Rozdział 8

55 3 2
                                    

Parę dni później siedziałam wieczorem z książką i pochłaniałam paczkę żelków. Mama wyszła z Jonasem, Patrick miał dziś zmianę w barze a ja nie miałam nic do roboty. Rozważałam nawet czy nie zaprosić na noc Carlie ale potem zrezygnowałam. To będzie tylko mój wieczór, wieczór Mirandy i żelków!
Dni płynęły a temperatura mojego ciała nie wzrastała wręcz przeciwnie byłam coraz zimniejsza i ja ciągle marzłam. Gdy normalni ludzie biegali w cienkich kieckach i krótkich spodenkach ja trzęsłam się w golfie i dżinsach. Ale przestałam o tym mówić Patrickowi i starałam się nikogo nie dotykać. Teraz jak zwykle szczękałam zębami.
Od paru dni zawsze zostawiałam otwarte okno żeby wrazie gdyby tajemniczy chłopak postanowił mnie odwiedzić nie zastał zamkniętych "drzwi". Noce były tak samo ciepłe jak dni wiec to nie zmieniało tego jaką była temperatura w domu. Dwa razy dziennie brałam gorące kompiele w wannie i przez pół godziny musiałam się przekonywać że czas już wyjść. Coraz bardziej się martwiłam ale to był mój problem,każdy ma jakiś swój problem i ja nie zamirzam dokładać komuś jeszcze moich.
Przekręciłam kartkę i włożyłam do buzi kolejnego gumowego misia.
-Hej piękna. -Usłyszałam od okna. Nareszcie, nareszcie tu był.
-Długo cie nie było. -Udałam obojętny ton głosu i powoli zamknęłam książkę zaginając kartkę. Owinełem się szczelniej kocem i obróciłam się w jego stronę. Był jak zwykle oszałamiająco przystojny a jego jesne włosy były bardziej potargane niż ostatnio. Miałam ochotę zrzucić z siebie ten koc i robić z Jackiem rzeczy o których wolałabym nie wspominać nikomu.
-Wybacz, miałem dużo pracy. Ale ty się nie nudziłaś prawda?-zagadnął a potem jednym płynnym skokiem znalazł się na łóżku obok mnie z uśmieszkiem cwaniaczka.
-Nie.-mruknęłam tajemniczo.
-Wiem, dowiedziałaś się o dziecku tego chłopaka i poznałaś faceta twojej współlokatorki, chociaż moim zdaniem jest dla niej za stary i spotkałaś się z tą ładną ale głupiutką panną... -Mówił a mi coraz bardziej rozszerzały się źrenice.
-Skąd o tym wiesz?! Śledzisz mnie?!-spytałam ze złością. Jakim cudem wiedział o tych wszystkich rzeczach,jakim cudem był w pobliżu przez ten cały czas a ja nic nie wyczułam.
-Nie śledzę cie. Mam tonę ciekawszych zajęć, nie jesteś pempkiem mojego świata księżniczko.-uśmiechnął się znów.
Przewróciłam oczami słysząc jak słodko mnie nazwał chociaż w środku podskoczyłam z radości.
-Och to dobrze bo jeśli zobaczę że mnie obserwujesz złamie ci nos.-ostrzegłam go a on tylko szerzej się uśmiechnął. -I to moja mama anie współlokatora
-Okej okej, jeśli znów będę przypadkiem w pobliżu poinformuje cie o tym. Zgoda?
-Zgoda.
-No więc co chciałaś wiedzieć? -Spytał po chwili.
-Jak to? Nierozumiem.
-No wezwałaś mnie telepatycznie. Myślałem że czegoś potrzebujesz a ty....-zamyslił się - porostu się za mną stęskniłaś.
-Wcale nie!
-Jasne przyznaj że Cię kręcę i będziemy mogli iść dalej. -Puścił mi oko a ja szturchnełam go w bok.
-Jesteś okropny.-powiedziałam i odwrociłam się udając obrażoną.
Jack przekręcił głowę na bok jak piesek i patrzył na mnie z wyczekiwaniem.
-Nie powiem Ci że mi się podobasz bo po pierwsze widziny się drugi raz w życiu, a po drugie mam chłopaka.-poddałam się w końcu.
-Ty mnie widzisz drugi raz, ja obserwuję cie odkąd wtedy prawie zabiłem cie przebijając ci płuco.-uśmiechnął się dumny.
-Tak, wiesz mi że pamiętam ten moment.
-A co do chłopaka to myślę że nie ma szans z gościem który włada wodą,śniegiem, wiatrem i lodem.
-Twoja pewność siebie jest odpychająca.-powiedziałam chcąc mu dopiec ale on tylko mruknął coś pod nosem a potem uśmiechnął się znów.
-Okej księżniczko. Skoro nie chcesz przebywać w moim towarzystwie będę się zbierał. -Powiedział dramatycznie.
Przekreciałam oczami i westchnęłam.
-Wychodzę, znikam w ciemności, niewiem kiedy znów się spotkamy, czy wogole się jeszcze spotkamy...-wzdychał powoli kierując się w stronę okna.
-Odchodzę, żegnaj ma miła...
Nie wierzę że odstawia taki kabaret.
Nie odezwę się niech sobie idzie wcale mi na nim nie zależy... Wcale a wcale... Nawet nie wąż się odezwać, nie odzywaj się...
-Och,zostać Jack.-wypaliłam w końcu a on zajął znów miejsce obok mnie.
Świetnie, teraz już wiedział że ma na mnie wpływ...

