Rozdział 6

68 5 2
                                    

Obudziłam się bardzo wcześnie. Słońce dopiero pojawiło się nad choryzontem i leniwie suneło po wyjątkowo czystym niebie. Żadnej chmury. To chyba będzie pierwszy nie chmurny dzień na tych wakacjach. Ucieszyłam się że będzie ciepło ponieważ to oznaczało że moje okno może być przez cały dzień szeroko otwarte. Nie żebym przez cały dzień czekała na odwiedziny najbardziej niezwykłego chłopaka jakiego spoykałam w życiu.
Sprawdziałam godzinę na telefonie. 4.32. I osiem nowych nieodebranych połączeń od Patricka. Ostatnie sprzed trzech minut a to znaczyło że albo nie spał całą noc albo już wstał. Wygramoliłam się z łóżka. Spałam w bieliźnie wiec gdy mijałam lustro przystanęłam na chwile rzeby przyjrzeć się mojemu ciału. Boże. Strasznie schudłam. Dlaczego? Nie stosowałam żadnej diety,zawsze jedłam mało, ale nigdy nie chudłam. To musiało oznaczać coś złego. Obym nie była chora, tylko tego mi jeszcze brakowało.
Ubrałam na siebie obcisły czarny sweter z rękawami które zawsze naciągałam na dłonie i moje ukochane ciemne dżinsy Levis. Na nogi włożyłam czarne trapery. Akurat kiedy zapowiadała się piękna pogoda ja umierałam z zimna. Może mama miała rację i jednak bierze mnie jakaś choroba. Na dole zostawiłam mamie liścik że wychodzę a potem cicho opusciłam dom. Ostatnio tak wcześnie wychodziłam gdy szliśmy z Patrickiem na targ cyganek. To było ledwie parę dni temu a wydawało mi się że minęły lata. Tak dużo wydarzyło się w moim życiu w tak krótkim czasie. No i oczywiście pozostawała jeszcze kwestia mojego ojca, skoro był czarownikiem,to gdzie teraz był, i czy zobaczył we mnie coś co kazało mu odejść i zabrać swoją magiczną rodzinę? Zbyt wiele pytań na które mogła mi odpowiedzieć tylko osoba której nigdy nie widziałam na oczy.
Skręciłam w kolejną ulice. Potarłam ramiona, co się do cholery ze mną dzieje, dlaczego tak potwornie marznę?

Doszłam do domu Patricka i zatrzymałam się przed drzwiami. Co miałam mu tak właściwie powiedzieć? Nie byłam na niego zła ale czy jeśli mu to powiem nie będzie się czuł bezkarnie? Może zacznie jeszcze bardziej mnie zdradzać. Musiałam być twarda,nieugieta, zresztą zobaczymy jakich argumentów użyje żebym mu wybaczyła.
W końcu wyciągnęłam rękę i lekko zapukałam.
Drzwi otworzyły się po chwili a w środku stanął Patrick. Miał potargane włosy a na sobie koszulkę którą kupiłam mu kiedyś.
-Cześć. -Powiedziam cicho.-Mogę wejść?
Kiwnął głową i odsunął się żebym mogła wejść. Dlaczego czułam się jakby to on był na mnie zły i to ja miałam go przepraszać.
Jego dom był tak czyst jak nigdy wcześniej, nawet zawiesił w końcu firanki.
Nie było też stosu brudnych naczyń w zlewie a z telewizora zniknęła warstwa kurzu.
-Miranda ja, niewiem nawet jak mam Cię przepraszać... -Zaczął w końcu. Jego głos był tak cierpiący że odrazu zmiekło mu serce. Czy cały dzień i noc które spędził na bezskutecznych próbach dodzwonienia się do mnie nie były dostateczną karą?
-Gdzie ona jest?-przerwałam mu.
-Sam?Wyszła już pracuje.
-Pytam o Peper.-sprostowałam nadla zachowywałam kamienną twarz.
Patrick potarł szyję i chwile nie odpowiadał. -Jeszcze śpi, jest w moim pokoju.-powiedział. Niewiedziałam co wyczyłam w jego głosie...strach? Nie niemożliwe.
-Mogę ją zobaczyć? -Spytałam cicho.
Chłopak zdretwiał. Teraz to widziałam, strach. On bał się że skrzywdze jego dziecko magią. Jak mógł myśleć że byłabym do tego zdolna? Chociaż po tym jak ostatnio prawie zabiłam go moim zaklęciem mogłam to w jakimś stopniu zrozumieć.
Podeszłam do niego i wzięłam go za rękę.
-Patrick,nigdy nie skrzywdziałabym dziecka, a co dopiero dziecka które tyle dla ciebie znaczy.-szepnęłam mu w twarz.
Zauważyłam że na jego rękach pojawiła się gęsia skórka.
-Zimno ci?-uśmiechnęłam się żeby rozluźnić trochę atmosferę.
-To twoja dłoń. -Uniósł nasze splecione palce.-Jesteś zimna jak lód.
-Wiem. Przepraszam. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje.-puściłam jego rękę ale on odrazu wziął moją dłoń w swoje.
-Jesteś chora?-spytał.
-Nie wiem, może to skutek uboczny tego dziurawego płuca. -Uśmiechnęłam się.
-O czym ty mówisz? -zmarszczył brwi.
-To długa historia opowiem ci gdy będziemy mieć więcej czasu.
-Dobrze.-uśmiechnął się. W tej chwili z jego sypialni rozległ się cichy skrzek.
-To Peper. Chcesz ją poznać? -Spytał a ja kiwnęłam głową.
Powoli ruszyliśmy do jego sypialni. Często w niej bywałam i znałam tu każdy szczegół na pamięć ale teraz to małe zawiniete w kocyk dziecko zmieniło wszystko.
Patrick wszedł na łóżko i wziął na ręce małą dziewczynkę. Miała już krótkie czarne włosy i patrzyła na mnie zielonymi oczami Sam.
-Hej aniołku.-przywitałam się. Na widok jej delikatnego bezbronnego ciałka sama zaczęłam się martwić o jej bezpieczeństwo.
Podałam jej palec a ona uścisnęła go lekko małą rączką.
Była poprostu idealna, cudowna, niepowtarzalna, nie mogłam być zła na Patricka że postanowił się nią zaopiekować.
-Czyli mówisz że Ty i Sam to tylko ten jeden raz?-spytałam nadal uśmiechając się do małej.
-Jest dla mnie bardziej jak siostra. Czuje że muszę się nimi zaopiekować. Ale ona nigdy nie będzie dla mnie ważniejsza niż ty.-powiedział cicho.
-Ciesze się. Ale obiecaj mi że już nigdy nic przedemną nie ukryjesz.
-Przysięgam.-uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. -Musze ją ubrać, niewiem kiedy moja mama zamierza się pojawić ale chcę żeby wszystko było idealnie.
Pokręciłam głową.
-Patrick nie musisz niczego jej udowadniać, radzisz sobie świetnie a ona pewnie będzie żałować że to wszystko zostawiła. -Spróbowałam go pocieszyć ale widziałam że jest zdenerwowany.
Położył Peper na łóżku a ta odrazu złapała się za gołe stopy. Taka maleńka...
Chłopak zaczął coś do niej mówić a ja poczułam że muszę ich już zostawić samych. Patrick czekał na swoją mamę ze swoim dzieckiem i nikt nie potrzebował tu Mirandy.
-Patrick ja w sumie to musze już iść... -Zaczęłam.
Chłopak popatrzył na mnie.
-Właściwie miałem nadzieję że zostaniesz i pomożesz mi z matką. Przy tobie nie będę się stresował.
Gdyby moje serce mogło latać teraz pewnie skakałoby pod sam sufit. Czy to że Patrick chciał mnie przedstawić swojej mamie nie oznaczało że byłam częścią jego nowego życia już poważnie, na stałe? Miał tylko mnie i Peper i objema nami mógł się jej pochwalić.
-Oczywiście że zostanę. -Uśmiechnęłam się.
-Dzięki. -Powiedział a potem skończył ubierać małego grubaska. Przeszliśmy do salonu gdzie włożył ją do krzesełka i włączył jej bajki.
W kuchni zaczęliśmy przygotowywać domową pizzę. Nadal było dość wcześnie wiec nie martwiliśmy się że mama Patricka pojawi się w najbliższym czasie.

The witch from New OrleanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz