ZA TYDZIEŃ! Gdzie ja byłam tyle czasu?
Pokojówki postawiły mnie przed wysokim lustrem i ubrały.
- Jak ty schudłaś dziewczyno - skomentowała Emilda. - Jak tak dalej pójdzie niedługo nic z ciebie nie zostanie. Tak nie może być.
Suknia nie miała żadnych zbędnych ozdób. Dekold wycięty w łódkę, przezroczyste, rozcięte u dołu rękawy. Fałdy stroju falujące przy każdym ruchu. Długi, prosty tren i złoty gorset, również zupełnie surowy.
- Tak nie może być kochanie - powiedziała królowa. - W tym tygodniu każdy podkreślam każdy posiłek jesz z nami. Trzeba dopilnować, żebyś coś jadła. To aż boli jak się na ciebie spojrzy. Jak ci się podoba?
Spojrzałam trochę niepewnie na władczynię.
- Pozbyłabym się jeszcze trenu, ale wiem, że to nie możliwe. Poza tym bardzo mi się podoba - odpowiedziałam cichutko.
- Nie martw się pozbędziesz się go zaraz po pierwszej ceremonii. Teraz druhna.
Pokojówki pomogły mi się ubrać i zaplotły luźnego warkocza. Podążyłam za królową do pokoi Judyty. Jak głosi tradycja świadkować może tylko kobieta jeszcze niezamężna, więc prostym było, że wybór padł na nią.
Jej pokojówki przygotowały dwanaście strojów w różnych kolorach i krojach. Dziewczyna przymierzyła wszystkie po kolei, razem z królową wybrałyśmy pięć z nich. Idealnie pasowały do dziewczyny. Były bardziej ozdobne niż moje sukienki, ale królowa uznała, że tym lepiej. Gdy skończyłyśmy była już pora kolacji, nie udało mi się więc uciec królowej.
Panowie już zajęli swoje miejsca, gdy przyszłyśmy. Podniosłam oczy i napotkałam wzrok Roberta. W jego oczach zauważyłam radosne iskierki.
*****
Królowa przez cały tydzień pilnowała, bym nie siedziała sama w swoich pokojach. Na dzień przed ślubem zaczęli zjeżdżać się goście. Ci najbardziej oczekiwani pojawili się prawie równocześnie. Najpierw rodzice i bracia, a zaraz za nimi Ela. Cały dzień minął mi na witaniu i poznawaniu dostojników królewskich oraz najważniejszych zagranicznych postaci, które zjeżdżały się, by zobaczyć mnie przed ołtarzem. Wieczorem padłam zmęczona na łóżko.
Wielki dzień. Królowa i Judyta siedziały w moim pokoju i patrzyły, jak Oda i Emilda krążą wokół mnie, bym wyglądała idealnie. Judyta wyszła, gdy tylko udało im się dopiąć celu jakim było ułożenie moich włosów w koka. Pomogły mi jeszcze włożyć suknię, związały gorset dopięły tren i wpięły we włosy welon, którym przykryły mi twarz. Wsunęłam stopy w pantofle i wstałam. Przeszłyśmy do małego pokoju tuż obok sali balowej. Po chwili wróciła moja druhna. Moje serce łomotało tak mocno, że myślałam iż wyskoczy mi z piersi. Królowa jeszcze uścisnęła mnie.
- Będzie dobrze aniołku, nie martw się - z tymi słowami wyszła, by zająć swoje miejsce.
Rozbrzmiała muzyka, a Judyta uścisnęła mnie i również zniknęła za drzwiami. Melodia zmieniła się, a ja przeszłam przez próg dzielący mnie od sali balowej. Była piękna, ustrojona w błękity. Najbardziej wyróżniał się czarny dywan po którym kroczyłam, ciągnący się aż do stóp schodów, gdzie czekał na mnie Henryk, mój brat oraz drużba księcia. Po prawej stronie schodów stały dwa wysokie rzeźbione trony, zajęte przez króla i królową. Po lewej stronie stały dwa również wysokie, jednak trochę skromniejsze krzesła na których siedzieli moi rodzice. Henryk podał mi ramię i poprowadził w górę schodów. Przekazał moją dłoń Robertowi, a sam zajął miejsce tuż za nim. Oddałam bukiet Judycie i spojrzałam na arcybiskupa, który stał o stopień wyżej.
- Czy chcecie dobrowolnie, bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? - zaczął arcybiskup.
- Chcemy - nie wiem jakim cudem wydusiłam z siebie głos, by zawtórować księciu. Spojrzałam na niego, on patrzył na mnie, choć welon przysłaniał mi twarz.
- Czy chcecie wytrwać w tym związku opiekując się sobą nawzajem, w zdrowiu i chorobie, aż do końca życia? - kontynuował klecha.
- Chcemy.
- Czy chcecie z miłością przyjąć i wychować w wierze potomstwo, które Bóg wam podaruje w Swej dobroci?
- Chcemy.
- Jeśli ktoś zna powód dla którego tych dwoje nie mogłoby zawrzeć związku małżeńskiego, niech odezwie się teraz lub zamilknie na wieki - tu mężczyzna podniósł głos zwracając się do wszystkich obecnych i odczekał chwilę.
- Czy ty, Robercie, bierzesz sobie Zofię za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską dopóki śmierć was nie rozłączy oraz że jej do owej śmierci nie opuścisz?
- Tak.
- Czy ty, Zofio, bierzesz sobie Roberta za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską dopóki śmierć was nie rozłączy oraz że go aż do owej śmierci nie opuścisz?
- Tak - z oczu spłynęły mi łzy, a głos lekko mi się zachwiał. Arcybiskup przez chwilę patrzył na mnie uważnie, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Władzą nadaną mi przez Boga i namaszczoną przez ludzi ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą - ostatnimi słowami zwrócił się do królewskiego następcy.
Robert podniósł welon i odrzucił jego przednią część do tyłu, tak że nie zasłaniała mi już twarzy. Spojrzał mi prosto w oczy, a ja wiedziałam, że zauważył dwie pojedyncze łzy które przecięły moją twarz. Delikatnie starł ich resztki kciukami i złączył nasze usta w kilkusekundowym, delikatnym pocałunku. Trzymał moją twarz w dłoniach jeszcze przez chwile, gdy rozległo się potrójne uderzenie laski marszałkowskiej.
- Panie i panowie, Zofia Jadwiga i Robert Konrad Królewiec.
CZYTASZ
Marmurowa Królowa
RomanceOd nienawiści do miłości krótka jest droga. Od smutku do szczęścia długi mija czas. Jest pyskata, lecz nie ma wyboru. Życie jej nie oszczędza. Jak poradzi sobie z tym co zgotował jej los?