Przez prawie pół nocy rozmawialiśmy o wszytkim. Jack opowiedział mi jak przez te lata udoskonalał swoją moc, opowiedział mi o swoim mieszkaniu na strychu jednego ze starych teatrów gdzie czasem rozmawiał z duchami, o tym jak wiele razy myślał że spotkał czarownice albo czarownika a to okazywali się być zwykli ludzie i mimo że się z nimi zaprzyjaźnił musiał odchodzić, ciągle doskwierała mu samotność i poczucie że o czymś nie pamięta.
Niwiem kiedy to się stało, ale gdy skoczył mówić zdałam sobie sprawę że opiera się o ścianę i obejmuje mnie ramieniem a ja opieram głowę na jego ramieniu.
-Jack...-szepnełam po chwili.
-Tak księżniczko? -powiedział równie cicho.
-Nie czujesz że jestem...to zabrzmi dziwnie...zimna?-spytałam.
-Zimna? W sensie w sprawie kontaktów Miranda-Jack czy twoje ciało jest zimne?
-Chodzi mi o moje ciało. -Sprostowałam. Kontakty Miranda-Jack brzmi kusząco ale mam Patricka, a Jack jest obcym gościem nieważne jak zniewalająco przystojnym ani jak dużo rzeczy nas łączy. Czy leżenie na ramieniu chłopaka nie podchodzi już pod kryteria zdradzania?
-Twoje ciało ma teraz temperaturę mojego ciała a to chyba dobrze prawda?
Odsunęłam się od niego marszcząc brwi. Analizując jego zdanie po chwili udało mi się w pełni je zrozumieć.
-Jack! Ty mi to zrobiłeś! -Krzyknęłam spychając z siebie jego rękę.
-Dlaczego się złościsz?-spytał jakbym zachowywała się jak idiotka. Czy dla niego to takie zwyczajne zmieniać ludziom temperaturę ciała?!
-Od paru dni umieram z zimna i nie mogę dotykać Patricka ani mamy ani Carlie bo boje się co sobie pomyślą jak zobaczą jaka jestem zimna. To nie jest normalne.
Teraz to on zmarszczył brwi.
-Przepraszam,niewiedziałem że chłód będzie Ci tak doskwierał.-powiedział wreszcie. -Przez noc znów wrócisz do poprzedniej temperatury obiecuje.
To jak szybko przeprosił i jaki był spokojny zaczęło mnie denerwować.
Wstałam z łóżka i stanęłam przodem do okna tak żeby na niego nie patrzeć
-Jak mogłeś zrobić coś takiego nie pytajac mnie o zgodę? -Spytałam po chwili. Nie mogłam mu tak odpuścić, odprawiał na mnie czary gdy o tym niewiedziałam.
-Myślałem że tak będzie nam łatwiej. -Powiedział spokojnie.
-Nam? Nam? Nie, chciałeś powiedzieć Tobie! Bo ja musiałam marznąć żeby się do ciebie dopasować. Może to ty powinieneś zmienić temperaturę swojego ciała?!
Jack spuścił głowę i zaczął się bawić moją kołdrą.
-Co? Nie masz nic do powiedzenia? To jakaś nowość -mruknęłam zakładając ręce.
Nadal milczał, to w końcu zaczęło się robić krępujące, poczułam się winna że tak się na niego wydarłam. Tyle lat był sam że może wyszło mu z nawyku pytanie ludzi o pozwolenie. A przecież przeprosił.
-Przepraszam Jack ja...-zaczęłam i obruciłam się w stronę łóżka ale chłopak zniknął. Rozejrzałam się po pokoju. Wyszłam na korytarz.
-Jack!-krzyknęłam żeby sprawdzić czy napewno nie ma go w domu.
Odpowiedziała mi cisza...

The witch from New OrleanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz