Rozdział 3

105 6 2
                                    

Siedziałam na niebieskich płytkach skulona,opierałam czoło o ścianę a gorąca woda płynęła po mojej twarzy,włosach, plecach,ramionach,nogach...znaczyła wciąż nowe linie, ścieżki. W domu panowała całkowita cisza, gdy wróciłam do domu mamy nie było. Teraz gdy na dworze było już całkiem ciemno zaczynałam się martwić, ale to zmartwienie było jednym z moich najlżejszych. Było tylko malutką częścią oceanu moich zmartwień i myśli które cały czas zatruwały mi umysł.
Byłam na to za słaba, mam tylko siedemnaście lat, mam tylko mamę i Patricka i mam tą przeklętą magię...
Nagle usłyszałam jak na dole trzasnęły drzwi wejściowe. Odrazu wyłączyłam wodę i podniosłam się z podłogi. Wyszłam ze szklanego prysznica i owinełam się ręcznikiem.
Cała łazienka pachniała żelem pod prysznic a wszystkie lustra były zaparowane. Otworzyłam drzwi. Na korytarzu paliła się tylko jedna mała blada lampka.
No tak gdy wchodziłam pod prysznic było jeszcze wmiare jasno.
Szłam zostawiając na drewnie mokre odciski stóp moje kroki były niesłyszalne ale na dole słyszałam ciężki tupot. Ktoś,bo z pewnością nie była to moja mama, chodził po wszystkich pomieszczeniach, otwierał drzwi a potem głośno je zamykał.
Zadrżałam próbując przypomnieć sobie słowa zaklęcia obronnego.
Gdy doszłam do schodów i zaczęłam powoli schodzić na dół wysoka ciemna sylwetka znieruchomiała.
-Miranda,cholera,tak się martwiłem.-powiedział trzęsącym się głosem, wyglądał jakby był bliski płaczu.- Dzwoniłem do ciebie milion razy i do twojej mamy też. Obie nie odbieracie, odchodziłem od zmysłów, wiesz ile chorych historii przeżyłem przez te parę godzin w mojej głowie. -Mówił szybko zaciskając rękę na trzymanej broni.
-Przepraszam. -Udało mi się tylko wykrztusić.-Znowu przeze mnie cierpiałeś.-powiedziałam po chwili bardziej do siebie niż do niego.
Patrick włożył broń za pasek spodni i podszedł do mnie. Byłam jedynie w cienkim białym reczniku wiec kiedy jego ręce zacisnęły się na mojej tali a potem przyciągnął mnie do siebie nie mogłam powatrzymać dreszczu pożądania. Pragnęłam go od dawna,od dawna chciałam przypieczetować naszą miłość, od dawna chciałam mu się oddać cała...ale on nigdy nie dał mi rzednego znaku że też tego chce.
Jego pocałunek był bardziej zaborczy i namiętny niż wszystkie inne razem wzięte. Odwzajemniłam go natychmiast oplatając jego szyję gołymi ramionami.
-Przepraszam Cię. -Wyszeptałam w jego szyję gdy wkoncu się od siebie odsuneliśmy.
-Nie przepraszaj,poprostu pozwól mi być zawsze przy tobie.-mówił spokojnie ale czułam że nadal drży ze strachu.

Gdy byłam już w białej lnianej sukience a Patrick zdiął z siebie skórzaną kurtkę usiedliśmy na sofie w salonie.
Włączyłam telewizję by chciaz na chwile odgonić męczącą ciszę.
Patrick wciąż ściskał w dłoniach jakiś mały przedmiot,spojrzałam na niego.
-Co to? -Spytałam.
Odrazu skupił na mnie uwagę, spojrzał na przedmiot.
Był to pierścionek, srebrny, z małym czarnym oczkiem które skrzyło się jakby ktoś zamknął w nim kawałek nieba.
-To dla ciebie. Zapomniałem dać ci to w domu i przyniosłem go tu,wciąż miałem go na małym palcu.
Wziął moją prawą rękę i wsunął pierścionek na mój serdeczny palec. Pasował idealnie jakby był zrobiony specjalnie na moją dłoń.
-Jest...niesamowity.-powiedziałam wciąż przyglądając się pięknemu kamieniowi.
-Znalazłem go na strychu. Moja prababcia podczas wojny secesyjnej zakochała się w żołnierzu. Dał jej go dwa dni przed tym jak oddał za nią życie.
-Naprawdę? -To nie była zwykła biżuteria, dla jego rodziny,dla niego,a teraz także dla mnie ten przedmiot miał szczególną wartość.
-Czy twoja prababcia przeżyła?
-Niestety,zginęła parę dni później, niektórzy z mojej rodziny mówili że z miłości pękło jej serce.-to było abaurdalne ale on wydawał się wierzyć w swoje słowa.
-Dziękuję nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa, to wiele dla mnie znaczy.
-Tylko na tym mi zależy, na twoim szczęściu. Uśmiechnęłam się a potem pocałowałam go delikatnie.
Spojrzałam na zegar nad telewizorem.
-Już bardzo późno. -Szepnęłam.
-Masz rację, powinienem iść. -Powiedział szybko Patrick jakby bojąc się że zrobił coś złego.
-Właściwie to miałam nadzieję że dziś ze mną zostaniesz. Mojej mamy nadal nie ma...a ja nie chce być sama.
Chłopak przez chwile jakby się wahał.
-Dobrze.-uśmiechnął się.

Patrick położył się w spodniach, jego umięśnione ciało wyglądało tak potwornie kusząco ale teraz nie mogłam skupić się na nim. Strach o mamę brał górę nad wszytkim innym. Rozebrałam się do bielizny i weszłam pod kołdrę idalnie wpasowując się w ciało Patricka. Jedno jego ramię znalazło się pod moją głową a drugie spoczęło na mojej tali.
-Dobranoc kachanie.-szepnął w moje włosy.
-Patrick myślisz że mnie kochasz?-spytałam nagle sama nie wiedząc czemu mam wątpliwości. Nieraz udowadniał mi swoją miłość, tak jak dzisiaj, umierał ze strachu o to że coś mogłoby mi się stać.
-Kocham cie Kate Moss.-odparł od razu.
Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy...

Otworzyłam oczy. Otaczała mnie nie przenikniona ciemność. Chmury zapewne zakryły cały księżyc, wyciągnęłam rękę i w ciemności znalazłam włącznik nocnej lampki. Wcisnęłam go w chwili gdy na korytarzu ktoś zapalił lampkę.
Niechętnie wysunęłam się z ciepłych ramion Patricka i przeszłam przez pokój. Otworzyłam drzwi, mama właśnie rozpinała zamek w kurteczce.
-Gdzie ty do cholery byłaś? -Spytałam ze złością. Miałam ochotę krzyczeć na cały dom ale nie chciałam budzić Patricka. Tak słodko spał, jego pierś unosiła się delikatnie,rytmicznie.
-Przecież zostawiłam ci liścik że wychodzę z kolegą do restauracji.-powiedziała trochę zdezorientowana moim zdenerwowaniem.
-Jaki liścik? Gdzie?-spytałam z irytacją.
-Na stole w kuchni.-odparła ściągając z siebie sweter.
-Nie widziałam... -Jęknęłam. Ale ze mnie idiotka, mogłam poszukać jakieś wiadomości. -Ale dzwoniłam z milion razy,nieodbierałaś.-dodałam po chwili.
-Najpierw nie było zasięgu wiec wrzuciłam telefon do torebki a torebka została w aucie.
Przepraszam.-powiedziała zmęczonym głosem.
-Nieszkodzi,poprostu bardzo się o ciebie martwiłam.-uspokoiłam się w końcu.
Mama uśmiechnęła się lekko widać było że jest padnięta.
-I jak było? Koleś ok?-spytałam jeszcze. Mama często była zaczepiana na ulicy albo w barach przez mężczyzn bo nie dało się ukryć że jej seksowna uroda przyciągała wzrok. Często więc wychodziła gdzieś z mężczyznami ale kończyło się to tylko na tym jednym spotkaniu.
-Było bosko,restauracja pięć gwiazdek a koleś niezła szycha ale dziesięć lat starszy ode mnie.
-To trochę sporo...ale jeśli jest sexy i nadal czuje się młody to czemu nie.-uśmiechnęłam się.
Mama tylko raz powiedziała mi coś o tacie. Ponoć kiedy wszedł do sali żeby zobaczyć mnie po urodzeniu zmarszczył tylko brwi a potem bez słowa wyszedł zostawiając moją mamę samą. Miała wtedy dziewiętnaście lat i została sama. Jej rodzice zginęli rok przed moim urodzeniem a rodzice mojego taty zniknęli tak jak on. Bez wyjaśnienia. Teraz nigdy nie wspominałyśmy taty,należał tylko do przeszłości. Same dajemy sobie rade.
-Też tak sądzę. -Powiedziała mama.-Jutro opowiem ci wszystko dokładnie ale jestem taka śpiąca. A ty chyba powinnaś wracać do kolegi.-powiedziała to ostatnie zdanie unosząc przesadnie brwi. Znieruchomiałam. Patrick oddychał tak cicho że nie mogła go usłyszeć. Ale wtopa pewnie teraz myśli że to zrobiliśmy. Ale wstyd.
-To tylko Patrick.-wydusiłam wreszcie i wróciłam szybko do swojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i wpełzłam do ciepłego łóżka, położyłam głowę na piersi chłopaka a stukot jego serca podziałał na mnie jak kołysanka...

The witch from New OrleanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz